Na początek chciałam podziękować za wszystkie komentarze :* Jesteście kochani ♥
Niestety, dzisiaj rozdziału nie będzie. Ale może od początku.
To tak. W pasku na górze pojawiła się nowa strona (nie wiem jak to nazwać więc powiedzmy, że jest okej ^^) Jest to link do opowiadania, mojego autorstwa na konkurs, o którym wspominałam wcześniej.
Jakby ktoś chciał przeczytać to zapraszam ;3
A co do trzeciego rozdziału to nie mam pojęcia kiedy się pojawi. Muszą mi chęci wrócić. Niby mam wenę, mam mnóstwo pomysłów, ale... Nie chce mi się stukać w klawiaturę. Zostało mi niewiele do napisania (bo 1/4 rozdziału..) Mam nadzieję, że coś przez weekend zabazgram.
Um, to chyba wszystko co chciałam powiedzieć. Wybaczcie, nie umiem takich ogłoszeń pisać -.-
Jeszcze raz dzięki za komentarze i za to że w ogóle to czytacie ♥♥
Pozdrawiam.
31 sty 2013
8 sty 2013
Rozdział 2 [YAM]
Jak widzicie rozdział nawet szybko się pojawił. Niestety na trzeci musicie dłużej poczekać, gdyż zostało do napisania 1/4 rozdziału a teraz chcę się skupić na konkursie.. więc nie wiem kiedy go dokończę...
Ten rozdział dedykuję Kashii (postać pojawiająca się na końcu specjalnie dla Ciebie :* Tylko nie fangriluj za bardzo xD) Assalinowi (żebyś nie czuła się osamotniona <3) oraz z wielkimi podziękowaniami Inie (dwia ostatnie pseudoniny nie wiem jak się odmienia więc proszę mnie nie bić *robi maślane oczka*)
Przy okazji chciałam podziękować za komentarze. Kocham je wszytskie. Są one bardzo dla mnie ważne (WSZYSTKIE! *patrzy wymownie na Yuu*). Jesteście wspanieli <3
Nie przedłużając zapraszam do czytania ^^
Ten rozdział dedykuję Kashii (postać pojawiająca się na końcu specjalnie dla Ciebie :* Tylko nie fangriluj za bardzo xD) Assalinowi (żebyś nie czuła się osamotniona <3) oraz z wielkimi podziękowaniami Inie (dwia ostatnie pseudoniny nie wiem jak się odmienia więc proszę mnie nie bić *robi maślane oczka*)
Przy okazji chciałam podziękować za komentarze. Kocham je wszytskie. Są one bardzo dla mnie ważne (WSZYSTKIE! *patrzy wymownie na Yuu*). Jesteście wspanieli <3
Nie przedłużając zapraszam do czytania ^^
-Kaith! Kaith! - usłyszałem w pewnej chwili czyjeś wołania.
Mruknąłem coś niewyraźnie, odwracając się. - No wstawaj! Zaraz się spóźnisz! -
mówił zniecierpliwiony głos i mój napastnik zaczął ściągać ze mnie kołdrę.
Zrobiło mi się zimno, jednak nie zamierzałem zwlec się z łóżka, żeby okazać
swój opór wkopałem się pod prześcieradło. Może nie było mi zbyt wygodnie i nie
był to najlepszy pomysł, ale czułem się tak błogo, wreszcie miałem spokój,
ciszę i nic nie zaprzątało mojej głowy. No może tylko złote oczy, przystojnego
nieznajomego… Wróć, to nie jest normalne. Ale kto powiedział, że jestem
normalny? Tak więc powróciłem do swojej błogiej ciszy, gdy nagle moje ciało
pokryła zimna ciecz. Zdezorientowany podniosłem się do siadu, przez co
zaplątałem się w prześcieradło. Zacząłem rozglądać się chaotycznie, co
poskutkowało jeszcze większym unieruchomieniem ciała w pościeli, w wyniku czego
miałem przyjemność bliskiego spotkania z podłogą. Moje nogi nadal były
uwięzione w materiale, a na mnie spoczywała poduszka, którą przy okazji
zrzuciłem. Do moich uszu doszedł głośny śmiech. Ja tu wstać nie mogę a ona śmiać się będzie… przemknęło mi przez
myśl.
-Jessica! Pomogłabyś mi, a nie boki
zrywasz. - krzyknąłem na siostrę. Dziewczyna wybuchła jeszcze głośniejszym
śmiechem, ale posłusznie podeszła i zaczęła mnie rozplątywać z przeklętego
prześcieradła. - Możesz mi powiedzieć, co ty, przeklęta żmijo, robisz? -
zapytałem surowym, ale opanowanym tonem, gdy stałem już naprzeciwko siostry.
Dziewczyna sięgała mi do brody. Znacznie więcej cech genetycznych odziedziczyła
po ojcu. Miała długie, falowane blond włosy oraz niebieskie oczy. Moja rodzina
zawsze twierdziła, iż jesteśmy do siebie bardzo podobni. Ja natomiast nie
widziałem tej podobizny. Ja miałem skośne oczy, jej natomiast nie wyglądały na
azjatyckie. Ogólnie Jessica nie wyglądała na osobę z Japońskimi korzeniami.
Więc gdzie ta podobizna? No tak… Rodzina wszędzie ją wypatrzy.
-No mama cię wołała, ale ty nie
wstałeś więc prosiła mnie abym cię obudziła. Wiesz, śpieszyła się, więc się
zgodziłam… - wyjaśniła słodkim głosikiem.
-Nie trzeba było na mnie wylewać
zimnej wody! - warknąłem, trzęsąc się z zimna.
-No, kiedy cię dobudzić się nie dało.
- usprawiedliwiła się. – Zresztą, na twoim miejscu bym się pośpieszyła, za pół
godziny masz pierwszą lekcję. - posłała mi słodki uśmiech
-Co? - zdziwiłem się. - Nie mogłaś
mnie obudzić wcześniej? - zapytałem z pretensjami. Dziewczyna nie przestając
się uśmiechać, w ten irytujący sposób, wzruszyła bezradnie ramionami i opuściła
mój pokój. Szybko wbiegłem do łazienki, aby załatwić najpotrzebniejsze sprawy,
następnym punktem była garderoba. Tam troszkę więcej czasu spędziłem. Dzisiaj
założyłem czarne rurki, czarny podkoszulek na szerokich ramiączkach oraz niebieską,
rozpiętą koszulę, z krótkim rękawem. Na nadgarstkach widniały rzemyki, a na
palcach pierścionki. Po szybkim przeczesaniu włosów, aby w miarę dobrze
wyglądały, wybiegłem z pokoju kierując się w stronę kuchni.
-Mirian, daj mi proszę, drugie
śniadanie. - szybko rzuciłem i spojrzałem na zegarek. Miałem piętnaście minut
do dzwonka, trochę mało czasu.
-A coś ty taki spóźniony - zdziwiła
się kobieta, pakując kanapki.
-Ta wredna szuja za późno mnie
obudziła. - pożaliłem się. Gosposia spojrzała na mnie przelotnie i się
uśmiechnęła. Chyba ucieszył ją fakt, że tak długo spałem. Każdy w tym domu
wiedział o mojej bezsenności, jak i o powodach, które ją wywołały. Muszę
podziękować nieznajomemu za zrzucenie ze mnie klątwy. Uśmiechnąłem się do
swoich myśli. Ten fakt nie umknął uwadze służącej, gdyż spojrzała na mnie
podejrzliwie, a następnie z ulgą uśmiechnęła. Nawet nie skarciła mnie za
nazwanie mojej siostry szują…
-Dzięki Mirian. - rzekłem zabierając
torbę z jedzeniem od gosposi. - Ja lecę. - ucałowałem kobietę w policzek i
wybiegłem z kuchni.
-Co? A śniadanie? - krzyknęła
jeszcze służąca. Nic nie odpowiedziałem, gdyż chwilę później zamykałem za sobą
drzwi.
Do szkoły wbiegłem pięć minut przed
dzwonkiem. Zdyszany oparłem się o ścianę i zgiąłem wpół. Obserwowałem
przechodzących uczniów.
-Kaith! - usłyszałem nagle pełen
radości i uwielbienia okrzyk. Odwróciłem głowę w stronę uroczej blondynki.
-Hej Caroline. - przywitałem się. -
Chciałaś coś? - zapytałem słodkim głosikiem, przez co dziewczyna się
zarumieniła, zaczęła śmiesznie wyginać palce oraz wbiła wzrok w ziemię.
-No bo… - zaczęła się jąkać. Co było
niecodziennym zjawiskiem, gdyż Caroline zawsze była pewna siebie, chodziła z
głową wysoko uniesioną, a przy mnie nienaturalnie się peszyła. Uśmiechnąłem się
zachęcająco. - Chciałam zapytać, czy nie pomógłbyś mi w matmie… Bo wiesz… -
urwała i spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem. Wiedziałem, iż dziewczyna ma
zagrożenie z tego przedmiotu, ale zdawałem sobie również sprawę, że nie tylko o
matematykę chodzi…
-Jeśli się zgodzę to co dostanę w
zamian? - zapytałem. Dziewczyna jeszcze bardziej się speszyła, a ja miałem
ochotę wybuchnąć głośnym śmiechem. Jednak dzielnie się powstrzymywałem. - W sumie pomógłbym ci… - zawiesiłem znacząco
głos, a dziewczyna spojrzała na mnie pełna nadziei. - Ale obecnie nie mam
czasu. Wiesz próby zespołu zajmują sporo czasu. - wyjaśniłem, a Caroline
spojrzała na mnie rozczarowana. Jednak w jej wzroku widziałem coś na kształt
zaciekawienia. W końcu nie każdy mógł się zadawać z przyszłą gwiazdą rocka.
Razem z kumplami mamy zespół, ja mam przyjemność bycia tekściarzem, jak i
piosenkarzem. Przez ostatnie wydarzenia, powstały ballady, co nie podobało się
naszemu gitarzyście prowadzącemu. Więc przez moje osobiste problemy poszukujemy
muzyka, co z kolei zmniejsza ilość naszego czasu wolnego.
-Jasne… - wyszeptała. - A może…
Gdybyś miał czas wolny, to spotkalibyśmy się w kawiarni? - zapytała nieśmiało.
- I oczywiście poćwiczyłbyś ze mną matmę? - dodała prędko, a ja zaśmiałem się.
-Pewnie. Odezwę się. -
odpowiedziałem, następnie odwróciłem się na pięcie i odszedłem od dziewczyny.
Podszedłem pod salę, w której mieliśmy mieć pierwszą lekcję, gdzie zauważyłem
siedzącego na ławce Josha. Usiadłem obok niego.
-Hej Kaith. - wysapał zmęczony.
Ogólnie przyjaciel wyglądał jakby co najmniej od kilku dni nie spał. Oczy miał
przekrwione oraz podkrążone nadając nienaturalne fioletowe cienie, jego skóra
natomiast była bardzo blada. Przypominał żywe zombie. Zaśmiałem się.
-Wyglądasz strasznie - rzekłem
rozbawiony.
-Dzięki za komplement. - parsknął. -
Po tobie natomiast w ogóle nie widać, że wczoraj piłeś. Wyglądasz jakbyś
dopiero co z sesji zdjęciowej wrócił… Nic dziwnego, że leci na ciebie taka
Caroline. - dostał słowotoku. Oho zaczyna
się pomyślałem.
-Co się znowu stało? - zapytałem
zrezygnowany. Brunet spojrzał na mnie zmęczony, wzruszył ramionami i rzucił
ciche ,,nic". Westchnąłem. - Ej, przecież widzę, że coś jest nie tak.
Znowu coś z Celią? - zapytałem. Chłopak pokiwał smutno głową. Celia była jego
dziewczyną, z którą ostatnio nie mógł się dogadać. - Mów. - zachęciłem go.
-Ostatnio stwierdziła, że za mało
czasu jej poświęcam, a jak zaprosiłem ją wczoraj na randkę to powiedziała, że
musi z przyjaciółkami iść na miasto. Bo
Carly robiła sobie kolczyka w pępku i wszystkie koniecznie musiały ją wesprzeć.
- przewrócił oczami i westchnął. Wiedziałem, że to nie koniec opowieści i, że
zaraz poznam jej ciąg dalszy. - Jak wczoraj wróciłem do domu to wiesz, że
siedziała u mnie na łóżku? Jeszcze czepiała się, że wyszedłem na piwo bez niej!
Stwierdziła, że za późno wróciłem oraz nawet z pełnym przekonaniem powiedziała,
że ją zdradzam! No i oczywiście zaczęła drzeć się na mnie, iż jestem piany.
Kłóciliśmy się chyba z godzinę, a nie, to ona się darła. - warknął. Widziałem, że
chłopak jest wściekły na swoją dziewczynę.
-I co zrobiłeś? - zapytałem
niepewnie.
-Kazałem jej wynieść się z domu. -
westchnął, a ja spojrzałem na niego zdziwiony. - Nie wiem czy to już nie jest
koniec. Mam dosyć domyślania się, o co tej świętej krowie chodzi, co zrobiłem
nie tak. Mam po dziurki w nosie ciągłych kłótni. Bo co? Bo, kurwa, zapomniałem
o naszej rocznicy, miesięcznicy, o urodzinach jej kota? - westchnął ciężko.
-Ej! Nie załamuj się! - klepnąłem go
po plecach, przyjaciel spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami. - Nie będę ci
pierdolił, że „tego kwiata jest pół świata", bo wiem, że ci zależy na
Celii. Ale nie możesz przez jakąś pannę załamywać się! Jeszcze nie jedna cię
rzuci. - rzekłem i po chwili dostałem kuksańca w bok.
-Dzięki… Ty wiesz jak pocieszyć. -
udał obruszonego, ale ja widziałem, iż w głębi duszy jego humor się poprawił. -
Zamiast pocieszać mnie, gadasz, że takich rozterek czeka mnie jeszcze wiele.
Naprawdę, na ciebie można liczyć. - dodał sarkastycznie.
-Do usług. - skłoniłem się
teatralnie i udałem poważnego. Po chwili obaj wybuchliśmy głośnym śmiechem.
-Siema! - krzyknął Thomas i podszedł
do nas razem z resztą chłopaków.
-Wyglądacie jak siedem nieszczęść. -
rzekłem i ponownie zaśmiałem się. Ogólnie dzisiaj miałem dobry humor. Czyżby, wywołało
u mnie, aż taki skutek spotkanie z nieznajomym złotookim? Naprawdę powinienem
mu podziękować. Przez własne myśli wybuchłem jeszcze głośniejszym śmiechem.
Przyjaciele spojrzeli na mnie morderczym wzrokiem. - Ej, ej! - podniosłem ręce
do góry. - Jeżeli mnie zabijecie, to wiele stracicie. - spojrzeli na mnie
zdziwieni a ich miny mówiły „jesteś tego pewny?" - To gdzie zorganizujecie
weekendową imprezę, jak już się mnie pozbędziecie? - wyjaśniłem, a ich twarze
natychmiast się rozpromieniły.
-Masz wolną chatę? - zapytał
podekscytowany Alex.
-Nie. - parsknąłem - Ojciec będzie
nam polewał, a matka pomoże nam dobrze ubrać… - rzekłem, a chłopaki się
zaśmiali. - Proszę was. Oczywiście, że będziemy sami. Teraz pomóżcie mi
wszystko zorganizować.
-Już się robi. - wypowiedział szybko
Alex i mrugnął do mnie. Mam się bać? przemknęło mi przez myśl. - Caroline! -
zawołał, gestem nakazując dziewczynie podejść. - Przy okazji pobawię się w
swatkę. - wyszeptał. Chyba chciał, aby nikt go nie usłyszał, ale niestety nie
udało mu się.
-A chcesz w mordę? - zapytałem
milusio, a on się słodko uśmiechnął.
-O co chodzi? - przerwała nam
dziewczyna.
-Kaith urządza imprezę i bardzo mu
zależy abyś przyszła. Mogłabyś pomóc nam w organizacji? No i zaprosiłabyś w
jego imieniu koleżanki? - wtrącił szybko Dave. Chyba postanowił pomóc Alex'owi
w zeswataniu mnie, szkoda tylko, że próbują ze złą płcią. Westchnąłem i
pokręciłem lekko głową. Caroline się zarumieniła i spuściła głowę.
-J…jasne - wyjąkała. Niestety
niedane nam było dokończyć rozmowy, gdyż w tej chwili zadzwonił dzwonek na
lekcję. Westchnęliśmy wszyscy równocześnie. Wiedzieliśmy, że pan Brown siedzi
już w klasie z połową klasy, jak i każdy z nas zdawał sobie sprawę, że jeżeli
teraz nie wejdziemy, to za kilka minut nauczyciel nie wpuści nas do sali.
-Przydałoby się ruszyć i wejść do niej.
- zaproponowałem.
-Nie chce mi się. - wyjęczał Alex.
-Chodźcie. - zarządził Josh wstając
jako pierwszy. Wszyscy spojrzeli na niego zdziwieni. - Jeżeli znowu będziemy
mieć nieobecność na fizyce, to czeka nas niesklasyfikowanie z tego wspaniałego
przedmiotu… - powiedział, a wszyscy zgodnie pokiwali głowami. Za często
odpuszczaliśmy sobie fizykę. Co z tego, że mam same piątki, jak grozi mi
nieklasyfikowanie? Zgodnie, całą grupą weszliśmy do sali.
-Dzień dobry, przepraszamy za… -
zaczęliśmy chórem, gdy przerwał nam nauczyciel.
-No oczywiście. Czy pan Newson,
razem ze swoimi przyjaciółmi, zawsze musi przychodzić po dzwonku? - zadał
pytanie retoryczne. Jak zawsze najbardziej oberwało się mi. Oto minusy bycia
bogatym i znanym dzieckiem. - Zaraz wracam, a wy macie siedzieć i nie
rozmawiać! Ma być cisza, jasne? - powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu. Cała
klasa pokiwała zgodnie głowami. Podszedłem do swojej ławki, w której zauważyłem
nieznajomego. No pięknie… Jeszcze jakiś
nowy zajął moje miejsce. pomyślałem. Chyba
mój dobry nastrój poszedł się…
-Ykhym. - odkrząknąłem, aby zwrócić
na siebie uwagę nieznajomego. Chłopak oderwał wzrok od okna i spojrzał na mnie
swoimi… złotymi oczami. To nie możliwe!
krzyknąłem w myślach. Chłopak, który zajął moje miejsce, był dokładnie tym
samym, którego wczoraj widziałem. Dzisiaj miał na sobie czerwony t-shirt,
czarne bojówki, do których przypięty był łańcuch, na nogach widniały glany, do
tego czarna kurtka skórzana (nie jest mu w tej sali gorąco?), na nadgarstkach
jak i na szyi miał rzemyki. Wyglądał olśniewająco, dużo lepiej niż wczoraj.
Chociaż ostatnio było ciemno i słabo go widziałem.
-Czego? - warknął mało przyjemnie i
spojrzał na mnie lodowatym wzrokiem.
-Jesteś nowy? - zapytałem beznamiętnie.
Nie miałem zamiaru pokazać mu, jakie wrażenie na mnie zrobił. Chłopak prychnął
w odpowiedzi. - Jestem Kaith. Kaith Newson.
- przedstawiłem się grzecznie.
-Iii…? - chyba nie jest zbyt
rozmowny.
-I to, że zająłeś moje miejsce.
Rozumiem, że nie wiedziałeś. Więc jak mógłbyś… - nowy prychnął troszkę głośniej
patrząc na mnie z politowaniem.
-Chcesz abym się przesiadł? -
upewnił się rozbawiony.
-Tak. - odpowiedziałem szybko. Mam nadzieję, że się pośpieszy, bo jak Brown
wróci to chcę już zasiąść na miejscu.
-Niby dlaczego? - spoważniał i
uniósł jedną brew. - Bo jesteś ukochanym synkiem, bogatego tatuśka? Taki wielki
pan z ciebie? To może jeszcze zapłacisz mi, za zmianę miejsca? - kpił ze mnie.
A we mnie zaczęła rosnąć wściekłość.
-Zamknij się. - warknąłem - Po
prostu spierdalaj stąd i będzie po sprawie.
-Taki odważny? - uniósł jedną brew wstając
z miejsca Cholera jest wyższy, no i
bardziej umięśniony. przemknęło mi przez myśl. Oczywiście nie miałem
zamiaru odpuścić. -Ja tu widzę jeszcze jedno miejsce. - dodał, patrząc na mnie
przenikliwie.
-Ale ja siedzę sam. - podkreśliłem
ostatnie słowo. Mierzyliśmy siebie nieprzyjemnym wzrokiem przez chwilę. Cała
klasa siedziała, jak na szpilkach przyglądając się naszym poczynaniom. Gdyby
nie nagłe wejście nauczyciela, mogłoby dojść do rękoczynów
-Newson siadaj! - krzyknął na mnie
pan Brown. - No już zajmuj miejsce przy nowym koledze. Właśnie Freron.
przedstaw się oraz opowiedz nam coś o
sobie. - rzekł znużonym głosem. Nowy posłusznie wstał i zmierzył wszystkich
wzrokiem.
-Nazywam się Dorian Freron. -
powiedział po czym zamilkł.
-Może coś jeszcze? - zachęcił go
nauczyciel. Chłopak w odpowiedzi spojrzał na niego nieprzychylnym wzrokiem i
wzruszył ramionami. - No dobrze. Siadaj. Zaczynamy lekcję.
Przez czterdzieści pięć minut, ani
słowem nie odezwałem się do Doriana. On też, nie sprawiał wrażenia, chętnego do
rozpoczęcia rozmowy. Nawet lekcją nie był zainteresowany, nie robił notatek.
Trochę mnie to zdziwiło, bo jest środek roku szkolnego, a on olewa naukę… Ciekawe czy ma zaległości? Przez całą
lekcję myślałem o koledze z ławki. Zastanawiało mnie, dlaczego zmienił szkołę w
trzeciej klasie… Oczywiście nie zamierzałem go o to pytać. Moją głowę
zaprzątała jeszcze jedna myśl. Zastanawiałem się czy chłopak pamięta nasze
spotkanie. Głupi jesteś. skarciłem
sam siebie. Pewnie nawet nie pamięta, że
wpadł na kogoś… Z moich rozmyślań wyrwał mnie dzwonek ogłaszający przerwę.
Pan Brown, jak to miał w zwyczaju, jako pierwszy wybiegł z klasy zostawiając
pomieszczenie uczniom. Moja klasa zaczęła szybko zbierać swoje rzeczy, aby jak
najszybciej opuścić znienawidzone miejsce.
-Ej! - krzyknął Alex zwracając na
siebie uwagę uczniów. Aby być lepiej widocznym, chłopak wszedł na ławkę. - Żeby
tradycji stało się zadość, wszyscy przychodzą w sobotę na imprezę do Kaitha! -
wskazał mnie ruchem głowy. - Jego staruszków nie będzie, więc chata wolna plus
służba na naszych usługach - mrugnął do mnie, a ja pokręciłem głową. Doskonale
zdawałem sobie sprawę, iż moja służba jest na tyle odpowiedzialna, że nie
spełnią wszystkich naszych zachcianek. - Oczywiście Dorian również musi się
pojawić, dokładną lokalizację poda ci ktoś z klasy. Lub, jeżeli będziesz miał
szczęście, sam Kaith. - cała klasa zaśmiała się z wyjątkiem nowego ucznia. Alex
uciszył znajomych, wykonując dziwne ruchy ręką. - Niech każdy zaprosi swoich
znajomych. Im więcej tym lepiej! Powitajmy w godny sposób nowego ucznia w
naszej szkole! - krzyknął, a wszyscy zaczęli klaskać. Mój przyjaciel, znowu
uciszył ich gestem ręki. - Obecność OBOWIĄZKOWA!! - podkreślił ostatni zdanie.
- Koniec ogłoszeń. Życzę miłego dnia i byle do soboty! - zeskoczył z ławki, a
po klasie dało się słyszeć wiwaty.
-Jesteś niemożliwy. - powiedziałem,
gdy chłopak do mnie podszedł. Alex w odpowiedzi uśmiechnął się i wzruszył
ramionami.
-Hej Dorian. Jestem Alex - próbował
nawiązać, z nowym, kontakt. Dorian spojrzał na niego i podniósł lekko brwi. -
Too… Co cię sprowadziło do naszej budy? - zaciekawił się.
-Nie twoja sprawa. - warknął, następnie
opuścił pomieszczenie.
-A temu co jest? - zdziwił się
przyjaciel.
-Gdybym to ja wiedział. -
odpowiedziałem i wzruszyłem ramionami. Po chwili doszła do nas reszta moich
przyjaciół. Razem opuściliśmy salę, rozmawiając o sobotnim przyjęciu.
Przerwa minęła szybko, o wiele za
szybko. Przez to nie zdążyliśmy nawet omówić, co Mirian ma zrobić na
przegryzkę. Jak zwykle, weszliśmy ostatni do sali biologicznej. Na szczęście
nauczycielki jeszcze nie było. W mojej ławce znowu siedział ten przystojny
dupek.
-Zamierzasz ze mną siedzieć na
każdej lekcji? - zapytałem, zajmując miejsce obok.
-Jak tak ci to przeszkadza, to
zawsze możesz się przesiąść. - rzekł znużonym głosem, a ja przewróciłem oczami.
Obaj zamilkliśmy, tymczasem do sali weszła nauczycielka. Z doświadczenia
wiedziałem, że na jej lekcji trzeba uważać. Tak więc musiałem wybić sobie z
głowy przystojnego kolegę obok. Był to wyczyn bardzo trudny. Mimo, iż ja nawet
na niego nie zerknąłem, to wyczuwałem na sobie jego wzrok. Było to bardzo
irytujące.
-Możesz przestać? - warknąłem w
pewnej chwili.
-Ale, co przestać? - zdziwił się.
Jednak wciąż nie odwrócił ode mnie wzroku. Spojrzałem na niego, co okazało się
dużym błędem. Znowu widziałem te hipnotyzujące tęczówki. W dodatku teraz
znajdowały się tak blisko mnie… Przełknąłem ślinę i nabrałem dużej ilości
powietrza do płuc.
-Przestań się na mnie gapić. - warknąłem
wreszcie.
-A gapię się? - zapytał rozbawiony.
-A nie? - odpowiedziałem pytaniem.
-Sam będę decydować, jak i na kogo
się patrzę. - powiedział głosem pełnym wyższości. - Wybacz, słonko, że dzisiaj
padło na ciebie. - dodał cieplejszym głosem. - Zawsze możesz się przesiąść -
powrócił do swojego normalnego tonu. - Wtedy będziesz musiał znosić mój wzrok
na odległość. - na jego twarzy pojawił się kpiący uśmieszek. - Chyba, że muszę
mieć specjalne pozwolenie, aby się na ciebie patrzeć? Może mam ci zapłacić za
to? - uśmiechnął się wrednie i wpatrując we mnie uważniej. A ja? Byłem na niego
wściekły. Miałem ochotę rzucić się na niego i porządnie przywalić. Jednak zdrowy
rozsądek mnie przed tym powstrzymywał.
-Jesteś irytujący. - powiedziałem
troszkę za głośno, gdyż cała klasa, razem z nauczycielką spojrzała na mnie. W
głębi duszy ucieszyłem się, że tylko to powiedziałem. Gdyż na język cisnęły mi
się o wiele gorsze słowa.
-Tak panie Newson? - zapytała
nauczycielka. - W takim razie zobaczymy czy irytujący będzie projekt, jaki
panowie będą musieli zrobić. Projekt niech będzie o chorobach genetycznych. Nie
wiem jak panowie to zrobią, ale nie chcę abyście korzystali z internetu.
Dokładnie to sprawdzę. - uśmiechnęła się wrednie. - Ma być gotowy na
poniedziałek. - dodała tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Resztę dnia przemilczeliśmy, na
każdej lekcji siedzieliśmy, niestety, razem. Na przerwach razem z przyjaciółmi
rozmawialiśmy na temat imprezy. Gdy wychodziliśmy ze szkoły, poczułem wibracje
w kieszeni. Wyjąłem telefon i przystawiłem aparat do ucha.
-Kaith! Jesteś jeszcze w szkole? -
usłyszałem głos Damona. Chłopak jest grekiem, przez co ma ciekawy akcent.
Zresztą mój angielski też różni się od przeciętnego Amerykanina.
-No, właśnie wychodziłem. -
odpowiedziałem powoli. - A o co chodzi? - dodałem podejrzliwie.
-Zawracaj swoje cztery litery! -
krzyknął - Chyba znaleźliśmy gitarzystę prowadzącego. - powiedział i się
rozłączył. Damon jest perkusistą, jak i liderem zespołu.
-Eh… Lider karze mi zjawić się na
próbie, tak więc was opuszczam. - rzuciłem chłopakom i odwróciłem się, aby
wrócić do budynku. Próby zespołu odbywały się w klasie muzycznej, na pierwszym
piętrze. Po chwili dotarłem na miejsce. Gdy wszedłem do pomieszczenia,
zauważyłem lidera siedzącego za perkusją oraz Michaela, który żywo rozmawiał z
Oscarem. Ten pierwszy jest gitarzystą, a Oscar basistą. Zastanawiało mnie,
gdzie siedzi nowy nabytek.
-No to, na kogo zwróciłeś uwagę? -
zapytałem przekraczając próg. Damon uśmiechnął się.
-Powinniście się znać. - oznajmił, a
uśmiech nie schodził mu z twarzy. - Zaczął uczęszczać do twojej klasy. - chyba
nie mówił o Dorianie? Proszę nie, proszę
nie. powtarzałem w myślach. Niestety moje marzenia prysły, gdy ujrzałem
postać stojącą w rogu sali. Chłopak patrzył przez okno z założonymi na piersi
rękami. Wyglądał groźnie. Westchnąłem cichutko. - Dorian zagraj nam coś. -
poprosił lider. Chłopak bez słowa sprzeciwu odwrócił się, wziął swoją czarną
gitarę elektryczną i usiadł na jednej ławce. Zaczął grać. Nie znałem tego
utworu. Chciałem usłyszeć chociaż jedno potknięcie. Niestety melodia była
perfekcyjna. Jego długie, zgrabne palce sprawnie poruszały się po strunach.
Dorian miał zamknięte oczy, widać było, że się wczuwał. Nie wyglądał, na tego
dupka, z jakim muszę siedzieć na lekcjach. Jego włosy swobodnie opadały na
twarz, rozchylił lekko swoje wargi. Wyglądał olśniewająco. Utwór nie był ani
szybki, ani wolny. Na zmianę to przyśpieszał, to zwalniał. Z melodii trudno
było zrozumieć uczucia, które doskonale było słychać, tak samo jak i z postawy
Doriana. Utwór idealnie pasował do wyglądu oraz charakteru chłopaka, był
niezwykle trudny. Patrzyłem na gitarzystę, wsłuchując się w utwór. Myślami odpłynąłem.
Po chwili melodia ucichła, a ja z
trudem oderwałem wzrok od Doriana i spojrzałem na Damona. Lider przypatrywał
się mi uważnie, oczekując mojej reakcji. Michael razem z Oscarem zaczęli bić
brawo. A ja? Nie wiedziałem, co powiedzieć. Utwór był zajebisty, Dorian ma
talent i świetnie gra, ale nie chciałem go chwalić. Nie chciałem, aby myślał,
iż mi zaimponował. W końcu nie przepadał za mną, z niewiadomych przyczyn… Nie
miałem zamiaru zadawać się z ludźmi, którzy mnie nie lubili. Jednak wszystko
wskazywało na to, iż w tym przypadku, muszę zrobić wyjątek.
-Co to za utwór? - zapytałem z
marszczonymi brwiami.
-Sam go skomponowałem. -
odpowiedział znużony. Nie mogłem uwierzyć, że ten dupek stworzył, taką genialną
melodię. Nie odzywałem się przez chwilę, w głowie odtwarzałem melodię i tym
razem słyszałem ją z wokalem. Wiedziałem już, o czym będzie ta piosenka. Miałem
pewność, jaki tekst do niej napiszę i chciałem, aby to Dorian ją zagrał.
-Sam napisałeś? - zdziwił się Oscar.
- Jest zajebista! - krzyknął.
-Chłopie szacun. - dodał Michael. Na
twarzy Doriana pojawił się lekki uśmiech. Chłopak wzruszył ramionami i zaczął
chować swój instrument do futerału.
-Rozumiem, że przyjmujemy go do
zespołu? - zapytał Damon. Oscar i Michael krzyknęli równocześnie, głośne
„tak", ja natomiast powoli pokiwałem głową. - No to jutro o szesnastej
próba. - poinformował nas lider. Skomentowaliśmy krótkim „mhm". Dorian
miał zamiar opuścić pomieszczenie, gdy zatrzymałem go odzywając się.
-Chciałbym napisać tekst do twojego
utworu. - zacząłem. - Mogę? - chłopak odwrócił się i spojrzał na mnie. Uniósł
lekko brwi, ukazując swoje zdziwienie. Po chwili na jego twarz wpełzł kpiący
uśmieszek.
-Ty się pytasz? - udał zdziwienie.
Wiedziałem, iż udaje, gdyż zdradził go ten uśmieszek. Nie odpowiedziałem. Nie
chciałem się z nim kłócić. - Rób, co chcesz. - odpowiedział w końcu, machnął
ręką i opuścił pomieszczenie. Pokręciłem głową.
-W sobotę organizuję imprezę,
przyjdziecie? - zapytałem. Znajomi odpowiedzieli mi głośnym i równym
„jasne". Chciałem z nimi jeszcze pogadać, gdy przypomniałem sobie o
projekcie z biologii. Wybiegłem z sali rzucając szybkie „na razie."
Gdy wybiegłem ze szkoły zauważyłem
Doriana, który szedł powoli przez dziedziniec.
-Dorian! - krzyknąłem. Chłopak
stanął przy bramie, odwrócił się w moją stronę czekając, aż do niego dobiegnę.
-Czego? - zapytał, gdy znalazłem się
przy nim. Popatrzyłem na niego marszcząc brwi. Nie rozumiałem, dlaczego chłopak
mnie nie lubi.
-Mamy zrobić ten projekt z biologii,
nie?. - przypomniałem. Dorian pokiwał powoli głową. - A ja nie chcę dostać
pały, więc chcąc, nie chcąc musimy się spotkać. - wyjaśniłem. - Jutro po szkole
przyjdziesz do mnie i to zrobimy. Pasuje? - zaproponowałem. Dorian pokiwał
głową w zamyśleniu.
-Nie zdążymy w ciągu jednego dnia. -
powiedział spokojnie. Aż się zdziwiłem, że mnie nie wyśmiał. Zgodził się, tak
spokojnie. Co więcej chciał się spotkać. Pewnie
zależy mu na dobrej ocenie. Skarciłem sam siebie. Zmarszczyłem brwi,
analizując każde słowo. Dorian patrzył na mnie cierpliwie i założył ręce na
wysokości klatki piersiowej.
-No to przyjdziesz do mnie także w
sobotę. - zacząłem powoli. - A później zostaniesz na imprezie. - dodałem.
-Mam przyjść? - zaśmiał się. Ma ładny śmiech pomyślałem. Trochę kpiący, ale dźwięczny. Spojrzałem
na niego zdziwiony. - Chcesz, abym przebywał wśród tej dzieciarni? - zdziwił
się.
-Rób jak chcesz. - odrzekłem
obojętnie. - Przynajmniej poznałbyś uczniów. I może siedziałbyś z kim innym. -
dodałem szybko. Chłopak uniósł brew i chyba chciał coś dodać. Lecz przerwało mu
czyjeś wołanie.
-Dorian! - usłyszeliśmy i obaj
odwróciliśmy się w stronę nadbiegającej osoby. Moim oczom ukazał się umięśniony
murzyn, miał czarne, proste włosy, które sięgały mu pasa. Był ubrany w krótkie
jeansowe spodenki oraz biały podkoszulek. Nie
jest mu zimno? Przecież jest grudzień… zdziwiłem się. Sam nosiłem kurtkę
zimową.
-Coś jeszcze? - warknął w moją
stronę Dorian. Chyba chciał zostać sam z chłopakiem.
-Nie. - odpowiedziałem i ruszyłem
przed siebie. Odszedłem kawałek, następnie schowałem się za drzewem przyglądając
rozmowie złotookiego.
-Co się stało Teo? - zapytał
zmartwiony. Czyżby ten cały Teo był kimś ważnym dla Doriana?
-Nie Teo, Teofil. - poprawił go
nieznajomy. Dorian spojrzał na niego wzrokiem, który mówił „będę mówił do
ciebie jak mi się podoba, a ty się pośpiesz." Ten cały Teofil pochylił się
w stronę gitarzysty i zaczął mu coś szeptać. Dorian zmarszczył brwi
niezadowolony. Gdy murzy zakończył swoją wypowiedź, odsunął się od niego i
przypatrywał chłopakowi w napięciu. Dorian skinął mu głową, po czym wyminął
czarnoskórego i odszedł. Teofil z nieodgadniętym wyrazem twarzy poszedł w innym
kierunku.
Bardzo zaciekawiło mnie to spotkanie
Doriana z Teofilem. Ciemnoskóry wyglądał na osobę młodą, mógł być w naszym
wieku, lub troszkę starszą. No i co najważniejsze był przystojny. Zastanawiałem
sie, czy tych dwoje łączy coś szczególnego. Chociaż gdyby łączyło, to
pożegnaliby się w inny sposób prawda? Co
cię to obchodzi. Nie znasz Doriana! Nie jesteście przyjaciółmi. On cię nie
lubi. mówił jakiś głosik wewnątrz mnie. Postanowiłem go posłuchać. Usiadłem
przy biurku w swoim pokoju i zacząłem pisać tekst do utworu Doriana.
Subskrybuj:
Posty (Atom)