Mężczyzna patrzył na mnie czekając
na odpowiedź. No tak, gapię się na niego od kilku dobrych sekund - mam
nadzieję, że nie więcej - i nie odpowiadam. Pogratulować inteligencji Kaith…
-Akurat idę na cmentarz - odezwałem
się wreszcie. - Więc… mógłbym pana zaprowadzić - Zaproponowałem.
Nie
wiedziałem jak mam zwracać się do mężczyzny. Miałem mówić per pan, czy jak?
Trudno było mi określić jego wiek patrząc tylko na wygląd. Przez jego ubranie i
styl wypowiedzi wyglądał dojrzalej, ale nie miał zmarszczek, a z twarzy wydawał
się stosunkowo młodo.
-To bardzo miło z twojej strony -
zwrócił się do mnie uśmiechając delikatnie. - Jestem Syam.
-Kaith - Oszczędnie się
przedstawiłem.
Ruszyliśmy
w stronę cmentarza. Milczeliśmy, ale nie była to niezręczna cisza, obaj byliśmy
pogrążeni w swoich myślach. Moje krążyły wokół dwóch par oczu. Złote oczy…
Przez osiemnaście lat nigdy nie widziałem takiego koloru, a w ciągu niecałego
miesiąca spotkałem dwie osoby, o tak intensywnej barwie. Jak to możliwe? A może
oni są jakoś spokrewnieni? No dobra, z tym ostatnim stwierdzeniem chyba troszkę
przesadziłem, przecież nie powinno mnie to interesować.
-Do kogo idziesz? - zapytał nagle
Syam wyrywając mnie z rozmyślenia.
-Do… kogoś - zawahałem się. Nie
chciałem rozmawiać o Sebastianie, zwłaszcza z nieznajomym. Dodatkowo nie
wiedziałem jaki stosunek ma Syam do homoseksualistów… Mimo, że sprawiał
wrażenie miłego nie wiedziałem co mogłem mu powiedzieć. - … wyjątkowego -
Zakończyłem, a mężczyzna spojrzał na mnie zdziwiony, jednak po chwili
uśmiechnął się delikatnie.
-Ta osoba na pewno taka była.
Odwzajemniłem uśmiech i pokiwałem
głową. Miło było usłyszeć takie słowa. Cieszyłem się, że Syam nie pytał o więcej.
Najwyraźniej wiedział gdzie leży pewna granica. Nie wiem dlaczego, ale
polubiłem go. Może nie jakoś bardzo, bo go nie znałem, ale sprawiał wrażenie
miłego i porządnego obywatela.
Matko!
Zaczynam gadać jak ojciec!
-A ty, kogo idziesz odwiedzić? -
Zapytałem z uprzejmości. Mężczyzna westchnął ciężko i pokręcił głową.
-Idę… przeprosić - wyjaśnił.
Spojrzałem na niego zdziwiony i
zaciekawiony dając tym samym znak by kontynuował. - Kiedyś zrobiłem niezbyt
dobrą rzecz i muszę w końcu przeprosić - znowu westchnął, po czym spojrzał w
przestrzeń. - Zresztą i tak nie zrozumiesz…
Spojrzałem na niego zdziwiony,
jednak nic nie powiedziałem. Nie chciałem wyjść na nieuprzejmego i zacząć go o
wszystko wypytywać - a łatwo nie było, jak już mówiłem, jestem strasznie
ciekawski. Przez dalszą drogę
rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Nie schodziliśmy już na krępujące nas
tematy, nie zwierzaliśmy się. Mówiliśmy o muzyce, polityce lub po prostu o
pogodzie. Gdy doszliśmy do cmentarza mężczyzna uśmiechnął się i jeszcze raz
podziękował, po czym skręcił w boczne alejki. Ciekawe skąd wie który to grób,
gdzie może go znaleźć. Może ktoś mu powiedział?
Potrząsnąłem głową i ruszyłem w stronę
grobu Sebastiana. Może mnie jakoś wesprze? Wiem, że na pewno mnie nie opuścił,
przecież mówił, iż zostanie ze mną do końca moich dni, że nawet, jeżeli go nie
widzę to on nade mną czuwa i o mnie dba.
Na plac szkolny wbiegłem klika minut
przed dzwonkiem. Troszkę zasiedziałem się u Seby i miałem mało czasu na dojście
do szkoły. Na pewno szybkim marszem doszedłbym na czas, lecz bieganie jest
ponoć zdrowe więc co mi tam. Zdyszany podszedłem do drzwi. Gdy chciałem je
otworzyć od tyłu coś - a raczej ktoś - rzucił się na mnie o mało nie
przewracając mnie i siebie.
-Daga! Opanuj się - warknąłem na
przyjaciółkę odpychając ją lekko, jednak dziewczyna zaśmiała się krótko i
pocałowała mnie w policzek. -Teraz już wiem jak powstały te plotki o nas -
rzekłem poważnym tonem, a dziewczyna roześmiała się głośniej. Przez kilka
miesięcy wszyscy myśleli, iż Daga była moją dziewczyną. Mi było to obojętne, bo
w tym czasie chodziłem z Sebastianem, jednak Polce zaczęło to przeszkadzać - w
końcu nie mogła poderwać żadnego przystojniaka z etykietką „zajęta”. Dość długo
przekonywaliśmy znajomych i nieznajomych też - cała szkoła o nas mówiła. Jak
wiadomo trudno jest wyeliminować plotki. Jednak po pewnym czasie udało nam się
przekonać znajomych, iż się tylko przyjaźnimy. Chociaż i tak czasami powstają
opowieści o naszym domniemanym związku. No ale czymże byłoby życie bez tego
gadania? Plotki w dzisiejszych czasach to podstawa, źródło informacji, a to, że
często to bzdura to już inna bajka.
-To w jaki sposób powstała ta, że
masz dziewczynę? - zapytała słodko, a ja spojrzałem na nią wzrokiem mordercy.
Akurat tego mi trzeba! Aby każdy gadał, że mam tajemniczą wybrankę serca. Nie
mam zamiaru wysłuchiwać gadania chłopaków o tym, że chcą ją poznać. Bo przecież
się przyjaźnimy, a przyjaciele nie mają przed sobą sekretów… Ciekawe czy też by
tak gadali, gdyby wiedzieli, iż jestem gejem… - Nie będą gadać, bo… - zawiesiła
znacząco głos, a ja wróciłem myślami na Ziemię. - Michael zaprosił mnie na
randkę!
-Ten Michael? - zdziwiłem się, a
Dagmara pokiwała energicznie głową.
-Jeżeli masz na myśli kapitana
drużyny football'owej to masz stu procentową rację - wyszczerzyła się pokazując
swoje białe ząbki.
-Jeszcze przed wyjazdem do Polski
mówiłaś na niego: „Pajac hasający na boisku i podniecający się byle piłką.
Nawet do wiązania butów potrzebuje pomocy jednej ze swoich fanek…” -
zacytowałem otwierając drzwi od budynku i przepuszczając w nich Dagmarę. No w
końcu trzeba iść na pierwszą lekcję.
-Kiedy to było - machnęła zadowolona
ręką. - W każdym razie on jest taki słodki… I obiecał, że zabierze mnie do
lunaparku - mówiła zachwycona.
-Dziewczyno, zwolnij - przerwałem
jej, a ona spojrzała na mnie zdziwiona dając tym samym znak, abym kontynuował.
- Mówisz już jak te puste, zakochane lale, które myślą tylko o swoich randkach.
- Daga prychnęła, ale nic nie powiedziała. Grzecznie czekała na ciąg dalszy. -
Zresztą i tak oboje wiemy, że niedługo go rzucisz - dokończyłem, gdy doszliśmy
do sali, w której mamy mieć pierwszą lekcję.
-Ej! - zbulwersowała się Dagmara i
dała mi kuksańca w bok. Zaśmiałem się.
-Widzę, że amory idą pełną parą -
usłyszeliśmy Thomasa.
-Z tym debilem w życiu! - krzyknęła przyjaciółka,
a ja parsknąłem głośnym śmiechem. Dziewczyna z surowym wyrazem twarzy odwróciła
się na pięcie i odeszła. I tak wiedziałem, że nie gniewa się… na poważnie.
Głośne westchnienie chłopaków zwróciło moją uwagę.
-Kaith, ja cię nie rozumiem - zaczął
Dave. - Masz taką śliczną dupcię pod nosem, a ty co? Przyjaźnisz się z nią! Wyjaśnij
mi jak?!
-Normalnie - wzruszyłem ramionami. -
Jakbyś nie zauważył to my w ogóle do siebie nie pasujemy. Normalnie taka z nas
para, jak z ciebie i…
-Dobra, dobra - przerwał mi. -
Czaję, ale… Ta dziewczyna to marzenie każdego faceta a ty… - wykonał
nieokreślony ruch ręką. Już otwierałem usta by coś powiedzieć, ale w tej chwili
odezwał się Alex.
-Może Kaith woli dziewczyny typu
Caroline? - zasugerował, a ja miałem ochotę walić głową w ścianę. Czemu oni, do
cholery, poruszają takie tematy!? - Ona też jest śliczna i pasuje do niego.
Teraz tylko oboje potrzebują pomocy…
-Alex - przerwałem mu. - Ja nie chcę
swatania, świetnie daję sobie sam radę w sprawach sercowych.
-Kaith… Tylko, że… - wtrącił się
milczący dotychczas Thom. - Widzisz wszyscy gadają o tobie i Dorianie, i o
waszym pocałunku.
-Nie obchodzi mnie to. Nie będę
szukał dziewczyny po to, aby udowodnić swoją heteroseksualność - która nie
istnieje. Dodałem w myślach zły na siebie, że znowu kłamię.
-Dorian aż tak dobrze całuje, że
trudno znaleźć dziewczynę, która mu dorówna? Czy może obrzydził ci pocałunki i
masz ich dosyć na pewien czas?
-Właśnie, jak Dorek całuje?
-Skoro tak bardzo chcecie wiedzieć,
to się sami przekonajcie i pocałujcie z nim! - odbiłem piłeczkę, a oni
spojrzeli na mnie jak na UFO. W tym momencie moja twarz miała bliskie spotkanie
z dłonią zaliczając tak zwanego „facepalm'a”. - Serio, to nie o to chodzi. Po
prostu nie chcę być z byle jaką dziewczyną…
Koledzy spojrzeli na mnie zdziwieni
i gdyby nie dzwonek oraz punktualne przybycie nauczycielki zapewne coś by mi
odpowiedzieli. Jednak ich oczy mówiły, że mogę się czegoś spodziewać…
Lekcję przesiedziałem w ciszy, ale
na zajęciach nie skupiałem się. Moje myśli krążyły wokół rozmowy z chłopakami,
z której dowiedziałem się, iż znowu moja osoba jest głównym tematem plotek.
Miałem coraz większą ochotę uduszenia Dagmary za to głupie wyzwanie! Co ona
sobie myślała? Jeszcze ten debil siedzący obok mnie traktuje mnie jak
powietrze. Może to dobrze? Jedyne co do siebie mówimy to ciche: „hej”, „cześć” albo
czasami obchodzimy się nawet bez tego. Westchnąłem i podążyłem wzrokiem w celu
zlokalizowania Dagi. Moja przyjaciółka siedziała z Celią zajmując tym samym
miejsce Caroline. Polka zawsze siedziała obok mnie, ale przez pewnego kretyna -
z którym według niej stworzyłbym wspaniały związek - przesiadła się zasiadając
obok dziewczyny Josha. Swoją drogą dziwne miejsce, bo Celia według Dagmary jest
„rozkapryszoną egoistyczną lalusią, która nie wie ile to jest dwa dodać dwa”.
Oboje dziwiliśmy się jak Josh może z nią wytrzymać. Dagmara z moich przyjaciół
lubiła tylko Josha, resztę po prostu znosiła. Z westchnieniem rozejrzałem się
po klasie i mój wzrok zatrzymał się na Caroline. Coraz bardziej przeszkadzają
mi jej zaloty. No i jest jeszcze Alex z chłopakami, który bezskutecznie próbuje
mnie z nią zeswatać. Moje myśli znowu poleciały w stronę Doriana, pocałunku i
reakcji szkoły. Może najwyższy czas się ujawnić? Ale czy tego chciałem? Z
jednej strony tak, bo miałem dosyć udawania, ale z drugiej? Z drugiej nie
chciałem być wyśmiewany, wyzywany. Byłem żałosnym tchórzem. Wyzywałem Doriana
od debili, a sam nim byłem! Zaśmiałem się lekko. Nie wiedziałem, co zrobię, czy
w ogóle coś, ale może lepiej będzie, kiedy ta sprawa soboty ucichnie? Może
rozejdzie się po kościach? W tym momencie zadzwonił dzwonek. Może to jakiś
znak? Znak dający mi do zrozumienia że w tym momencie powinienem zatrzymać
swoje myśli? Oj, Kaith, lecz się! To normalne, że dzwonek dzwoni ogłaszając
przerwę! Gdybyś myślał szybciej, to zakończyłbyś te swoje rozmyślania wcześniej…
Z tymi, dziwnymi myślami opuściłem salę.
-Muszę przyznać, że jak tak
siedzicie razem to wyglądacie słodko - z rozmyślania wyrwał mnie głos Dagi.
Spojrzałem na nią unosząc jedną brew ze zdziwienia. - No i jeszcze on cały czas
się na ciebie patrzy!
-Daga, ogarnij się! NIC z tego nie
będzie - Próbowałem uspokoić przyjaciółkę, jednak ta spojrzała na mnie ze zdziwieniem
i politowaniem. – Nic a nic.
-Ja tam swoje i tak wiem!
-Uh. Wiesz co? Najlepiej zrobisz
jeżeli na nowo usiądziesz ze mną. I będzie po kłopocie.
-Słucham? - spojrzała na mnie z
niedowierzaniem. - Mam was tak chamsko rozdzielić? Oj, nie ma mowy -
wyszczerzyła się, a ja spojrzałem na nią błagalnym wzrokiem. - Zresztą chcesz
się tak poddać, pokazać mu swoją słabość? Chcesz mu udowodnić, że ten pocałunek
zrobił na tobie wrażenie?
W tym momencie Daga uderzyła w mój
słaby punkt. Mianowicie nie chciałem być gorszy od niego, nie chciałem okazać
się tym słabszym. Stąd wychodzi, iż muszę wytrzymać z nim w jednej ławce. Chyba
powinienem to przeżyć, w końcu nikt nie karze mi z nim rozmawiać, spędzać czasu w trakcie przerw lub po
zajęciach szkolnych.
-Kaith, możemy porozmawiać? -
podniosłem wzrok i spojrzałem na stojącą naprzeciwko mnie Caroline.
-No pewnie, mów. - Odpowiedziała za
mnie Dagmara. Caroline spłoszyła się i spuściła wzrok, a ja spojrzałem na
przyjaciółkę morderczym wzrokiem. Potrzebuję adwokata, czy co? Doskonale
wiedziałem, iż Daga chce abym był szczęśliwy, ale bez przesady! Nie wpakuję się
w heteroseksualny związek!
-Oczywiście - powiedziałem jednak
miłym głosem do Caroline. - Zresztą i tak Dagmara miała iść do Michaela,
prawda? - dodałem przez zęby patrząc wymownie na przyjaciółkę. Dziewczyna
prychnęła cicho, po czym wstała i odeszła mamrocząc coś pod nosem w tym dziwnym
języku zwanym polskim. Przez zmianę języka nie zrozumiałem dziewczyny, ale
znając ją było to coś w stylu: „Po co słuchać moich dobrych rad, lepiej gadać z
jakąś pustą lalą…” – No, możesz mówić - odezwałem się po chwili przenosząc
wzrok na zarumienioną Caroline.
-No, bo… - zaczęła cicho. Milczałem,
mając nadzieję, iż dziewczyna w miarę szybko się wysłowi. - Bo widzisz… Cała
szkoła mówi o tobie i o Dorianie… - no nie. Znowu mam tego wysłuchiwać? - Ja
oczywiście w to nie wierzę. - plątała się. - W końcu wiem, jaki masz stosunek
do gejów… - serio, jaki? Czyżbyś myślała, że jestem homofobem? Jeżeli tak, to
jesteś w ogromnym błędzie. Jestem beznadziejny… - I zdaję sobie sprawę, że to
tylko głupie wyzwanie… no i pewnie nie zrobiłbyś tego, gdybyś był trzeźwy… - no
dobra, z tym ostatnim mogę się zgodzić. - No, ale i tak wszyscy o was gadają, mówią
jaką to wspaniałą parą jesteście… I tak pomyślałam… Że chyba powinieneś się
przesiąść, plotki być może umarłby śmiercią naturalną, no i wiesz… Miałbyś
spokój? Oczywiście to tylko moja propozycja - mówiła coraz szybciej i ciszej
nie podnosząc wzroku na mnie. - I jakbyś nie chciał siedzieć sam… to zawsze
możesz… Znaczy tak sobie pomyślałam, abyś… No, bo Daga usiadła przy Celii i ja…
No może usiadłbyś ze mną? - w końcu wyartykułowała zdanie szeptem. Spojrzałem
na nią i miałem ochotę zaśmiać się w niebogłosy, ale, jako osoba kulturalna,
nie pozwoliłem sobie na taki haniebny czyn i tylko delikatnie się uśmiechnąłem.
Śmieszyło mnie zachowanie dziewczyny, naprawdę mogła
normalnie się
zapytać, a nie bawić się w te całe podchody. To chyba oczywiste, że i tak bym
odrzucił tę propozycję…
-Z chęcią bym się zgodził - no co?
Nie chciałem, aby Caroline się załamała… aż tak bardzo. - Ale nie mogę -
dodałem cicho, a dziewczyna spojrzała na mnie smutna, miałem wrażenie, że zaraz
się rozpłacze. Westchnąłem, mając nadzieję, iż nie zobaczę łez na jej
policzkach. Nienawidziłem, gdy ktoś płacze na moich oczach! Nie wiedziałem jak
się mam zachować. - Nie chodzi o ciebie… - dopowiedziałem niepewnie. Caroline
spojrzała na mnie zdziwiona. - Widzisz… Nie za bardzo lubię się z Dorianem i
można rzec, że ze sobą rywalizujemy, więc nie chcę, aby pomyślał, że się
poddaję… - rzekłem wykorzystując odrobinkę argument podany przez Dagę. -
Rozumiesz?
Caroline spojrzała na mnie ze
zmarszczonymi brwiami i najwyraźniej analizowała moją wypowiedź, co zajęło jej
troszkę czasu. Po chwili kiwnęła głową.
-W sumie to oczywiste… - uśmiechnęła
się i odeszła, a ja odetchnąłem z ulgą.
Przez większość przerw moi „wspaniali”
przyjaciele gadali o sobotniej imprezie, często próbowali mnie zaznajomić z
plotkami, których głównym tematem byłem ja i Dorian. No jakbym miał ochotę tego
słuchać! Na domiar złego Dagmara ciągle mi paplała jak to pięknie razem
wyglądamy, nawet moje próby zmienienia tematu nie przyniosły oczekiwanego
rezultatu. Normalnie zwariować można! Dorian to, Dorian tamto, a niech się
Dorian wypcha! Skoro się nim tak interesują to niech z nim rozmawiają, a nie
mnie wypytują i denerwują. A tak, zapomniałem, on ich wszystkich „onieśmiela” -
jak to rzekła Sylvia, przyjaciółka Caroline i Celii. Ja tam nie wiem, jak ktoś
taki wkurzający, irytujący, chamski może onieśmielać, jak dla mnie on potrafi
tylko wkurwiać… Myślałem na przedostatniej lekcji. Dzisiejszy dzień wyjątkowo
mnie drażnił, mimo że zaczął się miło teraz jestem – chociaż to mało
powiedziane – zdenerwowany.
Spojrzałem kątem oka na „pana
onieśmielającego”. Cholera, znowu się na mnie gapi z tym swoim irytującym
uśmieszkiem, czego on ode mnie chce?
Dorian ma
spokój, nawet nikt z nim nie gada, a ze mną? Wszyscy o czymś mówią, nie miałbym
nic przeciwko temu - naprawdę! - gdyby
głównym tematem rozmów nie był Dorian! No ile można! Dorian, Dorian i CIĄGLE
Dorian. A kogo on obchodzi? Bo na pewno nie mnie!
W pewnej chwili doszedł do mnie cichy
śmiech z lewej strony. Zmarszczyłem brwi, po czym spojrzałem na złotookiego,
który siedział rozbawiony oraz patrzył na mnie. W jego wzroku i uśmiechu nie
było zlekceważenia czy kpiny, tylko rozbawienie…
-Jak będziesz się tak denerwował, to
ci tu zmarszczka wyskoczy - powiedział zadowolony i wskazał palcem miejsce
między brwiami.
Prychnąłem cicho oraz przeniosłem
wzrok na tablicę. Jakiś debil co się na wszystkim zna, myślałem gorączkowo. A
niech se ten palec w dupę wsadzi, a nie! Kaith, spokojnie - próbowałem się
uspokoić. Wdech i wydech, wdech i wydech. Moje próby uspokojenia przerwał
dzwonek. Zadowolony wybiegłem z klasy.
Dzisiejsze
zajęcia szkolne pomału się kończyły, więc wiele osób opuściło już budynek z
różnych powodów. Chciałem uciec od znajomych, od rozmów. Pobiegłem w stronę rzadziej
uczęszczanych korytarzy, które znajdowały się w mojej szkole.
Przystanąłem przy najbliższej
ścianie i oparłem się o nią. Odetchnąłem głęboko. Wreszcie chwila spokoju,
ciszy, nikt mi nie przeszkadza, mogę być sam. Rozejrzałem się w celu
sprawdzenia czy nikt nie poszedł moimi śladami i nie postanowił zagłębić się w
mniej uczęszczane części szkoły. Na szczęście byłem sam. Zamknąłem oczy radując
się chwilą oraz odpoczywając. Mój spokój zakłócił dźwięk ogłaszający nadejście
esemesa. Zmarszczyłem brwi, po czym zerknąłem na wyświetlacz. Ciekawe któż to
zakłóca mój spokój? Może Dagmara się martwi albo chłopacy? Spojrzałem na
nadawcę i ze zdziwieniem odkryłem, iż to moja „kochana” siostrzyczka. Przez
chwilę zastanawiałem się czego to ona może chcieć. Aż dziw, iż posiada mój
numer. Z westchnieniem otworzyłem wiadomość i zagłębiłem się w czytaniu. „Natan zaprosił mnie do klubu, ale ojciec nie
chce mi pozwolić… Kaith, błagam pójdź z nami! Jeżeli wybierzesz się razem z
nami tata na pewno się zgodzi. Zresztą według naszej umowy jesteś mi coś
winien!” - głosiła treść wiadomości…
No super normalnie to się szuja nie odezwie, a teraz? W ogóle, co to za pomysł
by wspominać o tej „umowie”? Przetarłem skronie i szybko odpisałem. „No dobra, dobra. Kiedy?” Gdy kliknąłem „wyślij”,
przy moim uchu usłyszałem głos.
-To co, teraz bawisz się w
przyzwoitkę? - zdziwiony zmarszczyłem brwi i rozejrzałem się dookoła, ale byłem
sam… Czyżbym świrował? Może nie przejąłbym się tym tak bardzo, gdybym nie
rozpoznał głosu należącego do Doriana. Tak, oto moje przekleństwo… Nawet gdy go
nie ma w pobliżu, ja i tak go słyszę, co się ze mną dzieje? Jestem nienormalny
skoro ciągle myślę o Dorku… Eh, powinienem się leczyć.
Ostatnia lekcja minęła mi dość
szybko… Zadowolony opuściłem salę jako pierwszy, ale niestety za pierwszym
zakrętem usłyszałem nawoływania mojej osoby. Wiedziałem, że nie ucieknę z
budynku niezauważony. Przekląłem pod nosem i wbiegłem do pierwszego-lepszego
pomieszczenia. Okazało się, iż to była toaleta… Na moje szczęście – męska,
dzięki czemu z czystym sumieniem mogłem zamknąć się w kabinie i przesiedzieć
tam kilka minut. Jestem beznadziejny, żeby tak chować się przed przyjaciółmi…
Po chwili - gdy uznałem, że jestem
bezpieczny - mogłem opuścić śmierdzące (bądź, co bądź musiałem zatkać sobie
nos, bo zalatywało papierosami oraz… odchodami) pomieszczenie. Gdy znalazłem
się na zewnątrz szkoły z ulgą odetchną świeżym powietrzem. Rozejrzałem się po
prawie pustym podwórku i ze zdziwieniem zauważyłem Doriana rozmawiającego z
jakimś blondwłosym mężczyzną w czarnym płaszczu… Chwila, chwila, czy to nie
Syam? Zresztą, co cię to obchodzi, Kaith?
Fuknąłem na siebie w myślach kręcąc przy tym głową. Następnie ruszyłem w
stronę bramy, modląc się w duchu o to, aby mężczyźni mnie nie zauważyli.
-Kaith? - no oczywiście moje modły
nie zostały wysłuchane. Odwróciłem się w stronę zdziwionego Syama. - Co ty tu
robisz?
-Uczę się - odpowiedziałem
wzruszając ramionami.
-W tej szkole? - zapytał coraz
bardziej zdziwiony. - To pewnie znasz mojego brata, Doriana?
Zaraz, zaraz? Brata? To stąd to
podobieństwo? Szkoda, że jedyną cechą, jaką ich łączy jest barwa oczu… Syam
wydawał się o wiele milszy. Pokiwałem głową. Blondyn już otwierał usta by coś
jeszcze dodać, ale Dorian go uprzedził.
-Kaith i ja chodzimy do jednej klasy - wyjaśnił, ale mówił to takim
głosem, że aż ciarki przeszły mi po plecach. Aż tak mnie nie lubi, iż mówi o
mnie takim zlodowaciałym głosem pełnym nienawiści? A może nie lubi brata?
-Co za zbieg okoliczności… - odparł
tajemniczo Syam, a jego oczy zabłysły dziwnym blaskiem. Dorian chciał coś
odpowiedzieć, lecz tym razem to blondyn nie pozwolił mu się odezwać. - Skoro
się znacie, to Kaith pójdzie z nami na te lody… Oczywiście wszystko w ramach
podziękowań, za dzisiejszą pomoc w znalezieniu cmentarza - dodał, a ja cicho
rzuciłem, że nie ma potrzeby. Coś
czułem, że wspólne wyjście do kawiarni z rodzeństwem Freron jest złym pomysłem,
bardzo złym… - Nie ma mowy, idziesz i tyle!
-Poszedłeś na cmentarz? - zapytał
Dorian sprawnie omijając część rozmowy na mój temat. Syam przytaknął. - Z
Kaithem? - a nie, jednak o mnie też się zapytał. Normalnie czuję się
zaszczycony, mam nadzieję, że nikt tego nie słyszał, bo mam dosyć tych plotek…
Syam znowu potwierdził ruchem głowy. - Jeżeli tylko coś zrobiłeś, to ja cię… -
wysyczał groźnie. Przez chwilę miałem wrażenie, że się rzuci na blondyna z
pięściami. No dobra, rozumiem nienawiść do mnie (chociaż może nie do końca, jednak
naprawdę się staram!), ale do własnego brata?
-Spokojnie, nic nie zrobiłem. Nie
jestem tak narwany jak ty - odrzekł wesoło Syam uśmiechając się przy tym
pogodnie. - No to chodźmy.
I ruszyliśmy w stronę kawiarni. W
tej chwili żałowałem, że siedziałem w tej toalecie, a może, że tak krótko w
niej się znajdowałem? No trudno, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, a coś
czuję, że to popołudnie będzie dziwne, i to bardzo.
W drodze do kawiarni milczeliśmy.
Między naszą trójką panowała dość napięta atmosfera.
Jak
ja chciałem iść do domu! Czy o dużo prosiłem? Myślałem wybierając smak lodów.
Już bym wolał kłócić się z Dorianem niż czekać, aż któryś z braci się odezwie.
Swoją drogą ciekawe, który jest starszy. A może bliźniakami są? Chociaż w to
wątpię, gdyż wspólną cechą w ich wyglądzie są tylko złote oczy. Pokręciłem
głową wracając do wybierania smaków. W tym czasie przyszła kelnerka chcąc
odebrać nasze zamówienia. Jako, że nie za bardzo umiałem skupić się na menu,
podałem kobiecie pierwszy smak, jaki rzucił mi się w oczy. Nawet nie wiedziałem,
co to było. Gdy bracia również złożyli zamówienie Syam uśmiechnął się lekko i
zaczął niezobowiązującą rozmowę. O dziwo w jej trakcie przyłączył się również
Dorian. Szczerze mogę powiedzieć, że na towarzysza do rozmów się nadawał,
ciekawie się wysławiał. Niestety, kiedy kelnerka wróciła z naszymi lodami,
między nami zapanowała niezręczna cisza przerywana tylko odgłosem łyżeczek
uderzających w pucharki.
-To teraz powiedz mi, dlaczego tak
naprawdę przyjechałeś - odezwał się w pewnej chwili Dorian. Syam spojrzał na
niego zdziwiony.
-Mówiłem ci przecież, że musiałem
przeprosić… - odpowiedział bez zająknięcia. A to było naprawdę coś, gdyż miałem
wrażenie, że wzrok Doriana wierci blondynowi dziurę w brzuchu.
-Tak, tak wmawiaj sobie… - odparł
twardo Dorek, przecierając twarz ręką. - Obaj wiemy, iż to nieprawda oraz
zdajesz sobie sprawę, że nie uwierzę w takie bajeczki… - rzekł spokojnie, ale
od tych słów bił chłód, jednak Syam - co było bardzo dziwne - zaśmiał się
głośno.
-No tak, chyba troszkę cię nie
doceniłem, braciszku. - rzekł rozbawiony. - Ale co się dziwić, w końcu nie
widziałem cię tyle lat… - dodał. Jednak Dorian siedział niewzruszony i wciąż
patrzył surowym wzrokiem na brata. - Nie będę owijał w bawełnę. Ojciec wysłał
mnie abym sprowadził cię na właściwą drogę.
Tym razem to Dorian głośno się
zaśmiał. Nie wiem, o co chodziło i w tej chwili czułem się jak przysłowiowe
piąte koło u wozu.
-No to możesz już wracać do domu. Bo
ja nie zamierzam wybierać się z tobą. Powiedz ojcu, że nigdy nie nastąpi chwila
mojego powrotu.
-Jeżeli wrócisz to Rada razem z
ojcem nie będzie sprawiała problemu - Syam zignorował wcześniejsze słowa brata.
- Spokojnie będziesz mógł powrócić na swoją wcześniejszą funkcję dowódcy. Tylko
jest jeden warunek: zdradzisz nam sekrety tej organizacji, a wszystkie twoje
grzeszki zostaną odpuszczone.
-Czy ty mnie słuchasz? - warknął
czarnowłosy. - Nie wrócę do was. Nigdy! A te swoje kity możesz wciskać komuś
innemu.
-Dorian, dajemy ci ciekawą ofertę,
wybaczymy ci wszystko. A ty chcesz to od tak odrzucić? Dlaczego? Przecież on
nie żyje! Możesz spokojnie o nim zapomnieć i żyć własnym życiem.
-Jego do tego nie mieszaj! Doskonale
wiesz, że on nie miał z tym nic wspólnego! Po prostu raz otworzył mi oczy!
Patrzyłem coraz bardziej
zdezorientowany na braci. O czym, o kim oni mówili? Najpierw myślałem, że
Dorian ma poważne spory z rodziną, a teraz? W mojej głowie panował istny chaos,
mętlik.
-Otworzył? Chyba zamknął - wysyczał
Syam. Dzięki wrednemu tonowi wypowiedzi, przekonałem się, że tych dwoje
naprawdę jest rodzeństwem. Kiedy przestawali być mili to naprawdę bardziej
siebie przypominali. - Właściwie nie rozumiem jak możesz pracować z tymi… psami.
- ostatnie słowo niemal wypluł nienawistnie. Dorian wzruszył ramionami jak
gdyby nigdy nic.
-Normalnie, przynajmniej im mogę
ufać i nie muszę otaczać się jedynie roślinami, mając nadzieję, iż nikt mnie
nie zdradzi.
Syam zmarszczył brwi, a Dorian
uśmiechnął z wyższością. Przy stoliku na nowo zapanowała niezręczna cisza, a
mężczyźni mierzyli się wzrokiem. Chcąc nie chcąc zwróciłem ich uwagę na siebie
wracając do jedzenia lodów - przecież nie mogę pozwolić by się zmarnowały!
Bracia spojrzeli na mnie i miałem wrażenie, że im głupio, iż dali ponieść się
emocjom oraz chyba powiedzieli troszkę za dużo. Nie przejmując się ich wzrokiem
konsumowałem dalej swoje lody. W końcu im szybciej zjem, tym wcześniej pojawię
się w domu. W pewnej chwili zagadał do mnie Dorian i śmiało mogę rzec, iż mnie
zadziwił. Gdyż nie kpił sobie ze mnie, nie żartował, a zaczął ciekawą rozmowę na
temat muzyki. Natomiast Syam przyglądam nam się z dziwnym wyrazem twarzy oraz z
niepokojącym blaskiem w oku…
-A pamiętasz jak ojciec groził nam,
że zamknie w nas w tym budynku przeznaczonym dla… - zaczął Syam, ale przerwał
mu Dorian.
-No pewnie, błagałeś go na kolanach by
nie kazał nam tam siedzieć - parsknął Dorian.
-A potem ty, żeby zrobić mu na
złość, postanowiłeś wejść do tego budynku.
-Ta… Niestety okazało się, że jest
dobrze pilnowany i bez kluczy mnie nie wpuścili… - dokończył Dorian.
-Nigdy nie zapomnę, tego żalu w
twoich oczach i miny wściekłego ojca - obaj się zaśmiali.
Bracia wspominali swoje historie za
czasów dzieciństwa… Muszę przyznać, że normalnymi dzieciakami to oni nie byli.
Należą się wyrazy współczucia ich rodzicom. Naprawdę musieli mieć z nimi
problemy. Syam i Dorian mimo różnych charakterów oraz innych opinii, potrafili
się dogadać i miałem wrażenie, że naprawdę łączyła ich braterska więź. Może
lekko nadszarpnięta, osłabiona, niepewna, ale ciągle istniała.
Po zapłaceniu rachunku, opuściliśmy
lokal. Gdy znaleźliśmy się na zewnątrz Syam kontynuował
-To były fajne czasy… - westchnął, a
Dorian spojrzał na niego ze zmarszczonymi brwiami.
-No… Nie musieliśmy się o nic
troszczyć, mieliśmy spokój. - odparł i przeniósł wzrok na niebo. - Brakuje mi
tego - dodał po chwili.
-Mi też… A wiesz, czego najbardziej?
Tych kawałów wyrządzanych tej głupiej babie co to nie chciała nam dawać owoców
z krzewu… - zaciął się Syam jakby zorientował się, iż za dużo powiedział.
-Mówisz o Glay? - dopytał Dorian, a
blondyn przytaknął. - No wkurzanie jej było najlepsze…
-W sumie… Jesteś w porządku -
powiedział nagle Syam zatrzymując się. Dorian spojrzał na niego z dziwnym
uśmiechem i cicho rzekł: „Ty też”. Nosz kurde są braćmi i dopiero teraz sobie
takie rzeczy mówią? Z tego, co zauważyłem w dzieciństwie byli ze sobą zżyci, a
teraz? Ciekawe, co ich tak od siebie odróżniło…
-Szkoda - kontynuował Syam. - Że
przy następnym spotkaniu będę musiał cię zabić - zakomunikował spokojnie, tak
jakby mówił jaka jutro będzie pogoda, a ja spojrzałem na niego zdziwiony. Jak
to zabić? Ale tak na poważnie? Dorian wzruszył ramionami, jakby nic to dla
niego nie znaczyło. - Mogę cię o coś prosić? - Czarnowłosy przytaknął. - Nie
daj się zabić przez kogoś innego, chcę się z tobą zmierzyć w walce o śmierć i
życie…
-Mam nadzieję, że ta prośba działa w
obie strony? - odpowiedział zadowolony Dorian, a jego brat uśmiechnął się i
pokiwał głową. Po chwili obaj spojrzeli w niebo, jakby szukając jakiegoś znaku.
-Eh… Muszę już wracać - przerwał
ciszę Syam. - Na pewno nie wrócisz ze mną?
-Na pewno.
-W takim razie nie do zobaczenia,
chyba, że chcesz ze mną walczyć. - uśmiechnęli się obaj lekko. - Żegnaj bracie,
będę tęsknił - dodał, a Dorian skinął mu głową. – Kaith, uważaj na siebie -
zwrócił się do mnie, a ja spojrzałem na niego zdziwiony. Mam uważać na siebie?
Ale… O co mu chodziło? - I nie powinieneś oddalać się od Doriana - dodał.
Spojrzałem na ciemnowłosego co raz mniej z tego wszystkiego rozumiejąc.
Dlaczego mam nie oddalać się od niego? Dorian również na mnie patrzył z
nieodgadniętym wyrazem twarzy, sprawiał wrażenie zamyślonego. Przełknąłem ślinę
i przeniosłem wzrok na Syama - a dokładniej na miejsce, w którym powinien stać.
Mężczyzna zniknął. Odwróciłem wzrok ze zmarszczonymi brwiami i szukałem
Doriana, ale i jego nie było. Zostałem sam, ale jak? Przecież przed chwilą obaj
stali, to nie możliwe, aby tak szybko zniknęli! Coraz mniej rozumiejąc braci
Freron skierowałem się w stronę domu.
~Josh~
Leżałem na łóżku głaszcząc Gorga
przy okazji. Tak, tak, wilczur znów władował mi się do wyrka. I po co mi było
legowisko, skoro i tak pies ciągle znajduje się przy mnie? Swoją drogą to aż
dziwne, że tak szybko mi zaufał, że się do mnie przywiązał. Spojrzałem
zdziwiony na zwierzę, a w tym samym czasie
Gorg podniósł na mnie wzrok i popatrzył swoimi rozumnymi, czekoladowymi oczami.
-Jak to możliwe, że po tym wszystkim
potrafisz zaufać człowiekowi? - wyszeptałem głaszcząc dalej psa i patrząc mu w
oczy. Wiem, że nie powinno się mierzyć wzrokiem ze zwierzakami, ale wiedziałem,
iż Gorg krzywdy mi nie zrobi… - Czemu się do mnie tak łatwo przywiązałeś?
Pies szczekną cicho po czym zbliżył
swój pysk do mojej twarzy i mnie… polizał. Nie gniewałbym się gdyby to było
jedno miejsce, ale jego jęzor był szeroki, a i Gorg nie chciał pozostawić mojej
twarzy suchej. Zaśmiałem się próbując odepchnąć od siebie zwierzaka. Niestety
wilczur był silny i nie potrafiłem się od niego uwolnić. Dopiero po kilku
minutach
odsunął się
merdając wesoło ogonem.
-A co to miało być? - krzyknąłem
między atakami śmiechu. Ten pies wywoływał u mnie bardzo wiele pozytywnych
emocji. Uśmiechnąłem się i pokręciłem głową, po czym westchnąłem głęboko. - Jeszcze
nie wiem, co zrobić z Celią… Jak przekonać ją do ciebie - Dodałem patrząc
zwierzakowi w oczy. Nie rozumiałem zachowania dziewczyny. Żeby tak zdenerwować
się z powodu zwykłego zwierzaka? Miałem go zostawić i pozwolić umrzeć? Jak ona
by się w takiej sytuacji zachowała? Co robiłem źle? - Może powinienem z nią
zerwać? - Myślałem na głos. - Ale w końcu ją kocham, tylko ostatnio…
Westchnąłem ciężko i zamknąłem mocno
oczy myśląc. A właściwie starając się wyłapać jakieś myśli w ich natłoku, który
panował w moim umyśle. Nie umiałem znaleźć żadnego szczęśliwego wyjścia z tej
paskudnej sytuacji… W pewnej chwili poczułem coś zimnego na policzku. Uchyliłem
powiekę i spojrzałem na Gorga, który opierał łeb na moim ciele. Ułożenie jego
głowy było o tyle dziwne, iż zaczynało się przy obojczyku, a kończyło na
policzku…
-Masz rację, będzie dobrze. - Wypowiedziałem
te słowa starając się w nie uwierzyć. Na nowo wplotłem dłoń w sierść zwierzaka.
- Zresztą zawsze mam ciebie, prawda?
Pies szczeknął jakby potwierdzając
moje słowa, co ponownie wywołało mój głośny śmiech. Kolejne minuty mijały, a my
leżeliśmy sobie na łóżku, właściwie Gorg leżał na mnie i nie ciążył mi aż tak
bardzo. Cieszyłem się, że czworonóg jest ze mną. Nie wiem dlaczego, ale czułem,
iż miałem w nim wsparcie.
Tę
spokojną chwilę przerwał natrętny dźwięk dzwonka. Zmarszczyłem brwi i
podniosłem się z posłania.
-Ciekawe kto to o tej porze… Może
Celia postanowiła porozmawiać? - wyszeptałem wątpiąc w swoje ostatnie
przypuszczenia oraz układając wilczura na posłaniu. - Ale tym razem się nie
ruszaj - rzuciłem do psiaka, po czym opuściłem sypialnie. Następnie podszedłem
do drzwi wejściowych i nie sprawdzając, któż jest moim gościem otworzyłem je.
Tak jak przypuszczałem, nie była to moja dziewczyna, to tylko Matthew
postanowił mnie odwiedzić…
-Josh jak ja się stęskniłem! -
krzyknął wchodząc do mojego mieszkania, następnie zamknął za sobą drzwi, po
czym mocno mnie przytulił. - No dawaj pyska - dodał i próbował mnie pocałować w
policzek. Starałem się mu wyrwać, ale dziad był silny i przygwoździł mnie do
ściany. Nie no, ja naprawdę nie chciałem być zmacany przez kumpla! W tym
momencie Gorg głośno szczekną, dzięki czemu mój przyjaciel jak oparzony odkleił
się ode mnie. Mój wybawiciel patrzył na nas przekrzywiając łeb. Spojrzałem na
przyjaciela, który wciąż dyszał ciężko z powody wystraszenia. Zaśmiałem się
głośno.
-Dobry piesek, wie kiedy pana ma
pilnować - powiedziałem i pogłaskałem zwierzaka kierując się w stronę kuchni. -
Chcesz coś do picia?
-Piwo może być - odpowiedział Matthew,
gdy otrząsnął się z szoku.
-Czyli znalazłeś go ledwie żywego? -
Siedzieliśmy w salonie pijąc piwo. Opowiedziałem przyjacielowi historię ze
zwierzakiem, który obecnie trzymał swój łeb na moich udach. Pokiwałem głową. -
Jejku, ale z niego biedak. - dodał, po czym pogłaskał go po głowie. Gorga
uchylił powiekę i spojrzał jakby niechętnie na mojego przyjaciela.
-Najgorsze jest, że Celia dzisiaj
zrobiła mi awanturę o niego… - westchnąłem. Chłopak spojrzał na mnie unosząc
brew.
-Dziewczyny są beznadziejne…
-Ostatnio tak nie twierdziłeś -
zauważyłem. - Co się stało? - Odwróciłem się, by spojrzeć na chłopaka.
-No niby nic… Spotkaliśmy się raz
czy dwa, miło mi się z nią rozmawiało, do tego jak ona bosko całowała -
rozmarzył się. - No, ale dzisiaj dostałem od niej SMS-a żebym więcej się do
niej nie odzywał, bo ma w dupie takich facetów jak ja…
-Nie wierzę! - parsknąłem głośnym
śmiechem. - Ty dostałeś kosza? Ty?! Wielki pogromca damskich serc, uwodziciel
Matthew został olany? - śmiałem się coraz głośniej, a przyjaciel wzruszył
ramionami.
-Wiesz co, to chyba nie z nimi jest
problem, a ze mną… - zaczął, a ja momentalnie spoważniałem i spojrzałem - na
ile alkohol mi pozwalał - uważnie na chłopaka. - Może powinienem zmienić
orientację i spróbować z tobą? - nachylił się nade mną, a ja miałem ochotę go
odepchnąć. Niestety, Metthew unieruchomił moje ręce, przełknąłem ślinę próbując
znaleźć w oczach przyjaciela coś, co twierdziłoby, iż ten żartuje… W tym czasie
do naszych uszu doszło głośne warknięcie Goega, przez co Matthew na nowo
odskoczył ode mnie.
-Spokojnie Gorg, nie ukradnę ci pana
- rzekł wystraszony chłopak i uniósł ręce w obronnym geście. - Jest twój -
dodał. Pies na nowo zamknął oczy i z powrotem ułożył łeb na moich nogach.
-Ale on ma rację - zacząłem próbując
utrzymać poważny wyraz twarzy. - Ten związek nie miałby szans, patrząc na to,
iż jesteś wkurzającym, zdradzieckim gnojkiem. - zakończyłem, a Matthew spojrzał
na mnie unosząc jedną brew. Chwilę później obaj głośno się zaśmialiśmy. O tak,
cała ta pokręcona sytuacja była jednym, wielkim oraz dziwnym żartem.
-Wiesz co Gorg? - zaczął Matthew,
gdy się uspokoiliśmy. - Nie wiąż się z żadną suczką, one są zdradzieckie,
naprawdę nie pozwól sobie zniszczyć życia…
-Spokojna głowa, nie dopuszczę do
tego - zapewniłem szybko przyjaciela. - Postaram się, aby chociaż jeden z nas
nie miał tych problemów…
Z przyjacielem siedzieliśmy dość
długo rozmawiając i śmiejąc się. Dzięki niemu chociaż przez chwilę mogłem nie
myśleć o Celii, mogłem skupić się na pierdołach i wygłupiać się do woli. W nocy
również nie byłem sam, gdyż wielkie cielsko wilczura położyło się obok mnie i
przyjemnie grzało. Przez noc tuliłem się do ciepłej i miękkiej sierści
zwierzaka.
-Gorg, idziemy na spacer -
zakomunikowałem, gdy tylko wstałem z łóżka. Zmęczony ubrałem się i zrzuciłem
zwierzaka z posłania - jak widać on również uwielbiał spać do późna. Wilczur
spojrzał na mnie nieprzytomnym wzrokiem mówiącym: „Naprawdę, musimy?” Zaśmiałem się i siłą zaprowadziłem go do
przedpokoju. Tam założyłem trampki oraz odzienie wierzchnie, natomiast Grog
patrzył na mnie jak na debila. On chyba naprawdę nie chciał opuszczać ciepłego
mieszkania. Zaśmiałem się i pociągnąłem w stronę wyjścia psa, który zaczął się
opierać. Zdziwiony spojrzałem na niego.
-Idziemy na spacer - zakomunikowałem
jeszcze raz. Pies szczeknął, jakby wyśmiewając mój pomysł. Westchnąłem i
jeszcze raz go pociągnąłem. Przez kilka chwil siłowaliśmy się. Wilczur był
silny, zapewne silniejszy ode mnie, ale w końcu udało mi się go wyciągnąć.
Szybko zamknąłem drzwi za nami. Gorg patrzył na nie i zaszczekał co właściwie
zabrzmiało to jak marne jęknięcie. Zaśmiałem się. - Widzisz, mnie nie przegadasz,
a teraz chodź.
Pies posłusznie szedł przy mnie, ale
nie było w tym chęci. Ruszał łapami, bo musiał chociaż nie chciał. Spojrzałem
na niego i zaśmiałem się.
-Ty to naprawdę nie lubisz wczesnego
wychodzenia na dwór - powiedziałem ciągle się śmiejąc. Zwierzak spojrzał na
mnie z niemym wyrzutem, a ja na ten wzrok odpowiedziałem szerokim uśmiechem. W
pewnej chwili Gorg zatrzymał się i postawił uszy nasłuchując czegoś. - Co się
stało? Chodź - powiedziałem przyglądając się mu. Zwierzak zachowywał się dziwnie,
nie wiedziałem o co mu chodzi. Nagle zerwał się do biegu i ruszył w kierunku
schodów. - Gorg! - krzyknąłem i pobiegłem za nim. Szybko zbiegłem na parter i opuściłem
klatkę schodową. Najbardziej zdziwiło mnie to, iż drzwi były zamknięte… W takim
razie jak on wydostał się na dwór?
-Gorg! - krzyknąłem, biegnąc w
stronę parku. - Gorg! - powtórzyłem głośniej. Przemierzałem najbliższe okolice,
jednak zwierzaka nie znalazłem. Bardzo się o niego martwiłem, w końcu nie
powinien jeszcze biegać, rany mogły się otworzyć. Mogło mu zabraknąć sił, mógł
gdzieś paść. Może wrócił do domu? usłyszałem
jakiś głosik w głowie, więc skierowałem się do siebie. Jednak i pod drzwiami
Gorga nie było… Uciekł mi, może rzeczywiście nie powinienem posiadać psa? Westchnąłem
i zasiadłem w fotelu. Spojrzałem na zegarek. Za niedługo
lekcje się zaczną, ale ja nie miałem ochoty na nie iść, bo bardzo się bałem o
wilczura i ciągle miałem nadzieję, że wróci. A może poszedł do siebie? Znaczy
do swojego domu? Tam gdzie jest jego miejsce? Westchnąłem i zamknąłem oczy.
Po chwili postanowiłem zadzwonić do
Celii, w końcu chciałem z nią na spokojnie porozmawiać o wczorajszej sytuacji.
Wybrałem jej numer w duszy modląc się, aby odebrała.
-Czego chcesz? - usłyszałem po kilku
sygnałach. Odetchnąłem z ulgą, może uda mi się jeszcze naprawić ten związek…
-Kochanie chciałem porozmawiać o
wczorajszym wydarzeniu - wyznałem cicho. po drugiej stronie panowała cisza, co
było dobrym znakiem, gdyż dziewczyna nie rozłączyła się. - Ja… To się działo
bardzo szybko. Ja wcześniej nie myślałem o tym, aby mieć zwierzaka. Znalazłem
go rannego i co miałem z nim zrobić? Przecież w schronisku by go uśpili -
wyjaśniłem mając nadzieję, że dziewczyna zrozumie. - Kotku nie gniewasz się na
mnie?
-Odezwę się - powiedziała stanowczo.
Oho, dostałem zieloną lampkę, punkt dla mnie. Uśmiechnąłem się zadowolony z
takiej odpowiedzi Celii.
-Kiedy? zapytałem.
-Powiedziałam, odezwę się. Kiedy
będę miała czas - dokończyła i rozłączyła się. Przynajmniej wysłuchała mnie, a
to już bardzo dobrze świadczy. Westchnąłem i spojrzałem na okno. No gdzie może
być ten zwierzak… Z rozmyślania wyrwały mnie krzyki sąsiadki. Tak, tej samej jędzy,
która się czepiała Gorga. Ciekawe, o kogo jej chodzi tym razem… Zanim zacząłem
obstawiać, kto jest tym nieszczęśnikiem, na którym wyżywa się to babsko
usłyszałem dzwonek do drzwi. Zmarszczyłem brwi i otworzyłem wrota. Okazało się,
iż sąsiadka pofatygowała się do mnie…
-Ten twój głupi kundel podrapał mi
drzwi! - krzyknęła zdenerwowana. Spojrzałem na nią zdziwiony, podnosząc jedną
brew. Gorg podrapał jej drzwi? Niby kiedy? Powróciłem wspomnieniami do poranka,
kiedy goniłem psa. Rzeczywiście, drzwi były podrapane, ale to nie możliwe, aby
zrobił to Gorg! Cały wieczór, noc a nawet ranek pies nie opuszczał mnie na
krok.
-To nie mógł być on. Cały czas był
ze mną - wyznałem kobiecie, a ta spojrzała na mnie nienawistnym wzrokiem.
-Oj grabisz sobie gówniarzu. Ale
dobrze, dam wam jeszcze jedną szansę, niech ten kundel dalej se mieszka w tym
pięknym bloku. – Ta, ciekawe, z której strony on jest piękny? Zmrużyłem oczy
patrząc na kobietę. - jednak wiedz, że mam was na oku! - powiedziała machając
wskazującym palcem, a następnie odwróciła się. - Ten świat schodzi na psy! -
powiedziała na odchodnym i ruszyła w stronę swojego mieszkania, a echem
odbijały się jej słowa „O Boże, kto mi zapłaci za wymianę drzwi. Z czego ja je
kupię”, a ja szybko zamknąłem drzwi. Nie miałem ochoty tego słuchać. Podszedłem
do okna i wyjrzałem przez nie.
-Gorg gdzie jesteś? - wyszeptałem
zmartwiony.
~~~~~
Chciałam odpowiedzieć na Wasze komentarze, ale nie mam za bardzo na to nastroju oraz pomysłu.. Przepraszam >.< Mam nadzieję, że rozdział się podobał i proszę o komentarze xD
Eh, zaczyna mnie denerwować to, iż nic się nie dzieje. Powinnam to zmienić ale uświadamiam sobie to dopiero po napisaniu.... Mam wrażenie, że opowiadanie to jest zwykłe, proste i nudne... Jak już mówiłam nic się nie dzieje, i ciągle znajduję wiele niedociągnięć, no ale chcę pisać więc będę musiała to naprawić. YAM mimo moich myśli będę pisała, gdyż podoba mi się dalsza część fabuły no i tam będzie coś się działo.. Taką mam nadzieję xP
Pozdrawiam wszystkich czytelników i dziękuję za Wasze wsparcie ♥
(chyba zacznę się bawić w wyjustowanie tekstów. Co o tym myślicie?)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWedług mnie rozdział wprost genialny. Jak się nic nie dzieje?. Przecież dowiadujemy się nowych rzeczy o postaciach. ^^ "Dziwny język zwany polskim" to mnie rozwaliło. Przecież polski nie jest dziwny. xD Fajnie, że coraz więcej wiemy o Dorianie. Co niektórzy pewnie łączą fakty i się niektórych rzeczy domyślają. ;) Przynajmniej ja mam kilka koncepcji, z resztą jak zawsze. Jak ja lubię sobie dopowiadać. ;p Kochana ta Daga, jak zawsze wie wszystko lepiej. Biedna Caroline, jest taka nieśmiała, a mimo wszystko stara się o względy Kaitha. Szkoda, że nie wie ona nic o prawdziwej orientacji swojego ukochanego. Cóż... życie jest pełne komplikacji. Powodzenia z kolejnym rozdziałem. ;*
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńrozdział jest fantastyczny, tak długo go wyczekiwałam... wszyscy plotkują na temat tego pocałunku, tylko czemu meczą o to tylko Keitha, a Doriana zostawiają w spokoju... Na pewno Keith ma mętlik w głowie po rozmowie jaką słyszał między braćmi.. I co się stało z Gorgiem? Przywiązałam się do tego rozkosznego psiaka...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
To, że opowiadania mają niedociągnięcia... Tak to bywa. Szczerze mówiąc ja się pogubiłam ile czasu minęło w opowiadaniu :P Muszę to dopiero policzyć :) Niedociągnięcie? Być może, ale tak to już jest. Podobała mi się ta notka. Chociaż mało wiemy o Gorgu wiemy że za niedługo się pojawi coś więcej, prawda? Nagle pojawi się super mężczyzna wdzięczny za pomoc ? :P Ja też nie czuję który jest dzień. W sobotę i niedzielę mam dwa kolokwia ;/ Czy się zmienił? Nie każdy zmienia się w stopniu znacznym. Czasem są to drobnostki, o których się zapomina.
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Caroline mimo wszystko~
OdpowiedzUsuńAhh...nieustające niedociągnięcia powodują że jesteśmy coraz lepsi prawda? Mam nadzieję ze Kaith w końcu powie jakiej jest orientacji i że nie skończy się to źle . No i gdzie jest Georg?
Powodzenia w kolejnym rozdziale~!
Renny
Czekam z utęsknieniem na następny rozdział :(
OdpowiedzUsuńZ przykrością stwierdzam, że następny rozdział trzeba jeszcze poczekać. Ale, ale za niedługo powinno ukazać się coś innego. Taka mini rekompensata.. Mam nadzieję, że się spodoba.. No i przepraszam, że tak długo musicie czekać. ;c
UsuńUch, chyba zapowiada się długi komentarz.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze - cóż za spektakularny fail! Akcja wcale się nie dzieje w PL! :D Skojarzyły mi się Zaduszki z naszym krajem i samo tak poszło. Heh, nieźle.
Po drugie - lubię kumpli głównego bohatera, który ma cholernie dziwaczne imię. Kaith... pierwszo słyszę. Co w sumie działa na plus, bo z nikim go nie pomylę. A wracając do kumpli, to mam nadzieję (obecnie jestem w trakcie czytania 2 rozdziału) że gdy dowiedzą się o preferencjach Kaitha, nie poślą go w diabły. Tylko dlatego, że chłopak lubi zapinać (nieważne jak strasznie to brzmi) to nie znaczy, że rzuci się na tyłki każdemu z nich! Ma w końcu jakiś smak :) Nie zawsze jest chemia między znajomymi o innej płci. Jeszcze się w sumie z tym nie spotkałam, ale mam nadzieję, że jednak facet może się z babką przyjaźnić nie chcąc jej zaciągnąć do łóżka (i odwrotnie :) ).
Po trzecie - jakie było to do przywidzenia, że Dorian będzie w tej samej klasie co główny bohater... Na dodatek że od samego początku będą się gryźć. Dziwne, bo Kaithowi spodobał się nieznajomy chłopak gdy był na cmentarzu, a tu nagle gdy rozmawia z nim twarzą w twarz pluje jadem. No helloł, Keith! Nieładnie, stary. Jak ma cię Dorian polubić, gdy od razu się na niego rzucasz?
Nie zdziwię się, jak Dorian będzie członkiem kapeli Kaitka...
Po czwarte piszę tylko to, co mi się rzuca w oczy. Inni może nie zwracają na to uwagę. Ale, że jestem upierdliwa (może temu kiedyś dobrze mi szło w ocenialniach blogów) to się czepiam szczegółów. A mianowicie po jaką cholerę tak szczegółowo opisujesz ubiór postaci? Jak widzę, że włącza Ci się tryb "opisówka ciuszków", to szybko wzrokiem lecę dalej, gdyż to mnie w ogóle nie interesuje.
Po piąte - ileż wulgaryzmów! A niech to, zapomniałam jak nastolatkowie potrafią klnąc, skoro coś takiego razi mnie w oczy... Ech ta starość :P
Po szóste - ufff. Sądziłam, że Dorian będzie Murzynem. Nie lubię ciemnoskórych (nie jestem rasistką, po prostu denerwuje mnie ich gwałtowność) i jakby okazało się, że swatasz Kaita z Murzynem, to bym stąd wyszła bez słowa. Jako poboczni bohaterowie - ok., ale nie główni.
Po siódme (mówiłam, że komentarz będzie długi :D ) dlaczego spotkanie na cmentarzu Doriana poprawiło humor Kaitha? Widzieli się wtedy pierwszy raz, nie rozmawiali ze sobą, jedynie zderzyli się. I już Kaith za nim szaleje? No, może że szaleje to za dużo powiedziane, ale Dorian zawrócił mu w głowie.
Po ósme - co ja tu będę gadać - uwielbiam Doriana. To mój człowiek :D I nie mówiłam, że będzie w zespole? Powinnam zająć się wróżeniem, skoro tak dobrze idą mi przepowiednie :P Heh.
Po dziewiąte, to co tak Kaitha interesuje Murzyn? Murzyn bo Murzyn, niby człowiek. Po co zwracać uwagę. No ale on miał coś do Doriana! A to zmienia postać rzeczy (dalej jestem w 2 rozdziale)!
Po dziewiąte raz jeszcze :D - czy Kaith ma jakąś obsesję na punkcie Doriana? Okej, przyszedł w zaplamionej kurtce, okej, mógł być to babciny soczek, okej, ma podbite oko, okej... nie mam na to wytłumaczenia, ale po kiego czorta od razu wybierać najgorszą opcję z możliwych? Pobił się, nie on pierwszy, nie ostatni. Czasem przeciwnik mocniej oberwie i jest krew. Zdarza się! Kaith jako facet powinien to rozumieć. Ale może przez to, że jest burżujem jak i że miał Sebastiana wszelakie siłowe sprawy go omijały? Kto tam go wie (ja na pewno nie, bo czytam dopiero trzeci rozdział).
Po dziesiąte - och jej, postać w czarnym płaszczy z narzuconym kapturem na głowie od razu musi być niebezpieczna. Co za stereotyp. Gdy jest zima co druga osoba ma płaszcz a kaptur zasłania głowę także nie wiem o co tyle hałasu. Kaith, ogarnij się! Ponadto co to za teorie spiskowe? Dorian tylko spojrzał w oczy trenerowi, nic więcej. Walka kogutów kto okaże się silniejszym. Dorian wygrał. Widocznie trener miał już do czynienia z krnąbrnymi gówniarzami i wiedział, że lepiej olać sprawę niż wdawać się w dyskusję ze smarkaczem. Już da mu popalić na zajęciach. I wsio! Kaith, ponownie się ogarnij :D
UsuńI co to za moda, żeby ćwiczyć w pierścionkach? Nawet kolczyki karzą zdejmować a faceci są zdziwieni, że nauczyciel chciał, aby się pozbyli swoich błyskotek. Toż to dla waszego dobra, tumany. Nie bez powodu na zajęciach każdy ma się pozbyć wszelakich ustrojstw które mogłyby przeszkadzać w zajęciach. Ach ta młodzież...
Po jedenaste - no nie gadaj, że Dorian jest jakimś mutantem! Zmienia kolor oczu, ślady po bójkach szybko znikają... Kosmita!
Po dwunaste - ooooooooooooooo! Co za kompromitacja! Hahaha! Tego Kaith się nie spodziewał! Ale jaja :D No cóż, niech nie sądzi, że jest jakąś alfą i omegą że tylko on potrafi szprechać po japońsku, a co :D Heh, mój ulubiony moment, choć już wiele się pojawiło. Bo wiedz, że tak naprawdę mimo mojego marudzenia, to Twoje opowiadanie bardzo mi się spodobało. Inaczej nie czytałabym dalej z tak wielką chęcią. Także zuch dziewczyna :P
Po trzynaste - Dorian miałby znać Sebastiana? Naprawdę? Ze wszystkich martwych na cmentarzu on przyszedł wtedy akurat do niego i akurat podczas tego dziwnego wybuchu przy członkach kapeli nawiązał do niego? Ależ zbiegi okoliczności! Masakra. I co tak grajki chwalą Doriana i Kaitha? Och jaka super piosenka, och jaki świetny głos, och och i och. Bleee. Za dużo słodkości na raz. Wolę kolegów z klasy Kaitha. Oni chociaż nie owijają w bawełnę i są mega śmieszni.
Po czternaste - od kiedy o tajnym zebraniu mówi się tak swobodnie przy obcych? Nie powinni rozmawiać szyfrem w takim razie? Dziwne... Na dodatek gadają sobie tak swobodnie o tym, że ktoś może Doriana zabić. Naprawdę? Naprawdę?! Ludzie, gdzie tu logika. Murzyn niech lepiej wraca tam skąd przyszedł, bo tylko narobi Dorianowi kłopotów papląc tak na prawo i lewo nie bacząc na konsekwencje.
Po piętnaste - Heh, Teo opisywał Doriana jak jakaś przekupka chcąca sprzedać towar na targu. Hue hue, i kto tu jest kto panem a kto niewolnikiem :D :P
Po szesnaste, na razie kończę. Oprócz ciekawej fabuły, postaci i dialogów jest tu też wiele absurdu. Fakt, masz wielki potencjał. Coraz bardziej historia bohaterów mnie wciągnęła, ale czasem potrafisz mnie tak oszołomić sytuacją, że zastanawiam się jak na to wpadłaś :D
Mam nadzieję, że nie uraziłam Cie żadnym komentarzem. Nie było to moim celem. Po prostu jestem czepialska, ot co. Ale na pewno tu wrócę! W końcu trzymam kciuki za przyszły romans Doriana i Kaitha i coś mi szósty zmysł podpowiada, że na imprezie zdarzy się coś fajnego... if you know what i mean heh ;)
Łoł. Dziękuję za tak mega długaśny komentarz (i dotyczył on tylko 3 rozdziałów!!) Poprawiłaś mi nim humor i dzięki Tobie nabrałam ponownie ochotę by pisać You are mine.. (tak, tak ostatnio miałam dosyć tego opowiadani xP) Mam nadzieję, że następne rozdziały się spodobają i nie będą zbyt "nudne", "przewidywalne" i wgl..
UsuńOczywiście, ze wiem co masz na myśli ;3
Jeszcze raz dziękuję za komentarz ^^