Chciałam Was przeprosić, że tak długo musieliście na niego czekać.. Ale powiem szczerze. Najpierw nie miałam chęci, a potem w moim życiu pojawiły się pewne komplikacje. Przez nie miałam beznadziejny humor i byłoby całkiem możliwe, że ktoś by umarł.. A tego chyba nikt by nie chciał xD Tak więc musiałam poprawić swoje samopoczucie ;3
Co do 6 rozdziału.. Jest zaczęty, mam wenę, nawet chęci by się znalazły ale nie mam czasu.. Więc nie za bardzo wiem, kiedy się pojawi. Ale liczę, iż razem ze słoneczkiem (które mam nadzieję, wyjdzie za niedługo) pojawi się i czas. ^-^
Chciałam Wam jeszcze podziękować za komentarze <3 W takich chwilach myślę, że może nie jestem, aż takim beztalenciem. Możliwe, że bez nich zakończyłabym pisanie tego opowiadania w tym momencie (ah ta moja motywacja). Dzięki nim, aż chce mi się pisać ♥♥
Jeszcze podziękowania w stronę Iny, która sprawdza moje rozdziały x3 Dziękuję <3
Kashii pewna postać pojawia się specjalnie dla Ciebie. Obiecuję jeszcze nie raz o niej przeczytasz (bo obecnie mało jej ^-^)
Zapraszam do czytania i komentowania ♥
Mężczyzna potarł dłońmi skroń i
zakrył oczy. Przez tę pozycję wyglądał starzej i poważniej. Rzadko kiedy
widywałem ojca radosnego, śmiejącego się, jednak nigdy nie sprawiał wrażenia
załamanego, zmęczonego jak teraz.
-Co z nim? - zapytałem drżącym
głosem. Ojciec spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem i zmarszczył brwi. Nie mogąc
wystać tej chwili, zrezygnowany opadłem na fotel.
-Dawałem mu małe szanse, na
przeżycie - zaczął po chwili mężczyzna.- Nie znam rasy, nie wiem, co mu się
stało. W domu nie mam takich warunków, jak w klinice - co utrudniało mi pracę.
- Zasiadł na fotelu, znajdującym się naprzeciwko mnie. Westchnął oraz przymknął
oczy, zastanawiając się nad czymś. Z uwagą obserwowałem jego każdy ruch, chcąc
znaleźć odpowiedź na moje pytanie. - Przez noc doglądałem go, miał nieregularny
oddech oraz tętno. Normalny zwierzak już by zdechł… Często zmieniałem mu
kroplówkę, stracił bardzo dużo krwi - podniósł na mnie wzrok i wpatrywał mi się
w oczy. Nie obróciłem się czekając na następne słowa, które miały paść. - Nie
powinien żyć. A jednak jego oddech uregulował się, tętno ma prawidłowe. To cud,
że przeżył.
Słucham? On przeżył? Na mojej twarzy
pojawił się wielki uśmiech, którego nie chciałem, jak i nie potrafiłem
powstrzymać. Żyje, przeżył!
-To wspaniale! - krzyknąłem. - Mogę
go zobaczyć?
Ojciec spojrzał na mnie zmęczony, a
na ustach pojawił się delikatny uśmiech. Skinął głową, wstając z fotela i
ruszając do swojego gabinetu. Na dużej „leżance” znajdował się wilczur.
Podejrzewałem, że ojciec tak często się nim zajmował, iż nie opłacało się go
przenosić do klatki. Poczułem jeszcze większą wdzięczność do rodzica.
Pies był masywny, dobrze zbudowany.
Delikatnie dotknąłem jego mięśni - były twarde, napięte, jakby gotowe do ataku.
Było to śmieszne połączenie z miłą, puchatą, czarną sierścią. Pysk miał długi,
dość szczupły, jak na mój gust podchodzący pod wilczy… Swoje duże czekoladowe
oczy miał zamknięte, jednak uszy były postawione, jakby nadsłuchując niebezpieczeństwa.
-Ten zwierzak jest niesamowity oraz
dziwny - przerwał ciszę ojciec, stając przy nim. - Można powiedzieć, że jest on
mieszanką jakiś ras, ale żaden pies nie ma takich kłów. - Odsłonił delikatnie
dziąsła, ukazując potężne, białe uzębienie. - Albo spójrz na jego łapy. A
konkretnie na pazury. Są zbyt twarde. Starałem się je skrócić - myślałem, że
będzie mu lepiej się poruszać. Jednak nie udało mi się. A widziałeś jego oczy?
Gdy kładłem go tutaj, odzyskał na chwilę przytomność. Jego wzrok był rozumny…
jakby. Nie umiem tego wyjaśnić - wzruszył ramionami i przyjrzał się wilczurowi.
- Żadne zwierzę tak nie patrzy.
Skinąłem głową zgadzając się w
milczeniu. Ten pies był dziwny, niezwyczajny, jednak coś mnie w nim przyciągało.
Delikatnie pogłaskałem go po grzbiecie, sprawnie omijając opatrunki na ranach.
Zwierzę drgnęło zaniepokojone.
-Ćśś… Jesteś bezpieczny, nic ci się
nie stanie - wyszeptałem. Na dźwięk mojego głosu zwierzak podniósł łeb i
spojrzał na mnie swoimi dużymi, rozumnymi oczami. Pogłaskałem go po pysku.
-Nie powinien się jeszcze obudzić -
wyszeptał zmartwiony ojciec. - W ogóle bardzo szybko odzyskał siły i się
zregenerował. Przytrzymaj go - polecił, a ja złapałem zwierzę i głaskałem po
szyi. Trzymałem go za głowę oraz przednie łapy, aby za bardzo się nie ruszał.
Ojciec w tym czasie zdjął opatrunki. Przyjrzał się ranom. Mój wzrok samoistnie
powędrował na podbrzusze oraz bok psa - miejsce gdzie najwięcej było ran. To,
co zauważyłem bardzo mnie zaskoczyło, jak i zaciekawiło. Rany były prawidłowo
zszyte, jednak nie sprawiały wrażenia świeżych. Gdybym nie przyniósł go wczoraj
do rodziców, pomyślałbym, iż mają z kilka tygodni. - To niesamowite.
-Czy to możliwe, by rany tak szybko
się goiły?
-Sądziłem, że nie - odpowiedział
ojciec i spojrzał na mnie zdziwiony. - Jednak po tym psie chyba we wszystko
uwierzę…
-Co z nim zrobimy? - rzekła
niespodziewanie moja matka. Przyglądała nam się zainteresowana, jak i
niespokojna. Chyba usłyszała naszą rozmowę.
-Nie wiem - odpowiedział natychmiast
mężczyzna żonie. - Jeżeli damy go do kliniki, ludzie mogą chcieć
eksperymentować na nim… - westchnął. Nie spodobała mi się ta wersja, nie
chciałem, aby coś mu się stało. - W domu zostać nie może… Za często muszę
przyjmować pacjentów w nim… - kontynuował. - Chyba zostało nam tylko
schronisko. Ale nie mamy pewności czy nikt nie zrobi mu krzywdy… W końcu ludzie
będą chcieli wiedzieć, dlaczego tak szybko zdrowieje…
-Może zamieszkać ze mną -
powiedziałem stanowczo. Rodzice spojrzeli na mnie zdziwieni.
-Nie po to zerwałem nockę i się nim
zajmowałem, byś teraz zagłodził go na śmierć…
-Pies to wielka odpowiedzialność -
poparła ojca moja mama.
-Więc nie można karmić go fast foodami,
trzeba codziennie z nim wychodzić i poświęcać mu mnóstwo czasu…
-Wiem, wiem. - Przerwałem mu. Za
kogo oni mnie mają? Nie mam już pięciu lat… - Dam radę. Będę o niego dbać jak o
oczko w głowie - zapewniłem ich. Rodzice spojrzeli na siebie niepewnie.
-No dobrze… - zaczął ojciec. -
Zajmiesz się nim, ale.… Spodziewaj się dość częstych kontroli - dodał
uśmiechając się lekko.
-Skoro już załatwiliśmy tę sprawę… -
matka zawiesiła znacząco głos. - Szykuj się do szkoły, za piętnaście minut masz
pierwszą lekcję - ona zna cały plan zajęć na pamięć czy jak? - A potem
odbierzesz swojego nowego pupila. - Oczywiście moja rodzicielka musiała mi
wszystko zaplanować…
-Ale… Ja muszę się nim zająć -
sprzeciwiłem się szybko. - W końcu muszę zakupić mu legowisko, miskę i inne
pierdoły.
Ojciec prychnął pod nosem, jednak
nic nie powiedział, a matka machnęła niedbale ręką, dając mi tym samym znak, iż
mogę robić, co chcę.
Po zakupie najpotrzebniejszych
rzeczy, uzyskaniu wskazówek, jak opiekować się wilczkiem od ojca, mogłem
wreszcie powrócić do domu. Żeby nie męczyć za bardzo mojego psa, rodzic
podwiózł mnie pod moje osiedle. Spieszył się on do pracy, przez co musiałem
wysiąść kilka bloków wcześniej. Wilczur szedł tuż przy mojej nodze, co było
dziwne, gdyż nie trzymałem go na smyczy. Poruszał się powoli, najwyraźniej z
dużym trudem stawiał kolejny krok. Niestety, nie mogłem mu pomóc, gdyż w rękach
trzymałem zakupy. Po pewnym czasie zasiadłem na ławce, aby pies mógł odpocząć.
Zwierzę od razy położyło się przy moich nogach z wyraźną ulgą. Pogłaskałem go
po głowie. Miał taką miłą w dotyku sierść.
-Odpocznij sobie - wyszeptałem.
Siedziałem tak chwilę myśląc o tym psie. Wydawało mi się, iż zwierzak ma
właściciela, w końcu nie sprawiał kłopotów, miał wpojone dobre nawyki… Jednak,
na szyi nie widniała żadna obroża, nie posiadał żadnego znaku, że do kogoś
należy. Może po prostu ktoś chciał się go pozbyć? I zrobił mu tak wielką
krzywdę. Przecież on omal nie zdechł! Kto byłby w stanie skrzywdzić to
wspaniałe zwierzę… - Biedactwo…
Pies uniósł głowę, jakby wiedział, o
czym myślałem, co mnie gnębi. Miałem wrażenie, może dziwne, trochę
irracjonalne, że chce on mi przekazać, abym się nie martwił. Że wychodził z
gorszych tarapatów. Skąd te myśli? Pojęcia nie mam.
Zwierzak szczeknął i wstał powoli,
dając mi tym samym znać, iż możemy ruszać dalej. Uśmiechnąłem się delikatnie i
wolnym krokiem ruszyłem w stronę mieszkania. Pies szedł spokojnie obok mnie.
Właśnie, pozostała kolejna rzecz do
zrobienia. Nie mogę ciągle mówić na niego „pies”, ,,zwierzak”, ,,wilczur” muszę
nadać mu w końcu imię. Ale jakie? Nie miałem pojęcia, co by do niego pasowało.
Może już na jakieś reagował?
-Ta dzisiejsza młodzież, w ogóle nie
dba o nasze miasto… - usłyszałem piskliwy głos sąsiadki z góry. Miałem
nadzieję, iż mnie nie zauważy, nie miałem ochoty wysłuchiwać kolejnych zażaleń
staruszki. - A co to za pies?
Zrezygnowany spojrzałem na kobietę.
Wychodzi na to, iż będę musiał słuchać tego wstrętnego babsztyla…
-Dzisiaj go przygarnąłem -
wyjaśniłem szybko.
-Boże, widzisz, a nie grzmisz! Psa
przygarnął. Toż to nie wystarczą mi wrzaski tego bachora spod ósemki, zwierzaka
musiał sprowadzić! - Zaczęła biadolić. - Tyle się mówi o szacunku dla
starszych, ach ta dzisiejsza młodzież, nic tylko o sobie myśli. Nie pomogą
człowiekowi na stare lata… - po pewnym czasie przestałem jej słuchać, a jedynie
udawałem. Stałem próbując zrozumieć, o co ta kobieta ma do mnie pretensje… -
Słuchaj, no młodzieńcze. Skoro masz już tego psa, to se go miej - machnęła
niedbale ręką. - Ale! Jeżeli usłyszę chociaż jedno szczeknięcie czy warknięcie,
zobaczę jego odchody w klatce, na podwórku, pod blokiem… Oj lepiej dla ciebie,
aby to się nie wydarzyło - zakończyła swój mega długi, jak i nudny wywód, po
czym ruszyła w stronę parku.
Odetchnąłem z ulgą oraz spojrzałem
na psiaka. Spoglądał na mnie zdziwionym wzrokiem, jakby również zastanawiał
się, czemu ta kobieta gadała nam takie bzdury.
-Ja też tej kobiety nie rozumiem -
wyszeptałem. - Nie przejmuj się nią.
W mieszkaniu zwierzak zaklimatyzował
się dość szybko. Gdy on poznawał nowe tereny, ja rozpakowałem jego przedmioty.
W salonie postawiłem gryzak oraz legowisko, natomiast w kuchni dwie miski. Do
jednej z nich bezzwłocznie wsypałem karmę, po czym zagwizdałem przywołując do
siebie zwierzaka. Naprawdę, muszę mu nadać imię.…
Pies zaszczekał, czym zwrócił na
siebie moją uwagę. Zmarszczyłem brwi i przeniosłem zdziwiony na niego wzrok.
Nie wiedziałem, o co mu może chodzić, sądziłem, że po tym wypadku będzie
głodny… Pies patrzył mi prosto w oczy i przechylił zabawnie łeb w bok, po czym
szczeknął po raz kolejny.
-No jedz… - rzekłem i przybliżyłem
do niego miskę, miałem nadzieję, iż w ten sposób zachęcę go do spożycia
posiłku. Zwierzak spojrzał na miskę, potem na mnie i znowu przeniósł wzrok na
jedzenie. Nie rozumiałem ale chyba w ten sposób chciał mi dać znać, iż nie lubi
suchej karmy. Jutro rano będę musiał dać mu jakiś inny smak… - Nie mam nic
innego, dzisiaj musisz się zadowolić tym, co masz w misce.
Zwierze warknęło cicho, ale po
chwili wzięło się za jedzenie. Jadł niechętnie, powoli, chyba rzeczywiście nie
wpasowałem mu w gust… No cóż jutro dostanie, co innego.
Dopilnowałem pupila, by zjadł swoją
kolację. Następnie położyłem go na legowisku i gdy upewniłem się, iż zasnął,
poszedłem do sklepu, by kupić pożywienie dla niego oraz dla siebie. No cóż, w
końcu nie samymi fast foodami człowiek żyje… Sam się dziwię, że to pomyślałem,
może w końcu zacząłem dojrzewać?
Po trudnym wyborze odpowiedniego
smaku karmy oraz zakupu zupek chińskich i innych "gotowych dań"
powróciłem do domu, gdzie czekała na mnie niespodzianka. I nie, to nie były
odchody zwierzęcia, a roztrzaskana, złamana (aż w pięciu miejscach) lampa. Obok
niej siedział pies ze spuszczoną głową, wyglądał na zbitego. Gdy tak siedział,
przypominał mi małe dziecko, które wie, że mu się zaraz dostanie i udaje
skruszonego. Chociaż swoich czynów nie żałuje. Gdy tak na niego patrzyłem, na
moje usta wpełzł uśmiech, a gdy wilczur podniósł głowę i popatrzył swoimi
maślanym oczami a’la kota ze Shreka, nie wytrzymałem i głośno się zaśmiałem.
-No i co zrobiłeś? - zapytałem
między atakami śmiechu. - To była moja ulubiona lampa - pogłaskałem go po łbie
i pokręciłem głową. - Przez ciebie będę musiał kupić nową… No cóż. A teraz
zdrzemnij się.
Zwierzak powrócił na posłanie, a ja
skierowałem się do kuchni gdzie zjadłem na szybko kolację, po czym zacząłem
szykować się do snu. Po wszystkich czynnościach położyłem się i zacząłem
rozmyślać o dzisiejszym dniu, o psie. Nawet nie znałem jego rasy, nic o nim nie
wiedziałem. Nie mogąc zasnąć podniosłem się, wziąłem laptopa, po czym włączyłem
przeglądarkę google i starałem się znaleźć podobnego wilczura do mojego. Jednak
nic nie mogłem znaleźć, przeszukałem strony różnych hodowli, przejrzałem wiele
zdjęć i… nic. Nawet opisałem jak najdokładniej wygląd zwierzaka, jednak nie
zdało to próby, wciąż nie znałem jego rasy.
Zmarszczyłem brwi, coraz mniej z
tego rozumiejąc. Westchnąłem cicho, po czym zasnąłem.
Rano obudziły mnie jasne promienie
słońca. Przewróciłem się na bok, chcąc jeszcze pospać i zlikwidować dostęp
światła. Jednak, mój nos wylądował na czymś miękkim i puszystym, a po chwili to
coś zepchnęło mnie z łóżka, przez co wylądowałem na ziemi. Zmęczony, jak i
zdezorientowany wstałem z podłogi. Przecież zasypiałem sam… Spojrzałem na łóżko
oraz na sprawcę mojego wypadku, gdzie ujrzałem wilczura. Zdziwił mnie jego
widok, gdyż byłem pewny, że zamykałem drzwi… A może je jednak tylko
przymknąłem? Przecież nie otworzyłby ich sam, w dodatku nie budząc mnie.
-No i co się rozwalasz? - zapytałem.
- Już się rozgościłeś w moim domu?
Westchnąłem i nie czekając na
odpowiedź, ruszyłem do kuchni. Do miski znowu nasypałem karmę, a sobie zrobiłem
kanapki z szynką. Pierwszy raz od bardzo dawna zjem "prawdziwe"
śniadanie. Gdy miałem zająć miejsce przy stole, usłyszałem odgłos pazurów,
drapiących panele. Odruchowo spojrzałem w stronę psa, nie wiem dlaczego, ale
sprawiał wrażenie chorego. Wystraszony podszedłem do niego.
-Hej, nic ci nie jest? - zapytałem.
Pies spojrzał na mnie, po czym pokręcił głową i poszedł napić się wodę.
Zaniepokoił mnie jego wygląd, sięgnąłem po termometr i zmierzyłem mu
temperaturę. Chcąc to uczynić musiałem włożyć urządzenie do jego odbytu, jednak
pies nie zgłaszał sprzeciwu, jakby doskonale zdawał sobie sprawę, iż jest to
konieczne.
Okazało się, że zwierzę ma lekką temperaturę.
Dałem mu więcej wody oraz jakieś tabletki, które ojciec podarował mi w razie
wzrostu temperatury zwierzaka. Leki zaczęły szybko działać. Sądziłem, że mu przeszło,
więc zacząłem szykować się do szkoły, jednak po pewnym czasie pies zwymiotował.
Miałem wrażenie, iż zwymiotował krwią… Na szczęście ojciec przewidział i taką sytuację,
więc podałem kolejne leki. Bałem się go zostawić samego, przez co, po raz
kolejny odpuściłem sobie szkołę…
Całe południe dbałem o zwierzaka.
Zwymiotował on jeszcze parę razy, na szczęście krew już się nie pojawiła.
Wilczur pomału zaczął odzyskiwać siły, co mnie bardzo cieszyło. W ciągu tego
dnia nadałem mu nawet imię. Od dzisiaj nazywa się Gorg. Mam wrażenie, iż
nieszczególnie podoba mu się, jednak reaguje na nie.
-Gorg! - zawołałem. - Choć, musisz
coś zjeść, dosyć tego głodowania. - Powiedziałem, około godziny szesnastej. Sam
miałem zjeść naszykowane przez siebie kanapki. Pies spojrzał na mnie, potem na
karmę, aż w końcu zawiesił na dłużej wzrok na moim talerzu. Z początku nie wiedziałem,
o co mu chodzi oraz nie widziałem w tym nic podejrzanego. Jednak po chwili
zrozumiałem swój błąd. Zwierzę oparło swoje przednie łapy na moim tułowiu oraz
wygięło swoje ciało tak, iż sięgnął mojego talerza i zjadł wszystkie moje
kanapki.
Zaśmiałem się z tego i położyłem
ręce na grzbiecie zwierzaka.
-No ja rozumiem, że ci karma nie
smakuje - powiedziałem łagodnie. - Jednak to był mój obiad, trzeba było
powiedzieć, że też chcesz kanapki, a nie zjadać je. To, co ja teraz mam zjeść?
Może twoją karmę?
Gorg szczeknął, jakby zgadzając się
z moimi słowami, przez co zaśmiałem się jeszcze głośniej. Mój atak śmiechu
przerwał dzwonek do drzwi. Zmarszczyłem brwi i podniosłem się.
-Zostań - rzuciłem do psa i ruszyłem
w stronę drzwi wejściowych.
-Kochanie, co ci jest? - zapytała
Celia, gdy tylko otworzyłem drzwi. - Już drugi dzień nie ma cię na zajęciach,
martwiłam się. - Powiedziała wymijając mnie i całując przelotnie w policzek.
Następnie zdjęła obuwie, a ja pomogłem jej pozbyć się płaszcza.
-Nic mi nie jest, po prostu miałem
dużo spraw na głowie. - wyjaśniłem. Dziewczyna objęła mnie w pasie i mocno
przytuliła.
-Mogłeś zadzwonić - wypomniała mi,
po czym wpiła się w moje usta. Objąłem ją mocno w talii.
-Przepraszam - wyszeptałem między
pocałunkami. Chciałem coś jeszcze powiedzieć, jednak dziewczyna nie odrywała
się od moich ust. Nawet nie wiem, kiedy znaleźliśmy się w mojej sypialni, kiedy
przyszpiliłem ją do ściany i obsypywałem jej szyję pocałunkami. Nie
zarejestrowałem, w którym momencie moja koszulka znalazła się na podłodze, nie wiem,
kiedy moje ręce znalazły się pod jej koszulką i opuszkami badały każdy jej
skrawek. Jedyne, co do mnie dochodziło to ciche jęki, pomrukiwanie Celii, jej
gorące ciało, jej kuszące, ciepłe oraz miękkie wargi i… szczekanie. Zaraz,
szczekanie?
Oderwałem się od dziewczyny i
równocześnie spojrzeliśmy w stronę drzwi. W progu - tak jak myślałem, stał Gorg
i machał wesoło ogonem.
-Co to za pies! - warknęła
zdenerwowana Celia i odepchnęła mnie od siebie.
-Noo… Znalazłem go i przygarnąłem…
-Masz psa?! - przerwała mi oburzona.
- Jak mogłeś mi to zrobić! Przecież wiesz, że nienawidzę tych kundli! A może ty
mnie nie słuchasz i nawet nie wiesz, co lubię, a czego nie. Jesteś takim
egoistą! Robisz tylko to, co tobie się podoba, a o mnie w ogóle już nie
myślisz! Nawet na głupiego kota nie chciałeś się zgodzić! - Krzyczała dalej
ubierając buty oraz kurtkę w pośpiechu. Chciałem jej coś powiedzieć, jakoś się
wytłumaczyć, jednak Celia dostała słowotoku i nie miałem takiej możliwości. - A
pies to co? Przecież pies to nic, prawda? Wiesz co? Ty się lepiej zastanów nad
swoim zachowaniem! Jak już zrozumiesz swój błąd to się odezwij. Cześć!
Z hukiem opuściła moje mieszkanie. W
osłupieniu zamknąłem za nią drzwi, po czym oparłem się o nie i zacząłem
zastanawiać się, o co właściwie Celia się zdenerwowała. Gorg przyglądał mi się
w milczeniu, po czym szczeknął, zwracając moją uwagę na siebie. Patrzył na mnie
pytającym wzrokiem.
-Ta, ja też nie wiem, czemu z nią
jestem…
~Kaith~
Dzień po imprezie spędziłem na
nauce, pisaniu tekstów piosenek oraz staraniu nie myślenia o Dorianie. Jednak
ostatnie wychodziło mi najgorzej, gdyż ten dupek ciągle siedział w mojej głowie
i nie chciał wyleźć. Nie wiedziałem, co mu zrobiłem, że mnie nienawidzi, nie
żebym pragnął jego przyjaźni… Przecież go nie znam, tak samo, jak on mnie! Co
ja mu takiego zrobiłem?
Westchnąłem, zirytowany swoimi
myślami… Dlaczego ciągle o nim myślę? Przecież go nie lubię… Pokręciłem
zdegustowany głową oraz zacząłem szykować się do snu. Odkąd Sebastian odszedł
moje życie skomplikowało się, kiedyś było prostsze, bo wiedziałem, że jest
osoba, która mi pomoże.
Położyłem się wspominając wspólnie
przeżyte chwile razem z lokajem. On zawsze był moją podporą, ostoją, był moim
najlepszym przyjacielem, kochankiem. Zawsze mogłem na niego liczyć. Gdyby żył
pomógłby mi, razem wymyślilibyśmy sposób by dogryźć Dorianowi. A teraz? Debil
nie chce wyleźć z mojej głowy, ja nie mam pojęcia, jak się zachować oraz - co
najgorsze - nie znajduję czasu by odwiedzić grób Seby. Może przed szkołą
udałoby mi się? Z tą myślą zasnąłem.
-Kaith! Nie ruszaj się! - Usłyszałem
w pewnej chwili głos Sebastiana. Znajdowałem się w górach, teren nie był na
szczęście stromy, jednak otaczały mnie nagie skały. Dookoła panował półmrok,
mimo tego, iż słońce było w godzinach szczytu i grzało niemiłosiernie. Jednak
przez czarną mgłę nie mogłem za wiele dostrzec. Zacząłem rozglądać się za
ukochanym, jednak nie mogłem go zauważyć. - Uważaj! - krzyknął, a ja odwróciłem
głowę w kierunku skąd dochodził głos. Wtedy zobaczyłem go, biegnącego w moją
stronę, miał zmarszczone brwi, sprawiał wrażenie zdenerwowanego, zmartwionego.
Chciałem do niego podbiec, zapytać, co się stało, jednak mgła odgrodziła mnie
od niego i zaczęła oddalać go ode mnie. Lokaj był pochłaniany przez czerń, a ja
nie wiedziałem, jak mu pomóc…
-Sebastian! - krzyknąłem oraz
zacząłem biec w jego stronę. Starałem się go jakoś uwolnić, dogonić, jednak mgła
była za szybka, a ja - za wolny. W pewnej chwili jedna z ,,chmur” ruszyła w
moją stronę, chciałem uciec od niej, jednak nim się spostrzegłem, czerń zaczęła
ogarniać mnie całego. Myślałem, że to koniec, ale coś lub ktoś mnie popchnął,
przez co upadłem i uwolniłem się od ciemności. Ta osoba leżała na mnie i
okazało się, iż był to Dorian. Zamrugałem parę razy, nie mogąc uwierzyć, że to
on jest moim wybawicielem. Chciałem podziękować, lecz wtedy spostrzegłem, że i
jego zaczęła ogarniać czerń. Chciałem pomóc mu uwolnić się, jednak Dorian
pokręcił głową uśmiechając się delikatnie, po czym… zniknął.
Nie tylko on zresztą, chmury
odeszły, a wokół mnie panowała biel. Z moich zmysłów działał tylko słuch, który
rejestrował wycie wilków. Czyżbym umarł i trafił do zaświatów?
-Kaith! - A jednak nie umarłem, to
był tylko sen… - Kaith! - powtórzyło się nawoływanie. Westchnąłem oraz
niechętnie uchyliłem powieki. Nade mną stała Jessica, która przypatrywała mi
się uważnie. - No wreszcie wstałeś, choć śniadanie gotowe.
Jak się okazało, dzisiejszy poranny
posiłek mieliśmy spożyć w jadalni i - o dziwo - całą rodziną. Przez większość
czasu milczeliśmy, ale ja i tak podejrzewałem, że ma to jakieś głębsze
znaczenie.
-Kochani - oho, miałem rację. Ojciec
zawsze do nas się tak zwracał, gdy miał jakąś sprawę. - Nasza firma ciągle się
rozwija i nadal jest najlepszą stacją telewizyjną w kraju… - bla, bla, bla. W
tym momencie przestałem słuchać, nie interesował mnie rodzinny biznes, nasza
duma, ja wolałem muzykę… - … i dlatego wszyscy razem musimy iść na ten bankiet
- zakończył rodzic.
-Kiedy? - zadałem proste pytanie,
jednak spowodowało ono, iż cała rodzina spojrzała na mnie, jak bym z kosmosu
spadł. Przy stole zapanowała niezręczna cisza, którą przerwał ojciec głośnym chrząknięciem,
zmrużył groźnie oczy i przetarł twarz dłonią.
-Jak już mówiłem - a to stąd ta cisza,
chyba powinienem lepiej udawać, że słucham… - Bankiet odbędzie się dzisiaj i
wszyscy - podkreślił słowo - musimy na nim być. Dlatego też zostajecie w domu -
zwrócił się do mnie i Jess. - O czternastej mamy być na miejscu, ale około
jedenastej widzę was odpowiednio ubranych w salonie. I nie, jeansy, shorty czy
krótka spódniczka, nie są odpowiednim strojem.
Tymi słowami zakończył ,,rodzinne”
śniadanie i odszedł, razem z matką od stołu, spojrzeliśmy na siebie z Jess
zdziwieni, nie mieliśmy prawa sprzeciwu…
Gdy zszedłem do salonu ojciec
przyjrzał mi się uważnie, oceniając mój strój, po chwili skinął głową z
aprobatą… Przynajmniej nie musiałem iść się przebierać. Założyłem niebieską
koszulę oraz czarny garnitur. Na szyi miałem naszyjnik, z którym się nigdy nie
rozstawałem. Dwa pierwsze guziki miałem rozpięte i - o dziwo, ojciec nie
zwrócił mi uwagi bym poprawnie je zapiął. Może stwierdził, że i tak się nie
zgodzę, albo miał dosyć karcenia mnie o jakieś głupoty? Zadowolony, że nie
musiałem słuchać wykładu stanąłem przy ojcu nie odzywając się, oboje czekaliśmy
na moją matkę oraz siostrę. Jak to wiadomo, płeć piękna zawsze najdłużej się
szykuje. Może dlatego wolę mężczyzn?
Moje rozmyślania przerwało
pojawienie się kobiet, mama założyła różowo-czarną sukienkę - chyba myślała, że
przez róż będzie wyglądała na młodszą, oraz czarne szpilki. Z kolei Jessica
miała czerwoną, sukienkę z dużym dekoltem i tego samego koloru buty. Obie
kobiety na twarzy miały mnóstwo make-upu… Kolejna rzecz, która mnie odpychała
od płci pięknej, no bo co może być pięknego w zakładaniu maski? Chyba nigdy nie
zrozumiem ich…
Ojciec ze zmarszczonymi brwiami
przyjrzał się kobietom, chyba uznał, że wyglądają zbyt wyzywająco, ale nic nie
powiedział.
Całą rodziną zasiedliśmy na kanapie
i rodzic zaczął opowiadać o firmie, która organizowała bankiet. Potem przeszedł
do najważniejszego tematu - mówił o swoim najwspanialszym dziecku, czyli firmie.
Jako, że mnie te tematy nie interesowały, myślami krążyłem wokół ważniejszych -
myślałem o swoim ostatnim śnie. Co raz częściej pojawia się w moich koszmarach
Dorian, dlaczego? Przez te sny mam wrażenie, iż znał Sebastiana, co jest niemożliwe,
Seba nigdy nie zadawałby się z takim dupkiem.
Wykład ojca trwał do godziny
pierwszej, zapewne trwałby dłużej, gdyby mój staruszek tolerował spóźnienia.
Jednak chciał pokazać swoją rodzinę w jak najlepszym świetle i o równej
czternastej znaleźliśmy się na miejscu.
Bankiet, jak to bankiet, był
strasznie nudny, wszędzie kręcili się biznesmeni, którzy rozmawiali o swoich
firmach, a kobiety podziwiały swoje stroje, obgadywały małżonków i żyły w swoim
świecie chichocząc cicho. Przez to czułem się bardzo samotny, nie miałem z kim
porozmawiać, nawet gdybym znalazł jakiegoś towarzysza, to o czym miałbym rozmawiać?
O firmie, którą się nie interesowałem, która była mi zupełnie obojętna?
Westchnąłem cicho i wziąłem
kieliszek szampana z tacki, którą niósł kelner. I tak na mnie nikt nie zwracał
uwagi, pewnie większość gości nie wiedziała ile mam lat… Z tych też powodów
pozwoliłem sobie na zasmakowanie alkoholu. To był pierwszy bankiet bez
Sebastiana, przez co dziwnie się czułem. Zawsze towarzyszył mi, no i pomagał,
gdy ktoś pytał o firmę, a teraz? Nawet z Jessicą nie mogę porozmawiać, bo stoi
z matką i rozmawia - z równie ,,wypięknionymi” kobietami, o cud kosmetykach…
Nie wiem, jak mogą ciągle rozmawiać o urodzie. Z westchnieniem odłożyłem pusty
kieliszek na tackę. Nawet nie zauważyłem, gdy go opróżniłem. Moje myśli
samoistnie powędrowały do sobotnich wydarzeń. Nie, nie chodziło mi o pocałunek,
a raczej o reakcję innych. Czy zauważyli, jak zareagowałem? Czy mają jakieś
podejrzenia, a może zapomnieli o tym wydarzeniu? Przez te pytania, żałowałem,
że nie poszedłem do szkoły. Ciekawe, jak zareagowali na moją nieobecność, może
myślą, iż stchórzyłem?
-Przepraszam, Kaith Newson? - Z
rozmyślań wyrwał mnie czyjś głos. Należał on do mężczyzny, który na moje oko
miał z dwadzieścia siedem lat. Nie był jakoś specjalnie przystojny i na
pierwszy rzut oka widać było, że praca w biurze mu nie służy.
-Tak, w czym mogę pomóc? –
odpowiedziałem.
-Nazywam się Jerry Carry i, jak
zapewne wiesz, organizuję ten bankiet. - Skinąłem głową mówiąc ciche ,,miło mi”,
po czym ucisnęliśmy sobie dłonie. - Jak ci się podoba?
-Wystrój lokalu bardzo łany i
jedzenie smaczne - powiedziałem oszczędnie. W końcu, co miałem jeszcze dodać?
Przecież, nie będę gadał bzdur o ,,wspaniałym” towarzystwie. Mężczyzna zaczął
niezobowiązującą rozmowę i szczerze mówiąc wolałem stać sam. Ciągle gadał o
swojej firmie, a ja potakiwałem i udawałem, jak to wspaniale…
-A jak wasza firma? - zmienił nagle
temat przywracając mnie na ziemię. Spojrzałem na niego zdziwionym wzrokiem.
-Póki co, rozwija się dość sprawnie…
- odmruknąłem cicho. Teraz przyszedł moment, w którym robię z siebie głupka,
skąd mam wiedzieć, do jasnej Anielki, jak się ma stacja telewizyjna, skoro się
nią nie interesuję!?
-Słyszałem, że macie jakiś kryzys…
-Kryzys? - powtórzyłem pytającym
tonem. Naprawdę mamy kryzys? Moje kieszonkowe się nie zmniejszyło, więc aż tak
źle chyba nie jest… - Jaki kryzys? - Nie miałem zamiaru mówić tego na głos…
Naprawdę chciałem to pytanie zachować dla siebie, ale oczywiście nie udało mi
się. Mężczyzna spojrzał na mnie zdziwiony.
-Kaith bardo wierzy w naszą firmę… -
usłyszałem w pewnej chwili pewny głos ojca. - Dla niego taki kryzys, to nie
problem, bo wie, że szybko z niego wyjdziemy. - Usprawiedliwił mnie. Carry
uśmiechnął się sztucznie, skinął głową i odszedł od nas tłumacząc, że musi
porozmawiać jeszcze z innymi gośćmi. Rodzic spojrzał na mnie surowym wzrokiem,
przekazując mi tym samym, iż powinienem zainteresować się życiem firmy…
Rano dość szybkim krokiem szedłem w
stronę cmentarza. Dzisiaj zamierzałem dotrzymać słowa danego sobie i odwiedzić
grób Sebastiana.
-Przepraszam - doszedł w pewnej
chwili czyjś głos do mnie. Odwróciłem się w stronę tajemniczego mężczyzny. -
Nie jestem stąd i nie orientuję się… Czy mógłbyś mi powiedzieć, gdzie jest
cmentarz?
Mężczyzna miał długie blond włosy
związane w luźną kitkę, sięgającą łopatek. Wyglądał dość nietypowo, ubrany w
czarne spodnie i tego samego koloru, sięgający łydek, płaszcz. Do tego kołnierz
owego ubioru był postawiony i w dość ciekawy sposób okrążał szyję. Jednak nie
jego ubiór mnie najbardziej zadziwił. Mężczyzna miał hipnotyzujące złote
tęczówki, które wyglądały bardzo znajomo…
~~~~~~
Moim zdaniem jest za mało Kaitha. Brakowało mi Doriana.. Dlatego obiecuję, że w następnym rozdziale skupię się bardziej na tej parze (oczywiście Josh i "pies" też się pojawią)
Pozdrawiam <3
Biedy Kaith na bankiecie...Tak tak zdecydowanie za mało tej dwójki <3
OdpowiedzUsuńDzieki za rozdział nawet nie wiesz jak bardzo poprawiłas mi chumor <3 Weny,weny i jeszcze raz weny! aha takie jedno pytanie..czy to zdanie :"Chyba nigdy nie zrozumiem ich…" nie brzmiałoby lepiej"Chyba nigdy ich nie zrozumiem..."
/Renny
Rozdział boski, jak zawsze, czekam na kolejne, weny i szybkiego powrotu do zdrowia życzę :*
OdpowiedzUsuńMoże nie tyle jest za mało Kaitha, ale Doriana tak. Jestem bardzo ciekawa reakcji osób ze szkoły, co do tego pocałunku. Chociaż, pewnie wszyscy byli tak upici, że nic nie pamiętają. xD Dziewczyna Josha jest po prostu nie do wytrzymania. Zrobić taką scenę za biednego wilczka. Zastanawiam się kim jest ten nieznajomy... Pozdrawiam i życzę weny twórczej. ;*
OdpowiedzUsuńRozumiem, że brakowało ci Josha i Farida. Jednak chyba na tą jedną notkę musiałam od nich odpocząć, dlatego też pojawił się wątek sióstr. Ale następny rozdział zapewne będzie już tylko o Joshu i Faridzie :) Więc będzie to pewnego rodzaju rekompensata. :)
OdpowiedzUsuńTeraz mogę skomentować rozdział. Zaciekawił mnie piesko-wilk, a zapewne także człowiek w jednym :) I coś czuję, że pewien zmieni zdanie co do swojej orintacji. Tym bardziej, że za partnerkę ma jakąś czepialską babę. A pso-wilka już lubię:) Co do dalszej części rozdziału. Fakt, za mało Doriana. Keith nie ważny. Dorian juz tak :P Czekam na dalszą część:)
OdpowiedzUsuńYay! W końcu udalo mi się przeczytać (nauka ;____; )
OdpowiedzUsuńRozdzial jest świetny szczególnie opis psa xD
Zgadzam się z opinią iż jest za malo Doriana :P
Czekam na więcej i życzę powodzenia! :)
Witam,
OdpowiedzUsuńwspaniały ten pies-wilk, szybka regeneracja ja też tak chce... co za wstrętna baba, dobrze że im przeszkodził....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie i gorąco Basia
No jestem .! xD
OdpowiedzUsuńTrochę mnie nie było i szczerze myślałam, że trochę więcej mnie ominęło, a tu tylko jeden rozdział.
Nie wiem czy się cieszyć, czy może płakać, bo mam w sobie coś na kształt niedosytu.. inaczej mówiąc chcę jeszcze ! xD
No w każdym razie rozdział bardzo mi się podobał, ten psiak i wilk w jednym jest wspaniały. Super go opisałaś, naprawdę, za to Ci się jakaś nagroda należy . ;*
No i zgadzam się, że Doriana mało. Ja go tak straasznie lubię a tu go prawie wcale nie ma ! xD Chyba złożę oficjalne zażalenie xD
Czekam na kolejną notkę. ;*
Ps. Zapraszam do mnie. W końcu udało mi się napisać rozdział ;*
Wybacz, jestem taka zła i nie dobra. Ale na swoje usprawiedliwienie mam to, że o tej godzinie przewracałam się na drugi bok w łóżku, a notka dodała się sama:) Co do przyszłości, jak już mówiłam... wolę nie zdradzać :) Cóż nieoczekiwane zbieg okoliczności czasem są fajne. Anne sama musiała sobie radzić z siostrą :P Nowy rozdział już w niedzielę o godzinie 00.00 :)
OdpowiedzUsuńTo jest ten dzień. Jedyny, wyjątkowy dzień, w którym Kashii zebrała się w sobie i napisała ci komentarz! Więc skumuluj moc obliczeniową mózgu i czytaj uważnie, więcej takich niespodzianek nie będzie! A najlepiej przedtem zaznacz czerwonym krzyżykiem ten dzień w kalendarzu. Może pokusimy się nawet o jakieś małe święto narodowe, hmm?
OdpowiedzUsuńSooł... mi jakoś nie brakowało Doriana. On jest taki idealny, jedyny, boski, książęcy i niepowtarzalny że aż zadziwiająco sympatycznie czytało się rozdział bez niego. Hm. Mogę powyliczać zalety tego rozdziału, chcesz? Baardzo podobało mi się, że w końcu porządnie opisałaś psowilka, to, jak Josh go głaskał było urocze wręcz ; w ; Imo coraz lepiej idzie ci pisanie z perspektywy Josha, nie zmarnuj tego! Bankiet to też dobry stuff był, i nieprawda, że nic nie wnosił do fabuły; pokazywał stosunek Kaitha do firmy i świat rekinów biznesu, w jakim przyszło mu żyć :'D Ja na twoim miejscu pokusiłabym się tylko o jakieś bardziej szczegółowe opisy wyglądu postaci, ludzie to nie tylko oczy i włosy, mogłabyś coś wspomnieć chociażby o kształcie szczęki, ust, brwi, dłoniach... tak samo z opisami miejsc, których nie ma w ogóle, ale małe napomknięcie o sali bankietowej albo whatever by się przydało. Wracając do tematu wyglądu, zastanawia mnie, że Kaitha dziwią czerwone oczy Dorka, ale złote już nie. A złote oczy też naturalnie w przyrodzie nie występują! xD Syam sparkluje w tym rozdziale, "look at all the fucks I give", i te klimaty, biczez. Z rozdziału na rozdział coraz więcej postaci, fajnie, fajnie! Ale pomyśl nad rozkręceniem akcji, masz tak bardzo epicką fabułę, a jakoś nie posuwasz jej do przodu. Fantasy proszę! Bardzo rozwlekasz wszystkie wydarzenia, imo niepotrzebnie. Nie wtedy, kiedy ma się epicką fabułę w rękawie, chować ją to grzech!
W ogóle... Gorg... to imię brzmi tak... germańsko ; A ; Gorg! Komm hier entlang!
Cóż. To nie jest długi ani konstruktywny komentarz, niemniej... za rozdział dostajesz ode mnie gwiazdkę! ☆
Kashii (●__●)
Mnie także jest lepiej publikować w nocy, tylko wcześniej nie byłam w stanie tego robić. Teraz mój "sukces" polega na tym, że mam mały zapas notek :) Malutki, malusieńki, ale jednak :) Nie wiem co powiesz na temat jutrzejszego rozdziału, pewnie mnie przestaniesz lubić, ale trudno :P Bedzie krótszy niż ten bieżący. Josh rozumie jego niepewność, jakoś intucyjnie, znając sytuację chłopaka musi to robić by go zdobyć :) Jeszcze milionerem, trochę brakuje mu do bycia miliarderem. Josh nauczył się szacunku, obserwując ojca i nie chcąc takim być. Wiem o co ci chodzi z tym szybkim seksem. Dlatego czekam na twoją reakcję po 12 rozdziale.
OdpowiedzUsuńCo do randki Bianki, miałam pewne plany, ale jak to zwykle... nie wyszło i będzie inaczej :) ale to już za niedługo. O Diego i Aralielu będzie najwięcej w pięnatstym rozdziale, ale w czternastym też jest o nich trochę. Rozdział 12 znów będzie w nocy 00:00 z soboty na niedziele :)
Za błędy przepraszam, ale kiepsko spałam i ledwo na oczy widzę... A jest 14
Mia w końcu nadgoniła zaległości. Bądź dumna.
OdpowiedzUsuńAle i tak muszę Cię ochrzanić misiu. Z całym szacunkiem, ale interpunkcja leży. BARDZO. Przecinki są w jakichś dziwnych miejscach, czasem, w wypadku wtrącań (takich jak w tym zdaniu) nie trzymasz się jednego i na początku jest myślnik, a po wtrąceniu - przecinek. Tak nie powinno być. To błąd. Poza tym gdzieś znalazłam przecinek w czymś w stylu 'ładna, sukienka' czy coś.
Błędów ortograficznych jako takich nie ma, ale jest całkiem sporo błędów językowych, większość opisów wydaje się być wymuszona i wciśnięta na chama. Część dialogów również jest nienaturalna i odrobinę sztuczna. Kiedy piszesz dialogi powinnaś używać słownictwa potocznego, bo nikt nie mówi w sposób w jaki mówi część Twoich bohaterów.
Nie bardzo przypadła mi również do gustu nagła zmiana narracji. Myślę, że dla Josha powinnaś poświęcić więcej miejsca, aby rozwinąć bardziej jego relację z Celii, w której ciężko było mi się połapać, a także relacje z rodzicami i innymi ludźmi. Bo pisałaś o nim dużo, a jednak - ja wciąż nie mogę powiedzieć o nim nic poza tym, że jest koszmarnie niezdecydowanym człowiekiem. Podobnie z pozostałymi postaciami, które wydają się nieco płaskie.
Wiem, że strasznie się czepiam, ale wiesz, że mi zależy żebyś rozwinęła swój potencjał. Poza tym to opowiadanie ma naprawdę wiele dobrych cech. Pomysł jest dość oryginalny, pozostawiasz wiele niedopowiedzeń trzymających w napięciu i dających do myślenia i zastanawiania. Wszystko masz ładnie zaplanowane i ciekawie przemyślane, ale musisz popracować nad warsztatem.
Proszę, nie gniewaj się na mnie, że tak się strasznie czepiam, ale wiesz, że ja tak mam i w ogóle nienawidzę nadmiernego słodzenia i tak dalej. Uważam, że to cudowne, że mogę zobaczyć jak powoli się rozwijasz i stajesz się coraz lepsza. ♥
Natomiast gorąca prośba do bety, która jednak jest (w trakcie czytania wydawało mi się, że nikt tego nie sprawdzał!): SPRAWDZAJ UWAŻNIE, POPRAWIAJ BŁĘDY, CZYTAJ KILKA RAZY(i może upewnij się jeszcze, że sama tych błędów nie popełniasz i nie masz błędnie wpojonych reguł)
Pozdrawiam Miśku,
Mia :*
Bardzo mi się podoba Twoja twórczość. I życzę Ci dużodużodużo weny.
OdpowiedzUsuńW tym rozdziale brakuje mi trochę Doriana i więcej Kaith'a... ale i tak był ciekawy.
Współczuję Josh'owi (dobrze zapamiętałam?) dziewczyny. .-. A ,,wilpies" zapowiada się interesującym zwierzakiem. ^^
~Lee