A przy okazji chciałam życzyć, aby dzisiejszy dzień był spędzony ze swoją drugą połówką <3 Tak wiem, nie każdy ją posiada, na przykład ja... No ale mam nadzieję, że chociaż rozdział rozweseli ten dzień zakochanych ; P
Um, Co do rozdziału, to przepraszam, że musieliście tak długo czekać, na niego, ale mam nadzieję, iż 13 stron w wordzie, jakoś Wam to wynagrodzi. xD
Standardowo chciałam podziękować za komentarze. To one napędzają mnie do pisania <33 Mówiłam, że je kocham? Tak samo jak i Was za nie? ;3 Jeszcze raz Arigatou! *kłania się*.
Następny rozdział powinien pojawić się 1 marca, jednak ze mną nigdy nic nie wiadomo.. Więc może ulec to zmianie. Jednak dzięki zespołowi ADAMS (zwłaszcza piosence Dizzy Love) mam wielką ochotę na pisanie, więc mam nadzieję, że zdążę xD
Dobra już nie przedłużam, zapraszam do czytania no i komentowania ^^
Następnego dnia w szkole zjawiłem
się jeszcze bardziej spóźniony. Do klasy wbiegłem parę minut po dzwonku.
Dzisiejszym powodem, znowu było zaspanie. Siostra wyszła godzinę wcześniej do
szkoły, mama spieszyła się do pracy, taty w domu nie było, więc nikt mnie nie
obudził. Piętnaście minut przed dzwonkiem na lekcję w moim pokoju zawitała
zdziwiona Mirian. Tak więc do klasy wbiegłem dziesięć minut po dzwonku. Chyba będę musiał nastawiać budzik… przemknęło
mi przez myśl. No i wcześniej kłaść się
spać. Wczoraj, właściwie to dzisiaj zasnąłem przed czwartą rano. Nie moja
wina, że chciałem skończyć tekst piosenki, a musiał być perfekcyjny. Opowiada ona
o nieodwzajemnionym uczuciu. Ukazuje
ból, cierpienie, nienawiść, ale także miłość… Tekst jest w języku japońskim,
przez co zespół nie zrozumie, o czym będę śpiewał. Pracowałem nad nią do
pierwszej w nocy, następnie przez godzinę starałem się ogarnąć lekcję. Chciałem
odrobić prace domowe, pouczyć się… Efekt nie był zachwycający, ale lepiej
wiedzieć cokolwiek niż nic. O trzeciej zacząłem się szykować do snu. Na domiar
złego, gdy już leżałem, to nie mogłem zasnąć.
Cicho zamknąłem za sobą drzwi.
-Dzień dobry - rzuciłem do nauczycielki,
gdy jej wzrok spotkał się z moim. W duchu cieszyłem się, iż pierwszą lekcją jest
historia, gdyż nauczycielka ma do mnie słabość. Właściwie to do mojego ojca,
ale nieważne.
- Przepraszam za spóźnienie.
-Kaith? - kobieta zdziwiła się moim
nagłym pojawieniem w sali. - Co było powodem twojego spóźnienia?
-Przepraszam za ten haniebny czyn -
próbowałem ją udobruchać. - Ale zaspałem - wyjaśniłem.
-W zasadzie to powinnam Cię do sali nie
wpuścić… - westchnęła ciężko, a ja spojrzałem na zegarek. Cholera, gdybym, wszedł do sali trzy minuty wcześniej, nie byłoby tej
szopki. - No dobrze już. Siadaj - powiedziała po chwili.
Czyli jednak mój
urok osobisty wygrał! Ukłoniłem się kobiecie (jak mama mnie uczyła) i
ruszyłem w stronę swojego miejsca. Po chwili spostrzegłem, iż ławka jest pusta.
Czyżby mój sąsiad postanowił się przesiąść? Zająłem swoje miejsce, a następnie
dyskretnie rozejrzałem się po sali. W klasie obecni byli wszyscy uczniowie, za
wyjątkiem Doriana. Dlaczego go nie ma? Drugiego dnia szkoły na wagary poszedł?
Może coś mu się stało? Nie żeby mnie to jakoś specjalnie interesowało, martwiłem
się tylko o dobro zespołu oraz projekt z biologii. Co on sobie myślał opuszczając dzisiaj szkołę? Oczywiście mi to nie
przeszkadzało. Miałem całą ławkę dla siebie, która nagle zaczęła sprawiać
wrażenie pustej. Przynajmniej nie musiałem znosić tego irytującego spojrzenia.
Tak, wreszcie mogłem skupić się na lekcji.
-Kaith! - z rozmyślań wyrwał mnie czyjś
głos. - Odpowiesz mi wreszcie na pytanie? - zapytała nauczycielka, a ja
zmarszczyłem brwi. Zadała mi jakieś pytanie? - Dobrze się czujesz? - zmartwiła się,
a ja pokiwałem zamyślony głową. Kobieta westchnęła i zadała jakieś pytanie
Alexowi. Ja natomiast znowu się wyłączyłem, nie myślałem o niczym konkretnym.
Nie wiedziałem, dlaczego nie mogłem się skupić. Wokół mnie panowała pustka.
Tym razem z otępienia wyrwał mnie
dzwonek. Szybko spakowałem rzeczy, by następnie opuścić pomieszczenie. Usiadłem
pod salą od matematyki. Jak ja nienawidziłem tego przedmiotu. Po chwili doszli
do mnie przyjaciele. Znowu zaczęli planować sobotnie przyjęcie. Uśmiechnąłem
się gorzko.
Gdy Alex zawołał Caroline i jej
koleżanki, zauważyłem Doriana stojącego przy przeciwległej ścianie. Dlaczego nie mógł zjawić się na pierwszej
lekcji skoro na drugą zdążył? Może zaspał? Albo specjalnie odpuścił sobie
historię i na przykład ćpał? Lub robił ciekawsze rzeczy z Teofilem? Nie wiem
dlaczego, ale właśnie ta ostatnia myśl wzbudziła we mnie złość. Zacisnąłem
dłonie.
-Kaith, wszystko w porządku? -
zapytała zaniepokojona Caroline.
-Tak, pewnie - uśmiechnąłem się
sztucznie. Poczułem na sobie czyjś wzrok. Wiedziałem, iż to Dorian, więc
spojrzałem na niego. W tym momencie z mojej twarzy zszedł uśmiech.
Chłopak patrzył na mnie z
nieodgadniętym wyrazem twarzy. Wyglądał, jakby przed chwilą, ktoś porządnie go
zlał. Pod lewym okiem Doriana widniał siniak, warga była rozcięta, sączyła się
z niej krew. Jego włosy były w jeszcze większym nieładzie niż wczoraj. Jednak
najgorsze z tego wszystkiego były ślady krwi na kurtce. Przełknąłem ślinę.
-A temu, co się stało? - zapytał
Dave przerywając wywód Calii, na temat zdrowej żywności.
-Takiego groźnego udaje, a ktoś mu
dołożył i to solidnie. - wtrącił Alex, po chwili gwiżdżąc przeciągle. Ja
natomiast wpatrywałem się w złotookiego jednocześnie przysłuchując rozmowie
znajomych.
-Najwyraźniej wcale nie jest taki
twardy - dodał Thomas, uśmiechając się kpiąco.
-Według mnie, to jest obrzydliwe -
wtrąciła się do rozmowy Calia. - Ciekawe, co chciał przez takie zachowanie
zyskać… Szacunek, przyjaźń, nietykalność? - prychnęła. - Jak dla mnie powinien
udać się do pielęgniarki. - dodała wzruszając ramionami.
Pozostali
zgodnie pokiwali głowami i powrócili do swojej wcześniejszej rozmowy. Nie
słuchałem ich za bardzo, moje myśli były zajęte osobą Doriana. Przyglądałem się
mu. Chłopak sprawiał wrażenie zdenerwowanego. Ciągle o czymś myślał.
-Jak dla mnie, bójki są dowodem
słabości. - usłyszałem głos Caroliny nad uchem. Miałem wrażenie, iż Dorian
prychnął w odpowiedzi, ale nie mógł jej usłyszeć. Caroline mówiła cicho, a i on
był za daleko. Postanowiłem porozmawiać z nim na następnej lekcji. Jak na
zawołanie zadzwonił dzwonek, ogłaszający zakończenie przerwy.
Do klasy wszedłem jako jeden z
pierwszych uczniów, natomiast Dorian ostatni.
-Hej - przywitałem się, gdy zajął
swoje miejsce. Chłopak wzruszył ramionami wyglądając za okno. Ciągle był
zdenerwowany. Brwi miał zmarszczone i co chwila na mnie zerkał. Jakby
sprawdzał, czy nadal siedzę obok niego… W tym czasie nauczycielka zaczęła coś
tłumaczyć.
- Kto ci tak dowalił? - zapytałem z
czystej ciekawości.
-Nikt - warknął szybko. Miałem wrażenie,
iż nie był zachwycony moim zainteresowaniem.
-Czemu nie było cię na pierwszej
lekcji? - zadałem kolejne niewygodne pytanie.
-A co? Tęskniłeś za mną? - zapytał z
kpiną w głosie. - A może zakochałeś się we
mnie, że tak wypytujesz - udawał poważnego, a ja prychnąłem w
odpowiedzi. - Jesteś tak zdesperowany, iż wchodzisz swoimi buciorami w moje
życie prywatne? - nie wiedziałem, czemu użył słowa „zdesperowany”, aczkolwiek
miałem wrażenie, że nie przez przypadek. Wydawało mi się, iż o czymś wie.
-Nie pochlebiaj sobie. Martwię się
jedynie o zespół. Gitarzysta z podbitym okiem, nie jest dobrą wizytówką.
Wypowiedziałem na jednym wydechu.
Zacząłem się zastanawiać, dlaczego zrobił na mnie takie wrażenie, podczas
pierwszego spotkania? No dobra, z wyglądu jest całkiem, całkiem. Może nawet
troszkę bardziej? Okej, okej jest przystojny i to bardzo. Ale z charakteru?
Skończony dupek, kretyn. Jak Teofil może się z nim zadawać? Ciekawe, kim są dla
siebie? Nie żeby mnie to jakoś szczególnie interesowało… Bo w ogóle mnie to nie
obchodzi.
-Reputacja zespołu na tym nie
ucierpi - z rozmyślań wyrwał mnie głos Doriana.
-Skoro tak mówisz - wzruszyłem
ramionami. - Przy okazji, ufajdaczyłeś sobie kurtkę. Wygląda na krew, ale skoro
twierdzisz, iż się nie biłeś, to ja nie wiem skąd się ona wzięła… - rzekłem
głosem wypranym z emocji. Chłopak uśmiechnął się ironicznie. - Czyja to krew?
-Nie przejmuj się - odpowiedział z
uśmiechem. - Nie moja. Nie bój się, właścicielowi nie jest już ona potrzebna -
chciałem wyciągnąć z niego więcej informacji, ale mój rozmówca został wywołany
do tablicy. Nawet nie wiedziałam, które zadanie klasa robiła, a chłopak wykonał
je perfekcyjnie. Nie wiem, jak można mieć taką podzielną uwagę… Gdy chłopak
powrócił na swoje miejsce, chciałem dokładnie wypytać go o to co się stało.
Jednak Dorian najnormalniej w świecie mnie olał, pytania, jakie mu zadawałem.
Ciągle gapił się w okno i od czasu do czasu zerkał na mnie. Miałem wrażenie, iż
mnie sprawdza.
Starałem się nie poświęcać uwagi
koledze z ławki. Uporczywie wpatrywałem się w tablice. W myślach wyzywałem
złotookiego od debili, kretynów, chamów. Do końca lekcji udawaliśmy, iż się nie
znamy. Gdy zadzwonił dzwonek jako pierwszy wybiegłem z sali kierując do szatni.
Przyszedł czas na w-f. Szybko się przebrałem i usiadłem na ławce. Byłem tak
pogrążony w myślach, że nie zauważyłem, gdy uczniowie zaczęli pojawiać się w
pomieszczeniu. Nadal zastanawiałem się, czemu Dorian jest ubabrany krwią.
Jeszcze mówił to z takim spokojem, znużeniem. Jakby bójka i morderstwo (bo jak
inaczej wyjaśnić jego ostatnie słowa?) były dla niego normalną rzeczą,
codziennością. Po cholerę myślisz o nim
jak o zabójcy? Skarciłem sam siebie. Gadał
tak, aby cię wkurzyć. Pewnie ma jakiś konflikt z gangiem, czy Bóg wie czym. No
i oberwał…
-Wohoo.. Ziemia do Kaitha - z
rozmyślań wyrwał mnie głos Josha. Chłopak machał mi ręką przed oczyma. - Co się
stało, że tak wyleciałeś z klasy?
-A co miało się stać? - powiedziałem
głosem wypranym z emocji. Chłopak spojrzał na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
Chyba nie bardzo mi wierzył. Po chwili doszła do nas reszta przyjaciół. Brunet
przywołał na swoją twarz zwyczajowy uśmiech. Zaczęli rozmawiać o dziewczynach,
a ja spojrzałem w okno. Dopiero teraz spostrzegłem, iż przy szybie stał Dorian.
Złotooki wpatrywał się w jakiś punkt ze zmarszczonymi brwiami. Był zdenerwowany.
Usta ścisnął w cienką linię, a dłońmi mocno ściskał bluzkę, którą miał ubrać.
Stał w samych spodniach, przez co mogłem zobaczyć jego klatkę piersiową.
Chłopak był dobrze zbudowany, a jego skórę pokrywały drobne włosy. Nie był
jakoś specjalnie napakowany, ale widoczne były mięśnie. Moją uwagę przykuło
dziwne znamię na jego obojczyku. Miałem wrażenie, iż gdzieś wcześniej widziałem
je… W pewnej chwili Dorian gwałtownie się odwrócił i opuścił pomieszczenie, w
między czasie zakładając koszulkę. Zmarszczyłem brwi. Czemu tak nagle wybiegł?
Zdziwiony podszedłem do okna. Nie zauważyłem niczego, co mogłoby się wydawać
podejrzane… Po chwili moją uwagę przykuła pewna osoba. Nie wyglądała na jakąś
szczególnie niebezpieczną. Wyróżniała się z tłumu poprzez długi, czarny płaszcz
i założony na głowę kaptur. Czyżby to ona była powodem dziwnego zachowania
gitarzysty? Chciałem pobiec za Dorianem, ale w tamtym momencie zadzwonił
dzwonek ogłaszając rozpoczęcie lekcji.
Opuściliśmy szatnię, po czym
stanęliśmy przed salą gimnastyczną. Nauczyciel, właściwie to „trener”,
przyszedł do sali kilkanaście minut później. Gdy weszliśmy do pomieszczenia,
zauważyłem, iż Doriana dalej nie ma.
Prychnąłem pod nosem, bo znowu pomyślałem, że uciekł. Cholera! Czemu ja ciągle o nim myślę!? Miałem dosyć tego, iż chłopak
ciągle siedzi w moich myślach. Gdyby nie osoby przebywające na sali razem ze
mną, podbiegłbym do ściany i zaczął w nią walić głową. Może to by mnie
otrzeźwiło oraz wybiło mi z głowy Doriana. Jeszcze raz pomyślę o nim, a sobie coś
zrobię! Czemu muszę zaprzątać głowę tym dupkiem? No i znowu!
-Stańcie na białej linii - rzekł
trener głosem nieznoszącym sprzeciwu. Nauczyciel nie zdążył dodać nic więcej,
gdy drzwi do sali sie otworzyły. Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę i ujrzeli Doriana,
który pewnym krokiem szedł w naszą stronę.
- Na pierwsze zajęcia się spóźniasz? -
rzucił z pretensjami nauczyciel.
-Przepraszam. - odpowiedział cicho -
Ale miałem pewne, ważne spotkanie. - spojrzał nauczycielowi prosto w oczy.
Miałem wrażenie, że jego wzrok był przesiąkniętym jakimś niemym wyzwaniem.
Nauczyciel zmarszczył brwi po czym kazał stanąć chłopakowi w szeregu. Następnie
mężczyzna sprawdził obecność. Zastanawiałem się, czemu Dorian rzucał takie
dziwne spojrzenia naszemu trenerowi. Przecież to jego pierwsza lekcja! A on
patrzył na niego, jakby bardzo dobrze go znał. Chociaż o mnie też mało wie, a
nie lubi…
-Panie Newson - usłyszałem głos
nauczyciela. Trener nigdy za mną nie przepadał, z niewiadomych przyczyn i
musiałem się z tym pogodzić. - Ile razy mam powtarzać, że biżuterię zostawiamy
w szatni - specjalnie podkreślił słowo „biżuteria”, aby mnie zdenerwować. W
odpowiedzi wzruszyłem ramionami. Już miałem wychodzić, gdy zauważyłem, że na
palcach Doriana również znajdują się pierścienie.
-Dlaczego
jemu pan nie karze zdjąć „błyskotek”? - zapytałem trochę wrednie. Dorian
spojrzał na mnie wściekle. Co miałem poradzić na to, iż nienawidziłem rozstawać
się z moimi skarbami?
-Oboje, marsz mi do szatni! -
zarządził nauczyciel. Dorian spojrzał na niego najpierw zdziwiony, a potem
wściekły. - Ruszać się - w milczeniu odwróciłem się na pięcie i wyszedłem z
sali. Gdy byłem już we wskazanym pomieszczeniu, usłyszałem głośne zamknięcie
drzwi. Wiedziałem, że to Dorian, więc się nawet nie odwróciłem. Nagle zostałem
popchnięty w stronę ściany. Napastnik odwrócił mnie w swoją stronę. Byłem
przerażony, jednak uczucie to zostało zmienione na zdziwienie, gdy ujrzałem
Doriana. Chłopak przycisnął mnie do ściany, nachylając nade mną. Jego twarz
znajdowała się bardzo blisko mojej, oczy były czerwone jak krew. Patrzyliśmy
sobie w „zwierciadła dusz”. Do moich nozdrzy doszedł jego zapach, a pachniał
obłędnie. Czułem się jakbym był pod wpływem jakiegoś narkotyku
-I co? Zadowolony jesteś? - wysyczał
wściekły. Jego słowa przywróciły mi trzeźwość umysłu.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo -
odrzekłem zadziornie. Dorian zmrużył oczy i zwilżył wargi językiem. Mimo
okoliczności, ten gest wydawał mi się bardzo podniecający. Kurwa, o czym ty myślisz? skarciłem sam siebie. Chłopak przybliżył
swoją twarz do mojej o kilka centymetrów. Czułem jego oddech na swoim policzku,
wzmocnił uścisk na mojej koszulce No
pięknie. Albo mnie zgwałci, albo pobije. O czym ja do cholery myślę? Jakie
zgwałci? Najwyżej rzuci się na mnie z pięściami. Ale nie pozostanę bierny!
Przecież Sebastian uczył mnie samoobrony. Seba… Mój oddech przyśpieszył.
Tłumaczyłem to sobie wspomnieniem o ukochanym. Dorian zluźnił uścisk i spojrzał
na mnie z dziwnym wyrazem twarzy. Nie mogłem nic z niej odczytać. Jego oczy na
powrót przyjęły złotą barwę, odsunął się ode mnie.
-Zapomnij o tym - rzucił cicho - To
nie tak miało wyglądać. Po prostu wybacz, poniosło mnie. - Rzekł, a w jego
głosie słyszałem skruchę? Dorian zdjął swoją biżuterię i schował do plecaka.
Spojrzał uważnie na jeden pierścień, po czym schował go do kieszeni spodni.
Chyba myślał, iż tego nie zauważę. Następnie opuścił pomieszczenie.
Stałem przy ścianie nie rozumiejąc
jego zachowania. Dlaczego się zdenerwował? Czemu się tak zachował? Co chciał mi
zrobić? On mnie przeprosił? Kazał zapomnieć? Jakby to było łatwe. Czemu wziął
ze sobą pierścień? Myślał, że tego nie zauważę? Ma dla niego aż taką wartość?
Jednak najbardziej ciekawiło mnie, o co chodzi z tymi oczami. Dlaczego zmieniły
swoją barwę ze złotej na czerwoną i odwrotnie? Nie znałem odpowiedzi na te
pytania. Będę musiał pogodzić się z tym, iż nigdy ich nie poznam. Westchnąłem
cichutko. W końcu to Dorian… Potrząsnąłem głową, zdjąłem swoje skarby i
opuściłem szatnie.
Tego dnia nie rozmawialiśmy o tym,
co miało miejsce wcześniej. Nie rozmawialiśmy ze sobą więcej, niż było to
potrzebne. Na angielskim pracowaliśmy w parach i o dziwo nie kłóciliśmy się.
Muszę przyznać, iż jako partner jest nawet znośny, jeżeli oczywiście nie rzuca
kąśliwych uwag. Może projekt z biologii nie będzie wielką klęską?
Gdy zabrzmiał dzwonek ogłaszający
koniec zajęć na dziś, z Dorianem wstaliśmy równocześnie (cóż za synchronizacja)
i opuściliśmy pomieszczenie. Razem szliśmy przez korytarz w stronę sali
muzycznej. Oczywiście, żaden z nas się nie odezwał.
Koledzy zaniepokoili się, gdy zobaczyli,
w jakim stanie przyszedł Dorian. Lecz złotooki ich wyśmiał. Zauważyłem, że
siniak pod okiem jest prawie niewidoczny, a po rance na wardze nie ma śladu.
Jakim cudem rany zagoiły się tak szybko? Damon wymusił na nim obietnicę, iż
nigdy więcej nie przyjdzie na próbę w takim stanie. Po nadmiernym przejmowaniu
się Dorianem (oczywiście ja milczałem), Damon zarządził koniec przerwy. Próba przebiegła
w miarę przyjaznej atmosferze. Z gitarzystą prowadzącym rozmawiałem wyłącznie o
muzyce, lider przekazał mu nuty. Oczywiście nowy nie byłby sobą, gdyby nie
zaproponował kilka ulepszeń. Niestety musiałem przyznać, iż jego uwagi były
trafne. Przegraliśmy kilka utworów.
-Ettoo… Napisałem tekst do tej
piosenki - wyznałem w pewnej chwili. Wyciągnąłem swój zeszyt z tekstami,
otworzyłem na odpowiedniej stronie i podałem liderowi.
-Zaśpiewaj to. - rzekł Damon głosem
nieznoszącym sprzeciwu. No tak tekst był zapisany hiraganą, nawet przeczytać
tego nie umiał. Kiwnąłem głową spoglądając niepewnie na Doriana. W końcu
potrzebowałem melodii. Chłopak uśmiechnął się w dziwny sposób.
-No, zobaczymy co wymyśliłeś. -
rzekł wyzywająco. Zmarszczyłem brwi. Przez cały dzień złotooki był
zdenerwowany, ciągle nad czymś myślał, no i jeszcze to dziwne zachowanie w
szatni… Natomiast, gdy miałem zaśpiewać swój tekst, on zaczął się szczerzyć.
Mogło to oznaczać tylko jedno… On chciał mnie pogrążyć, ośmieszyć przed
kolegami. Jaki debil, kretyn, cham, baka! Ale ja się nie dam. Nie dam mu tej
satysfakcji.
Dorian chwycił za gitarę i zasiadł
na ławce. Zająłem miejsce naprzeciwko niego. Kiwnąłem mu głową, tym samym dając
znać, iż może grać. Chłopak delikatnie szarpnął za struny, po chwili po
pomieszczeniu rozniosła się melodia. Jednak tym razem utwór był wzbogacony o
mój wokal. Dawałem z siebie wszystko, starałem się wchodzić odpowiednio w
dźwięki. Chciałem wypaść jak najlepiej, aby udowodnić temu idiocie, że coś
potrafię. W połowie piosenki podniosłem wzrok na gitarzystę. Moje oczy
napotkały złote tęczówki intensywnie wpatrujące się we mnie. Resztę piosenki
patrzyliśmy sobie w zwierciadła duszy. Jego wzrok był łagodny, pierwszy raz
widziałem u niego takie spojrzenie. Wpatrując mu się w oczy, czułem się bezpiecznie,
nie liczyło się nic oprócz nas i muzyki. W jego złotych tęczówkach zacząłem
zauważać czerwone iskierki. Miałem wrażenie, że te dwie barwy tańczyły ze sobą.
Jak on to robił, że barwa jego tęczówek się zmieniała? Od czego to zależy? A
może mi się wydawało pod wpływem światła? Muszę przyznać, iż kolor czerwony
dodawał Dorianowi drapieżności.
Nawet
nie zauważyłem, gdy skończyliśmy grać utwór. Przestałem śpiewać, a chwilę
później Dorian grać. Jednak nie zmieniliśmy swoich pozycji, wciąż wpatrywaliśmy
się w swoje oczy.
Z
tego dziwnego stanu wyrwały mnie czyjeś oklaski.
-Jesteście najlepsi! - krzyknął
Oscar. Uśmiechnąłem się w odpowiedzi, a Dorian wzruszył ramionami.
-Aż tak bardzo drażni cię moje
zachowanie? - zapytał rozbawiony złotooki. Zmarszczyłem brwi. O co mu tym razem
chodziło? Muszę w końcu zapamiętać, iż Doriana nie sposób zrozumieć.
Popatrzyłem na niego oczekując wyjaśnień. - No skoro napisałeś taką piosenkę…
-Znasz japoński? - zdziwiłem się.
-Aż takie wrażenie na tobie
zrobiłem? - zapytał rozbawiony, a mnie zaczął wkurwiać. Wielki pan myśli, że
pozjadał wszystkie rozumy świata.
-Nie pochlebiaj sobie - rzekłem,
starając się zachować spokojny ton głosu. - Piosenka była o kimś innym -
skłamałem. W sumie sam nie wiedziałem, o kim pisałem. Nie wiedziałem skąd te
uczucia. Jednak w mojej wyobraźni pojawiła się postać Sebastiana. Przez tego
dupka nie miałem czasu, aby iść na cmentarz. Debil zaprzątał moje myśli.
-Czyżby? O kim? - zapytał. Wpatrywał
się we mnie morderczym wzrokiem. Spojrzałem na niego zdziwiony. Czym go
zdenerwowałem? Przecież nie powiedziałem nic złego. - Może o osobie, która
zawsze się o ciebie troszczyła? Która poświęciłaby dla ciebie życie? Która…
Która… - zamilkł. Chyba zorientował się, że troszeczkę przesadził. Jednak w
ciągu jego przemowy miałem wrażenie, że wie, o kim mówił, znał Sebastiana. Ale
to nie możliwe, prawda? Zresztą to jest moje życie, moja osobista sprawa, z kim
będę je wiązał.
-Która, co? No wyduś to z siebie -
podniosłem głos wściekły.
-Zamknij się! - wrzasnął. Resztę
zespołu zatkało, patrzyli na nas oniemiali. W mojej głowie panowała pustka. Nie
wiedziałem, co myśleć o nagłym wybuchu złości Doriana. Gitarzysta zamknął oczy,
biorąc kilka, głębokich oddechów na uspokojenie - Tekst jest ciekawy - zaczął,
a ja spojrzałem na niego zdziwiony. - Do refrenu dodałbym chórki. Może po
angielsku albo francusku? Myślałeś o tym? - zapytał uprzejmym tonem. A ja
stałem zdziwiony jego postawą, niezdolny do udzielenia odpowiedzi. Co to za
wahania nastroju? Doriana chyba nigdy nie zrozumiem. Pokręciłem przeczącą
głową. - To pomyśl. Ogólnie poćwicz jeszcze, bo w niektórych momentach
fałszowałeś - stwierdził spokojnie.
-Tą piosenkę śpiewałem po raz
pierwszy.
-Wiem - odpowiedział. - I jak na
pierwszy raz było bardzo dobrze. - dodał. Chwila, on mnie pochwalił… Patrzyłem
na niego zdziwiony. Dorian jest dla mnie miły i mnie chwali? Dobra, kto go
podmienił? - A teraz chodź, bo nie chcę dostać pały przez ciebie z biologii -
powiedział już normalnym tonem i wyszedł z sali. Jednak nikt go nie podmienił,
to ten sam dupek. Uśmiechnąłem się mile połechtany.
-Dacie radę sami z dodaniem basu,
perkusji, drugiej gitary? - zapytałem. Oniemieli koledzy pokiwali głowami.
Zacząłem chować swoje rzeczy, nie przestając się uśmiechać. - Ja spadam. Do
poniedziałku! - krzyknąłem i opuściłem pomieszczenie.
Gdy wychodziłem z budynku, ktoś
szarpnął mnie za ramię.
-Kaith, patrz! - usłyszałem głos Alexa.
Spojrzałem w danym kierunku. Spostrzegłem Doriana rozmawiającego z… - Murzyn!
Jeszcze gada z tym całym Dorianem. Jak myślicie, co to znaczy?
-Pewnie ma niezły ubaw wysługując
się ciemnoskórym - zaśmiał się Dave. - Bo wiecie co murzyn ma białego? - zapytał,
a my pokręciliśmy głowami. - Właściciela - dokończył i spojrzał sugestywnie na
Doriana.
-Murzynów powinno się pozabijać -
warknął Thomas. - Chodzą ci tacy brudni, czarni. Kurwa w nocy ich nie widzisz!
-W nocy? - zaśmiał się Dave. - Na
przejściu dla pieszych nie zobaczysz. Bo stanie ci pomiędzy białymi kreskami i
co? I będzie, kurwa śpiewał „pojawiam się i znikam” - zanucił. Wszyscy się
zaśmiali. Tak… Moi przyjaciele są homofobami, jak i rasistami.
-Tom przesadzasz… - wtrącił Josh.
Zaskoczył mnie tym wyznaniem. - To nie jego wina gdzie się urodził i jaki ma
kolor skóry…
-Bronisz tych ciemniaków? - zdziwili
się. Westchnąłem cicho. Jednak przyjaciele nie skomentowali więcej
ciemnoskórego, na nowo zaczęli się wygłupiać.
-Ja idę. Muszę z Dorianem zrobić ten
projekt - westchnąłem cichutko i pożegnałem się ze znajomymi. Czas poznać
Teofila. -Cześć - przywitałem się, gdy podszedłem do nich. - Em, Dorian,
powinniśmy się już zbierać - rzekłem. Złotooki spojrzał na mnie przelotnie.
-Poczekaj. Dokończ, Teo -
powiedział szybko wyraźnie zdenerwowany. Ciemnoskóry w odpowiedzi przewrócił
oczami.
-W poniedziałek odbędzie się
zebranie - rzekł wzruszając ramionami. - Będą tam wszyscy. Oczywiście, jest to
super tajne. Ale nasi ludzie nie mają problemów ze zdobyciem informacji – „nasi
ludzie”? Dobra, o co chodzi? Do jakiej organizacji oni należą? Do jakiejś mafii
czy co?
-Skoro będą tam wszyscy, to mnie też
nie może zabraknąć - powiedział Dorian z chytrym uśmieszkiem.
-Chcesz iść tam sam? - zaniepokoił
się murzyn. - Oni mogą cię zabić! - krzyknął zmartwiony. O co chodzi? Na jakie
zebranie Dorian chce iść? Dlaczego ktoś chciałby go zabić? Nie żebym się
martwił o niego, po prostu z natury jestem ciekawskim stworzeniem.
-O co chodzi? - zapytałem zdziwiony.
Mężczyźni spojrzeli na mnie, jakby dopiero teraz sobie przypomnieli o mojej
obecności.
-Kaith, to nie twoja sprawa - rzekł
znużonym głosem Dorian.
-Chwila - wtrącił Teofil. - Ty
jesteś Kaith? - upewnił się zdziwiony, a ja skinąłem głową. - Ten Kaith? - spojrzał
na Doriana. Złotooki w odpowiedzi wzruszył ramionami z dziwnym uśmieszkiem na
twarzy. - Ty chyba nie chcesz… - zaczął zdziwiony. - Wiesz, że on by się na to
nie zgodził!
-Teo, wiem o tym. Póki co, nie biorę
tego pod uwagę, ale obawiam się, że będziemy musieli wyruszyć - powiedział,
jakby ze smutkiem, żalem, niepewnością w głosie. Przez chwilę miałem wrażenie,
iż zerknął na mnie. Teofil przygryzł wargę, ale po chwili uśmiechnął się.
-Jestem Teofil - wypowiedział
radosnym tonem głosu. Wyciągnął rękę. Po chwili uczyniłem ten sam gest.
Uścisnęliśmy sobie dłonie. Chciałem się przedstawić, ale chłopak mnie
uprzedził. - Nie przejmuj się. Tego gościa - wskazał głową Doriana. - Nigdy nie
zrozumiesz. Jest chamski, wredny, wkurwiający, niemiły, opryskliwy, czepiający
się wszystkiego. Dosłownie, skarci Cię, że dzisiaj masz złą fryzurę! Czasami
masz go dosyć. Tak zmienia swój nastrój. Nigdy nie wiesz czy lepiej się odezwać
czy nie. A jaki wymagający jest! - wymieniał cechy charakteru Doriana.
Patrzyłem zdziwiony na rozmówcę. Zdziwiło mnie podejście Teofila, wydawał się
miły, radosny. Nie to, co Dorian. Doskonale poznałem złotookiego z tych cech, o
których mówił murzyn. Nie rozumiałem, dlaczego chłopak się z nim kolegował.
-Teo - syknął ostrzegawczo Dorian.
-Ale w gruncie rzeczy jest miły. Naprawdę,
możesz na niego liczyć w każdej sytuacji. Pomoże ci, no może bez specjalnego
entuzjazmu. Bo u niego naprawdę mało rzeczy wywołuje pozytywny nastrój. Ale
jest przyjacielski… na ogół - dokończył
swoją wypowiedź uśmiechnięty.
-Teo! - krzyknął zły. - Jeżeli
skończyłeś gadać te bzdury, to powiedz mi gdzie się to zebranie ma odbyć.
-Ty chyba nie chcesz tam iść? -
upewnił się, a Dorian spojrzał na niego ze zmarszczonymi brwiami. - Nie możesz!
- wykrzyknął.
-Jak to nie mogę? - prychnął w
odpowiedzi. - To ja tu wydaję rozkazy. Nie mam zamiaru, aby ktokolwiek z was
tak bardzo ryzykował. Obiecałem, iż będę o was dbał, i że postaram się nie
dopuścić do wyprawy - powiedział zdenerwowanym, ale wyniosłym tonem. - I
zamierzam dotrzymać danego słowa.
-Obiecałeś też dbać o pewną osobę,
pamiętasz? - warknął wściekły. Czy mi się wydawało, czy panowie zerknęli na
mnie ukradkiem? - I na tej obietnicy JEMU - podkreślił słowo. - Zależało
najbardziej!
-Dotrzymam ją - westchnął. - Jeżeli
wszystko pójdzie zgodnie z moim planem. - zaczął, ale przerwał mu ciemnoskóry.
-A jeżeli coś się nie uda? -
powiedział z wyrzutem. - Nie chcę tracić kolejnego przywódcę - rzekł ze
smutkiem oraz żalem w głosie. - Zresztą
twój poprzednik nie chciałby, abyś nas opuszczał. Wiesz przecież, dlaczego
umarł.
-Tak i wiem przez kogo - wysyczał
wściekle.
-Nie mów tak - przerwał mu
błyskawicznie Teofil. - Wiesz, że to nie jego wina - przybliżył się do Doriana.
- Posłuchaj. Nie możesz iść sam. Oboje wiemy, iż niektórzy Cię nie tolerują,
tak jak i mnie - zaczął tłumaczyć spokojnie. - Weźmiesz kilku ludzi. Dosłownie
trzech, czterech, w tym mnie. I razem pójdziemy.
-Zastanowię się - powiedział Dorian
znużonym głosem. - Teraz lepiej idź i powiedz naszym ludziom żeby się
szykowali.
-Jasne - uśmiechnął się. - Mam
nadzieję, że wiesz co robisz - dodał szeptem. - Na razie młody - powiedział,
gdy przechodził koło mnie i poczochrał moje włosy.
-Pa - odpowiedziałem niepewnie. Z
rozmowy Doriana i Teofila nie zrozumiałem nic. Nie wiedziałem, o co im chodzi,
ale miałem wielką ochotę poznać te sekrety. Jasna cholera! Czemu jestem taki
ciekawski… Będę musiał wypytać Doriana. Chociaż i tak pewnie nie będzie chciał
mi odpowiedzieć. W milczeniu ruszyliśmy w stronę domu.
-No wreszcie jesteś. Obiad ci wystygnie
- do naszych uszu doszedł głos Mirian. Uśmiechnąłem się pod nosem, Dorianowi
pewnie też wepchnie posiłek. Po zdjęciu obuwia oraz odzieży wierzchniej,
nakazałem chłopakowi udać się za mną. Kuchnię wypełniał zapach pieczonego
kurczaka.
-Cześć Mirian - przywitałem się z
kobietą. Gosposia odwróciła się.
-Eh… Co tak późno dzisiaj? -
powiedziała z wyrzutem. - O przyprowadziłeś kolegę? Jak miło. Umyjcie ręce,
zaraz dostaniecie jedzenie - dodała.
-Właściwie, to nie jesteśmy głodni…
- zauważyłem. - Musimy zacząć projekt z biologii, a on nam dużo czasu zajmie.
-Kaith - ofuknęła mnie kobieta. -
Jak na przykładnego gospodarza przystało, poczęstujesz chłopaka obiadem. Jeżeli
późno skończycie to Bob podwiezie go do domu.
-Ale Bob zawozi rodziców -
wtrąciłem.
-To może spać u nas. Nie widzę problemu,
mamy przecież pokój gościnny - rzekła kobieta z pełnym przekonaniem. Z góry
byłem na straconej pozycji.
-Nie, ja sam wrócę - wtrącił Dorian.
- Nie chcę robić kłopotów, za obiad też podziękuję - dodał. Może jednak uda mi
się z nią wygrać?
-To żaden kłopot chłopcze -
uśmiechnęła się Mirian. – Zadecydowałam, zostajesz na noc. A teraz myć ręce.
A jednak nie. Jej się nie da
przegadać. W ciszy wykonaliśmy polecenie i zasiedliśmy do stołu. Przed nami
wylądowały talerze z teriyaki z kurczaka i z ryżem. Mirian podała każdemu parę
pałeczek. - Może wolisz sztućce, chłopcze? - zapytała po chwili.
-Mogą być pałeczki - odpowiedział
spokojnie. Po cichym „smacznego” w spokoju zjedliśmy obiad.
-Salon jest wolny? - zapytałem
gosposię, gdy zjedliśmy posiłek.
-Twoi rodzice mają jakieś ważne
spotkanie. Dlatego też dzisiaj japońskie jedzenie. Twoja mama założyła nawet
kimono - odpowiedziała. Oj to musiało być ważne spotkanie. Moja rodzicielka
zakładała ten tradycyjny strój tylko wtedy, gdy było to koniecznością.
-A biblioteka? - zapytałem z
nadzieją. Kobieta znowu westchnęła i pokręciła głową.
-Twoja siostra uczy się z koleżanką
- wyjaśniła, a ja prychnąłem. Ta, na pewno się uczy. Akurat dzisiaj, gdy ja
potrzebuję tego pomieszczenia.
-Na pewno się uczą… - powiedziałem
pod nosem z pretensjami. Jak ja tej żmii nie lubię. - Choć, musimy wybrać
książki.
Razem z moim nowym „kolegą” ruszyliśmy
w stronę biblioteki. Gdy weszliśmy do pomieszczenia, usłyszeliśmy głośne
śmiechy. No tak dziewczęta się „uczą”. Pokręciłem z niesmakiem głową i
poprowadziłem Doriana w stronę odpowiednich regałów. W ciszy wybraliśmy
odpowiednie książki. Chłopak nie sprzeciwiał się moim wyborom a i sam nie
leniuchował, przeglądając zbiory mojego ojca. Zebraliśmy z siedem ksiąg, gdy
zauważyłem, iż jednej nie ma. Zmarszczyłem brwi i zacząłem przeglądać regały.
Dorian podniósł brwi i spojrzał na mnie zdziwiony, gdy przekopywałem każdy
zakątek. Po kilku minutach stwierdziłem, że mojej zguby nie ma. Z westchnieniem
podążyłem do komputera, by sprawdzić, gdzie znajdę ów przedmiot. Znowu będę
narażony na spotkanie z moją „kochaną siostrzyczką”. Gdy wyłoniłem się zza
regałów, dziewczyny chichotały i obgadywały „cudnego Marka i jego głupią
dziewczynę”. Aż mi niedobrze na samą myśl. Zamiast pracować to one obrabiają
swoim „przyjaciołom” dupę. No a potem się matka dziwi, czemu Jessica ma takie „wspaniałe”
oceny. Uhh.. Jest taką irytującą osobą. Nagle zatrzymałem się w połowie kroku i
zerknąłem na pannę Newson. Przecież dziewczyna robi dokładnie tak samo, jak ja
z kumplami. Jasnym jest, że gdyby na miejscu Doriana był Josh, Thomas czy Alex,
naukę zaczęlibyśmy od kilku piw. Jakim ja jestem hipokrytą! Naprawdę jestem aż
tak podobny do tej żmii?
Patrzyłem na nią z szeroko otwartymi
oczami. Dziewczyna, gdy wyczuła na sobie spojrzenie, odwróciła wzrok w moją
stronę.
-A ty co? Ducha zobaczyłeś? -
zażartowała. W odpowiedzi prychnąłem i dopiero teraz zobaczyłem, co dziewczyna
trzymała w dłoniach.
-Po co ci ta książka? - zapytałem,
wskazując na ów przedmiot. Jessica niewinnie zatrzepotała rzęsami, wzruszając
ramionami.
-Wiesz idealnie nadaje się na
podkładkę… - zaczęła z niewinnym uśmieszkiem. - Chyba nie jest ci potrzebna
prawda?
-Jess… - wysyczałem. - Przecież i
tak nic nie robicie tylko się śmiejecie. Oddaj mi ją i najlepiej opuść
bibliotekę. Bo ja, w przeciwieństwie do ciebie, zamierzam się uczyć.
-A my co innego robimy? - zapytała
jadowicie, podchodząc do mnie. - Słuchaj, zrobimy tak. Dam ci tą głupią
książkę, zostawisz nas same i pozwolisz nam się uczyć. A ja jutro nie będę
przeszkadzała podczas twojej imprezy, nie nakabluję rodzicom. A nawet opuszczę
dom, powiedzmy do dwudziestej czwartej - masz chatę wolną. W zamian będziesz
musiał spełnić moją jedną zachciankę. Jeszcze nie wiem, co to będzie…
-Słucham? - zapytałem z niedowierzaniem. No jak ta szuja
będzie mną dyrygować? - Ty mnie… szantażujesz? - prychnąłem. - Po pierwsze, książkę
zabieram. Po drugie wypierdalacie z biblioteki. Po trzecie nie powiesz rodzicom
o imprezie i ja przemilczę wiadomości o twoich wypadach. I na koniec nie
obchodzi mnie, co jutro będziesz robić, jak dla mnie możesz się pieprzyć na
plaży. O ile nie będziesz mi przeszkadzała, ja będę miał w dupie to, co robisz.
Dziewczyna mocno ścisnęła powieki i
dłonie. Wzięła dwa oddechy i spojrzała na mnie zabójczym wzrokiem. Chyba troszeczkę
ją wkurwiłem swoją przemową. Jessica kątem oka spojrzała na milczącego Doriana,
który przyglądał się z zaciekawieniem naszej rozmowie.
-No tak - prychnęła. Zbliżyła się do
mnie i wyszeptała na ucho, tak bym tylko ja ją usłyszał. - W bibliotece jeszcze
się nie seksiłeś.
Moją twarz oblała czerwień.
Chwyciłem dziewczynę za ramiona i odepchnąłem od siebie. Gdzieś w dali
usłyszałem ciche parsknięcie Doriana, który jak zwykle słyszał to, czego nie
powinien. Jednak całą swoją uwagę skupiłem na siostrze.
-Nie masz prawa tak mówić -
wysyczałem. Jak na komendę zaczęliśmy się kłócić. Niby nic nowego, w końcu
zawsze się kłóciliśmy, ale nie chciałem, aby tego wszystkiego był świadkiem
Dorian… Po kilku minutach zażartej „dyskusji”, postanowiliśmy pójść na kompromis.
Mianowicie, ja dostanę książkę i spełnię jej jedną zachciankę, a ona ma
bibliotekę dla siebie, nie będzie mi przeszkadzała jutro no i nigdy więcej nie
poruszy tematów łóżkowych. W końcu te tematy nadal są dla mnie dość… bolesne.
Wieczór spędziłem dość miło z
Dorianem, na pracy nad projektem. Nie wyzywaliśmy się i tymczasowo zawiesiliśmy
broń. Dość ciekawe prowadziliśmy dyskusje i śmiało mogłem powiedzieć, że
złotooki wcale nie jest milczkiem. Rzeczywiście był raczej osobą skrytą, po
dłuższej obserwacji mogłem spokojnie stwierdzić, że skrywa przed światem jakiś
sekret. No i do tego był świetnym partnerem… W sensie, że do projektu. Bo
czasami wpadał na naprawdę dobre pomysły… Czas tak szybko leciał, że nie zauważyłem,
kiedy nastał wieczór. Dodatkowo pracę skończyliśmy w nadzwyczaj szybkim tempie.
Nawet nie spostrzegłem, gdy skończyliśmy i zaczęliśmy prowadzić spokojną,
niezobowiązującą rozmowę na temat muzyki.
-Kaith, Jessica! - rozległ się w
pewnej chwili głos mojego ojca. - Razem z mamą wyjeżdżamy.
-Dobrze! - odkrzyknęliśmy
równocześnie z różnych części domu. Naprawdę zadziwiające jest to, jak dźwięki
potrafią się rozchodzić w tej posiadłości…
-Nie sprawiajcie za dużo kłopotów
Mirian - dodała mama. - No i nie roznieście domu - zaśmiała się, po czym
usłyszałem trzask drzwi. Razem z Dorianem powróciliśmy do rozmowy, lecz znów
nam ktoś przeszkodził. Tym kimś okazała się moja gosposia, która przyniosła nam
posiłek. Po krótkim poinformowaniu nas, o przygotowanym pokoju gościnnym dla złotookiego,
opuściła mój pokój. Razem z chłopakiem zajęliśmy się spożywaniem posiłku.
Nastała cisza, podczas której zacząłem rozmyślać o dzisiejszych, dziwnych wydarzeniach.
-Um. Długo się znacie z Teofilem? -
zapytałem z ciekawości.
-Od jakiegoś czasu - odpowiedział
marszcząc brwi. Na moją twarz wpłynął delikatny uśmiech. Chłopak wreszcie
odpowiedział na jakieś moje pytanie, a to już było pewnym sukcesem.
-Wspominaliście o jakiejś grupie -
zacząłem niepewnie nie wiedząc jakiej reakcji mogę się spodziewać… Dorian
spojrzał na mnie spod byka.
-O co ci chodzi? - warknął. - To
jakieś przesłuchanie czy jak?
-Nie, oczywiście, że nie -
zaprzeczyłem prędko. - Po prostu, ciekawy jestem…
-Posłuchaj mnie Newson - rzekł siląc
się na spokojny ton głosu. - Popołudnie i wieczór były miłe. Więc proszę nie
psuj atmosfery przez swoją wkurwiającą ciekawość!
Skinąłem głową. Cóż skoro nie chciał
mówić, to trudno. Nastała dokuczliwa cisza, która chyba przeszkadzała nam obu.
Dorian również to zauważył, więc zaczął coś na neutralny temat. Rozmawialiśmy
do późna, w sumie o niczym. Oczywiście nie bylibyśmy sobą gdyby nie padło
kilka-set docinek. Ale mogę powiedzieć, że nasze relacje choć trochę się
poprawiły. Chociaż nadal go nie lubię…
Obudziłem się około trzeciej w nocy
zlany potem. Miałem nadzieję, że koszmary odeszły w zapomnienie, ale jednak byłem
w błędzie. Nowinką było to, iż tym razem oprócz Sebastiana, był też Dorian. I
oni się… całowali, a potem nastały ciemności, które ich pochłonęły. Natomiast
ja nie mogłem nic zrobić. Potrząsnąłem głową, by odgonić te myśli od siebie. Kompletnie
nic, nie rozumiałem z tego snu, ale czułem, że coś się wydarzy, coś złego. Westchnąłem
cicho i udałem się do łazienki. Przechodząc obok pokoju gościnnego, zatrzymałem
się. Spojrzałem zdziwiony na uchylone drzwi, lekko je pchnąłem. Moją uwagę
zwróciło łóżko, nietknięte. Jakby mój gość w ogóle z niego nie korzystał.
Zmarszczyłem brwi, a w moje ciało uderzył podmuch zimnego wiatru. Przeniosłem
wzrok na… otwarte na oścież okno. W pokoju było bardzo zimno, ale kto co lubi.
Podejrzewałem, że gościa spotkam w toalecie. Ruszyłem w stronę tego
pomieszczenia i zapukałem. Odpowiedziała mi cisza, nacisnąłem na klamkę i drzwi
ustąpiły. Łazienka była pusta… Zmarszczyłem brwi, nie mając pojęcia, gdzie
przebywa mój gość. Po chwili wzruszyłem ramionami dochodząc do wniosku, że to
nie moja sprawa…
Do południa mało rozmawiałem z
Dorianem. Najczęściej mówiliśmy o projekcie i wnosiliśmy poprawki. Zauważyłem,
że złotookiemu pogorszył się humor, nie wiem czym było to spowodowane. Zresztą
nie moja sprawa… Z chłopakiem było, jak z kobietą w ciąży, nigdy nie wiesz jak
się zachowa. Teofil miał stu procentową rację.
Po obiedzie rozdzwonił się dzwonek
do drzwi, ogłaszając przybycie gości. Z westchnieniem wstałem z okupowanej
kanapy w salonie i ruszyłem otworzyć drzwi. Zostawiłem Doriana samego w
salonie, mając nadzieję, iż nic nie zwędzi.
-Kaith! - usłyszałem głośny pisk i
chwilę później mój gość rzucił się na mnie. - Jak ja się za tobą stęskniłam! -
uśmiechnąłem się rozbawiony i objąłem przyjaciółkę w pasie.
-Dagmara, zaraz się przewrócę -
zachichotałem. Dziewczyna uśmiechnęła się figlarnie i pocałowała mnie w
policzek. Następnie odkleiła ode mnie i zaczęła zdejmować swoje glany. Ogólnie
dziewczyna preferowała stroje typu gothic. Nie zdziwiły mnie więc jej czarne zakolanówki,
falbaniasta spódnica oraz czarno-fioletowy gorset. Czarne, lekko falowane włosy
sięgały jej do pasa, a fioletowe soczewki dodawały charakteru. Gdyby nie moja
orientacja, już dawno bym się w niej zakochał. Jednak w obecnej sytuacji
jesteśmy bardzo dobrymi przyjaciółmi.
-Cześć - przywitał się cicho Igor.
Tak, ten sam Igor, którego kilka dni wcześniej wyśmiewali chłopaki. Jest on
bratem Dagi, raczej milczącym, jednak nigdy nieuciekający od problemów.
Potrafił stawić im czoła, tak jak ostatnio w pubie. Rodzeństwo było dość
charakterystyczne z wyglądu, jednak z charakteru różnili się niczym woda i
ogień. Aczkolwiek, gdy się ich lepiej pozna, można zauważyć podobieństwa. Nigdy
nie widziałem, aby się kłócili, zawsze stawali w swojej obronie. Chociaż
zazwyczaj Daga chroniła Igora, bo to z niego ludzie się śmiali, a ją…
podziwiali. Z dziewczyną znam się od kilku dobrych lat, a Igora poznałem kilka
miesięcy temu. Oboje pochodzą z Polski, jednak przez rozwód rodziców zostali
rozdzieleni.
-Jak ja się za tobą stęskniłam! -
zawołała ponownie obejmując mnie.
-Nie trzeba było wyjeżdżać na to
zadupie – parsknąłem, za co dostałem kuksańca w bok.
-Polska wcale nie jest zadupiem! -
wypięła dumnie pierś. Przewróciłem oczami, za co dziewczyna chciała mnie
uderzyć w głowę, jednak ja w porę się schyliłem. Tym razem w trójkę
parsknęliśmy śmiechem. Swoich gości zaprowadziłem do salonu, gdzie
przedstawiłem im Doriana. Dagmarze, na jego widok, oczy zabłysnęły.
Zdegustowany pokręciłem głową i ruszyłem w stronę kuchni, w celu przyniesienia
napoju.
-Skąd go znasz? - usłyszałem
ciekawskie pytanie Dagi. Dziewczyna uważnie śledziła moje ruchy.
-Gdybyś nie siedziała na wsi -
zmrużyła groźnie oczy. - To byś wiedziała, że jest on nowym uczniem naszej
klasy.
-Szybko ci poszło… Tak od razu wziąć
go do siebie… - mrugnęła.
-Ehh… To nie tak - zacząłem. -
Nadepnęliśmy babie od biologii na odcisk i musimy zrobić projekt. Dobrze wiesz,
co czuję i do kogo… - westchnąłem. Dagmara spojrzała na mnie ze współczuciem i
przytuliła w milczeniu. Jako jedyna wiedziała o mojej orientacji, wiedziała o
Sebastianie. Zawsze mnie wspierała, nigdy nie wyśmiała i to ona była moim
oparciem po jego śmierci. Oczywiście miałem rodzinę, której do dzisiaj jestem
wdzięczny za zachowanie. Jednak ona mnie najlepiej rozumiała. Trwaliśmy tak
przez chwilę w ciszy. Dziewczyna odsunęła się ode mnie i uśmiechnęła, następnie
skierowała kroki do wyjścia.
-Chcę, abyś był szczęśliwy - zaczęła
przy drzwiach. - A do niego - kiwnęła w stronę salonu, mając na myśli Doriana.
- Pasujesz - zakończyła uśmiechając się. Moją twarz oblał czerwony rumieniec,
wykwitł grymas złości. JA nigdy nie będę pasował do tego dupka! Może i był
milszy, co nie zmienia faktu, że go nie lubię. Samoistnie moja ręka powędrowała
poszukując jakiegoś przedmiotu, którym mógłbym w nią rzucić. Dagmara zaśmiała
się i szybko opuściła pomieszczenie, pozostawiając mnie samego z natłokiem
myśli. Nie lubiłem Doriana, co nie zmieniało faktu, iż był przystojny. Jednak
jego zachowanie mówiło samo za siebie, był debilem. Czasami może miłym, ale no
właśnie, nigdy nie wiesz na co masz się szykować. To jest niemożliwe abym
pasował do takiego gbura. Potrząsnąłem głową, nalałem soku do czterech szklanek
i ruszyłem do salonu. Swoich gości zastałem rozmawiających, rodzeństwo dość
szybko polubiło się z Dorianem. Miałem wrażenie, że chłopak w ich towarzystwie
zachowywał się inaczej. Był spięty, ale nie dawał po sobie tego poznać, starał
się być miły, jednak coś mi się nie podobało w jego zachowaniu. Najgorsze było
to, iż tylko w stosunku do mnie był wredny…
Mijały kolejne godziny, podczas
których szykowaliśmy dom na imprezę. Przy tym dużo rozmawialiśmy i śmialiśmy
się, nawet złotooki troszeczkę się rozluźnił. Około szesnastej zaczęli
przybywać pierwsi goście. Czas mijał szybko, przyjaciele, znajomi, znajomi
znajomych i cała reszta śmiała się okupując barek z alkoholem. Niektórzy
tańczyli. Uśmiechnąłem się lekko popijając tyskie. Impreza zaczęła się
rozkręcać, zresztą moje domówki były powszechnie lubiane i uważane za
najlepsze.
-Zatańczymy? - usłyszałem pewne
wątpliwości pytanie. Spojrzałem na zarumienioną Caroline i westchnąłem w duchu.
Posłałem jej mały uśmiech, rozglądając po sali, by znaleźć koło ratunkowe. Moje
spojrzenie padło na przyglądającemu się mnie Doriana.
-Z chęcią… - zacząłem. - Ale muszę
porozmawiać z Dorianem - Caroline spojrzała na mnie zawiedziona - Wiesz musimy
porozmawiać o… muzyce. Ale obiecuję, że później zatańczymy.
Dziewczyna ożywiła się troszeczkę, a
ja jęknąłem w duchu. Nie miałem zamiaru spełnić tej obietnicy. Szybkim krokiem
ruszyłem w stronę Doriana.
-I jak, nadal sądzisz, że ta
dzieciarnia nie nadaje się na twoje towarzystwo? - prychnął patrząc mi w oczy.
Mogłem bezkarnie zatopić się w tych złotych tęczówkach.
-Oczywiście, że nadal tak uważam, w
końcu impreza zorganizowana przez ciebie… - zmrużył oczy. - Czego mógłbym się
innego spodziewać?
-Och, czyżby? - udałem zdziwienie. -
W takim razie wiesz gdzie są drzwi… - uśmiechnąłem się słodko. Kątem oka
zauważyłem Dagę, która na nas patrzyła zaciekawiona. W jej oczach dostrzegłem
dziwny, niebezpieczny blask. Dokładnie taki sam, jak ten, gdy widziała mnie i
Sebastiana razem…
-Żebyście mogli zniszczyć nie tyle
sam dom, co również całe miasto? - uśmiechnął się kpiąco. - Wybacz, ale wolę to
zobaczyć na żywo niż dowiadywać się o tym z mediów.
Pokręciłem głową lekko roześmiany i
bez słowa ruszyłem do kuchni. W pomieszczeniu tym znalazłem Josha. Chłopak
siedział przy stola z głową opartą na dłoniach.
-Co jest?
-Nic… - westchnął. - Tylko Calia żyć
mi nie daje. - Poklepałem chłopaka po
plecach, by pokazać mu, iż go wspieram.
-Piwa? - zapytałem, a Josh gorliwie
pokiwał głową. Podałem mu Stronga, sam zaś otworzyłem swoje Tyskie. Przyjaciel opróżnił
butelkę w kilka łyków.
-Ej, macie… - wpadł do kuchni Alex.
- Butelka! Chodźcie zagramy! - krzyknął wyrywając ów przedmiot z rąk Josha, po
czym wybiegł z pokoju. Spojrzałem na Josha w tym samym momencie, co on na mnie
i razem parsknęliśmy śmiechem. Po chwili roześmiani ruszyliśmy za Alexem.
Gra w butelkę odbywała się w
radosnej atmosferze. Jako, że nikt nie lubił zadawać pytań, graliśmy tylko na
zadania. A trzeba przyznać, że pomysły przychodziły nam do głowy bardzo dziwne.
Na przykład Alex musiał wypić wodę z… toalety, co o dziwo uczynił. Josh miał „obmacać”
Dagmarę, co z chęcią by uczynił, gdyby nie powstrzymał go morderczy wzrok
Calii. Chłopak musiał pozbyć się górnej części odzieży. Oczywiście graliśmy na rozbieranego,
przez co niektórzy, na przykład Thomas, siedzieli już w samej bieliźnie. Po
pewnym czasie butelka powróciła do Alexa i chłopak zakręcił nią. Niestety, tym
razem padło na Caroline. Przełknąłem z trudem ślinę, domyślając się, iż to
wyzwanie będzie miało ze mną jakiś związek. Oczywiście nie pomyliłem się.
-No to zobaczymy, jak nasz kochany
gospodarz całuje - mruknął cicho. - Caroline, masz go pocałować w same usta, siadając
mu okrakiem na kolanach.
Jęknąłem w duszy. Naprawdę nie miałem
zamiaru się całować … a zwłaszcza z dziewczyną. Było to dla mnie odpychające wręcz
obrzydliwe! Dziewczyna z czerwoną twarzą podeszła do mnie, a ja modliłem się w
duchu by nie uciec. Za jakie grzechy mam tak cierpieć! Gdy Caroline umieszczała
się wygodnie na moich udach, rozejrzałem się po zebranych gościach. Alex
uśmiechał się zadowolony ze swojego pomysłu, Josh patrzył na mnie ze
zmarszczonymi brwiami, a Daga współczującym wyrazem twarzy. Jednak mój wzrok
zatrzymał się na Dorianie. Chłopak wyglądał, na zaciekawionego i rozbawionego całą
tą sytuacją. Jakby dokładnie wiedział, przez co muszę przechodzić. Starając się
nie wydać z siebie żadnego odgłosu, objąłem Caroline delikatnie w pasie.
Dziewczyna zarzuciła mi ręce na szyję i zbliżyła twarz do mojej. Jej wargi
spoczęły na moich. Nie oddałem pocałunku, cierpliwie czekałem, aż skończy. Jej
wargi niespiesznie pocierały o moje, przyprawiając mnie o mdłości. Po chwili odsunęła
się ode mnie zawstydzona i jakby lekko smutna. Powróciła na swoje miejsce.
Uśmiechnąłem się lekko, gratulując sobie w duchu. Gra toczyła się dalej, a ja
nadal czułem jej wargi na swoich. Nie podobało mi się to. Nie zwracałem uwagi
na otoczenie do czasu, aż szyjka butelki wskazała mnie, a osobą kręcącą była…
Dagmara. Jęknąłem. Wiedziałem, że po przyjaciółce mogę się wszystkiego
spodziewać, a jej oczy mówiły same za siebie. Ten błysk w oczach był
przerażający. Wyglądała drapieżnie, jak dzikie zwierzę
wypuszczone z klatki… Oj, zapowiada się ciężkie zadanie…
No no no Ai widzę że jak zwykle pisanie ci wychodzi^.^ Wybacz że tak długo zaniedbalam twą opowieść ale już wszystko przeczytałam i daje ci różową gwiazdkę w teczowej skali ;-)
OdpowiedzUsuńTwoja Hime....
Któż to zaczął czytać xD
UsuńAww.. Różowa gwiazdka <3 Czuję się zaszczycona ; D
Teraz mnie będziesz męczyć o rozdziały prawda? ♥
Czemu przerwałaś w takim momencie?. ;( Chcę więcej i więcej... Napewno będzie gorąco. xD Liczę na to. Według mnie nie ma żadnych błedów albo jestem ślepa i nie widzę. ;p Mam nadzieję, że wena Cię nie opuści. Pozdrowionka dla wszystkich singli. Miejmy nadzieję, że w przyszłym roku będziemy mieli z kim spędzić Walentynki. ;* Rose Blood ^^
OdpowiedzUsuńUm, przerwałam w tym momencie, bo stwierdziłam, że nie będę tego przedłużała. Rozdział jest najdłuższy. Dziękuję za miłe słowa i tak też mam nadzieję, że wena mnie nie opuści *-*
UsuńOj byłoby miło spędzić z kimś walentynki <3
Niestety walentynek nie mam jak spędzić z osobą, którą lubię, ponieważ jestem w górach.
OdpowiedzUsuńTy mi jeszcze zdupiłaś nastrój, bo w najlepszym momencie skończyłaś rozdział ... Zabiję cię. Wcisnę ci łyżwy w dupę.
Twoja Julka ;D
To już wiem, że z Tobą na łyżwy mam nie iść.. No cóż, zapamiętam ; )
UsuńSama mówisz, że w najlepszym momencie.. Miło mi ^.^
Przepraszam, za zdupienie nastroju : (
Zastanawiam sie czy myślisz o tym samym co ja...znaczy o zadaniu dla Kaitha...
OdpowiedzUsuńOgólnie to mam ochotę Cie ukatrupić i wyprzytulac na raz.
Ukatrupić za skończenie w takim momencie a uścisnąć za rozdział...i to w walentynki <3 dzięki za prezent <3 <3
/Renny
Przekonamy się, jakie to Twoje teorie chodzą po główce xD
UsuńPrzytulić Cię mogę, cieszę się, że poprawiłam nastrój, no i że rozdział się podobał ^^
Jestem hipsterem, przeczytałam rozdział po walentynkach i nie udzielił mi się całuśny nastrój tego dnia... ale rozdział czytało mi się całkiem przyjemnie^^. Z wywodem Teofila na czele.
OdpowiedzUsuńMusisz mi wybaczyć, ale mam dzisiaj zrzędliwy nastrój, bo ojciec wypił mi gorącą czekoladę, więc... jestem zua i dlatego mam parę "ale". Kącik smerfa Marudy uważam za otwarty!
Pierwsze ale: ale "chłopcy", nie "chłopacy". Gdzieś tam w odmętach literek wkradł ci się taki błąd i trochę ukuł mnie w oko.
Ale numer dwa: Kaith mieszka w Ameryce, tak? Więc skąd, do jasnej anielki, wzięło się tam Tyskie? W Stronga uwierzę bez szemrania, ale to Tyskie brzmi nieco dziwnie... a wystarczyłby Jack Daniels xD
Ostatnie ale numer trzy lub cztery, nevermind, straciłam, rachubę: mam takie wrażenie, że z rozdziału na rozdział coraz bardziej pchasz Kaitha i Doriana ku sobie. Ja wiem, ja wiem, yaoi i tak dalej, a oni muszą się kochać, ale... i tak odnoszę wrażenie, że wypada ci to ciut nienaturalnie. Muszę zrobić projekt na biologię, ok. Robią to w domu Kaitha, bo zawsze lepiej w wypasionej chacie, ok. Siedzą do późna, bo biologia to zuy i męczący przedmiot, ok. Ale Dorian, Wielki i Wszechmocny, Jedyny i Boski Dorian, od którego spojrzenia płaczą małe dzieci, nie potrafił odmówić drobnej staruszce? Proszę... ja wiem, ja wiem, magia-starszej-pani i tak dalej, ale w porównaniu z tym, że wcześniej ukazałaś Doriana jako upartego jako osioł pana księcia, któremu nikt nie będzie mówił, co ma robić, to wypadło to trochę naciąganie... i sztucznie.
Ale numer ileś tam: krew na kurtce Doriana. Cała akcja byłe epicka i to się nie zmieni, ale facet przylazł od góry do dołu utytłany w krwi do szkoły i nikt poza Kaithem nie zwrócił na to uwagi? Nevermind. A już widziałam tą akcję ze sprzątaczką, która drze się na niego, że uflajał korytarz... xD
Tako rzecze smerf Maruda. Uhm, to tylko moje zrzędliwe zdanie i nie bierz go sobie do serca, ani mi się waż xD
Podsumowując, najbardziej denerwująca rzecz w twoim opowiadaniu jest taka, że znam dalszą fabułę... a jako osoba jebnięta na punkcie fantasy chcę już wampiry, wilkołaki, chmurki i magiczne miecze... przez co obecna akcja dłuży mi się niemiłosiernie... nie, YAM nie jest nudne, to tylko ta moja "cierpliwość"... ale co ja ma to poradzę =.='
A teraz pobawimy się w wyliczankę i wymienimy rzeczy, które mi się podobały: wywód Teo na temat Doriana, zachowanie Teo, postać Dagmary, "nie jest moja..." i ogólny całokształt xD Wszystko, za co chwaliłam cię w poprzednich komentarzach i Jashinowi dzięki, że to nie znikło... dalej jesteś moim mistrzem i to się nie zmieni xD
AHAHAHAHHA JA WIEM, JAKIE ZADANIE WYMYŚLI DAGMARA! JA WIEM! Czuję się taka mądra... TT u TT
Masz tu huga za epicki rozdział: <(*v*)>
Kashii
Osz, nie dobry tata. Jak mógł wypić Ci gorącą czekoladę! Osz.. Jak wrócimy do szkoły to się napijemy! x3
OdpowiedzUsuńDobra zacznę odpowiadać na Twoje "ale"
1 ale - uhum, już idę poprawić. Nie wiem czemu, ale wydawało mi się, iż to już wcześniej poprawiałam O__O No cóż xD
2 ale - co się czepiasz alkoholu? Ja nie piję tak? xD Nie a tak na serio to nawet o tym nie myślałam, jeżeli mi podasz jakąś nazwę innego to zmienię^^
3 ale - tak pcham ich do siebie. Sama powiedziałaś, że wiesz o co będzie dalej. Więc znasz też powody dlaczego tak Dorian się zachowywał, a nie inaczej. Wszystko mam zaplanowane i nasz złotooki przyjaciel wszystko wyjaśni. Uwierz mi jemu też to nie pasuje, ale musi wykonać swoją misję. Dobrze wiesz, że Dorian spokojnie wyszedłby z domu Kaitha i nie interesowałoby go zdanie Mirian. ALE może on miał w tym jakiś cel? Wszystko wyjaśnię w następnych rozdziałach ^^
4 ale (naucz się liczyć!) - to tak. W szkole młodzież boi się Doriana. Na czarnej skórzanej kurtce krew jakoś specjalnie nie rzuca się w oczy. A nauczyciele nie zwracają na niego uwagi. Każdy się go boi.. Dlaczego też Kaith zauważył czerwone zabarwienie? Bądźmy szczerzy on najwięcej poświęca mu uwagi z całej szkoły..
Mówiłaś, że tych "ale" ma być trzy.. No cóż wyszło Ci na cztery. Oczywiście żadne "ale" nie dotyczy Teofila.. Ciekawe dlaczego?
Cieszę się, że mimo swoich opinii uważasz rozdział za epicki *-*
Taa... Cieszę się też, że polubiłaś Dagmarę..
W podziękowaniu za "ale" pozwalam Ci się pilnować, abym miała pisać kolejny rozdział YAM. Ktoś musi mnie przypilnować xP
Hah... patologia, nie? Ojciec wypijający córce czekoladę... mamo, policja! xD
UsuńLiczyć się nie nauczę i nie mam zamiaru. Fajniej jest być idiotą xD
1 (fajnie, że ponumerowałaś xD) - błędy są zUe i dobrze, że nie widzisz moich tekstów przed opublikowaniem, bo by ci wypaliło oczy xD Tyle tam błędów... co ja robię na humanie o.O
2 czepiam się... trochę. Po prostu swojskie Tyskie brzmi co najmniej dziwnie wśród amerykańskich apartamentów xD Jack Daniels najlepszy! >.<
3 tak, tak, wiem, wiem, ale w mojej skromnej opinii i tak wypadło to nienaturalnie. Bo Dorian. Ale Dorian to Dorian, nie wnikamy.
4 no tu już mnie tak łatwo nie przekonasz, bo facet utytłany krwią ZWRACA uwagę nawet półślepego, a na czarnych, skórzanych kurtkach krew wcale nie jest aż tak niewidoczna (nie kłóć się z właścicielem obu! xD). Po mojemu Dorian mógł się najpierw umyć, a potem iść do szkoły, w końcu co tam dla niego spóźnienie... wtedy jednak nie byłoby epickiej akcji, imo gdyby Kaith wpadł po prostu na Doriana na ulicy/w parku/w mhhrocnym zaułku wypadłoby to ciut naturalniej. Amen.
Teo... cóż... Teo jest póki co za mało, żebym mogła jakoś konkretnie się na mi powyżywać, tudzież pofangirlować. Ledwo się pojawi, już znika. Ekhem. Trochę to irytujące, ale będę (nie)cierpliwie czekać, aż będzie go ciut więcej i wtedy zostawię ci dłuuuuugaaaaśny komentarz na jego temat. Póki co, uwielbiam go całym serduchem, bo jest optymistycznym, pociesznym idiotą i fajną alternatywą dla mhrocznego i ciut ponurego księcia Doriana (ja już go chyba będę tak nazywać...) i pesymistycznego, trochę cynicznego Kaitha. Uh, no lubię go, co poradzisz. Ale on jest taki... pocieszny!
Dziękuję! To zaszczyt ; u ; Będę cię pilnować, a jakże. Ja chcę już wampiry, wilkołaki, magiczne miecze i... aha, powtarzam się =.='
Znowu...
Kashii
1 Tak wiem, błędy są zueee. I trzeba się ich pozbyć.. Gdybyś jeszce powiedziała mi w którym momencie to się znalazło.. Ale znajdę
Usuń4 trochu masz rację.. Ale jakby nie patrzeć Kaith nie przebywa z nim non stop. Nie masz pewności czy ktoś nie zwrócił mu uwagi..
Obiecuję, iż To będzie więcej w następnym rozdziale (już Ty wiesz, jak to będzie wyglądało ^^)
Książę Dorian. Buaha. Nie no.. pasuje to do niego. Możesz na niego tak mówić. Przynajmniej o żelkach nie wspominasz =.=
A tego dłuuugaśnego komentarza oczekuję z niecierpliwością (tak jak Ty czekasz na Teo)
Yyy.. Tak wiem co Ty chcesz i wiem, że czasami za dużo mówisz. Będziemy musiały jeszcze obmówić jeden wątek, bo nadal nie wiem jak ich nazwać =.= Potrzebuję pomocy xD
Prezent na Walentynki, co prawda rozdział przeczytałam już po tym "święcie", no ale zawsze byłam opóźniona, więc czego wymagać. Idzie Ci coraz lepiej ! Tak bardzo czekam na kolejny rozdział, zakończyłaś w tak ważnym momencie, jestem tym niepocieszona XD. Sądzę, że czytając kolejny rozdział będę bawiła się równie dobrze, jak teraz XD. Życzę dużo, dużo weny <3
OdpowiedzUsuń~ Luna
Taaa.. Dlaczego mnie Twoje opóźnienie nie dziwi? xD
UsuńCieszę się, że dobrze się bawiłaś czytając ten rozdział. Co do zakończenia, to lubię kończyć rozdziały w ważnych momentach..
Dziękuję za komentarz ♥
Nie no, nie rób mi tego, proszę? Nie w takim momencie ;P
OdpowiedzUsuńZacznę od tego, że dłuugaśne opisy są trochę nużące, ale to bardzo subiektywna opinia ;) W każdym razie podoba mi się pomysł, podoba mi się Dorian (lubię takich tajemniczych i mrocznych).
Mój ulubiony fragment, przy którym (literalnie) oplułam monitor herbatą:
"-No tak - prychnęła. Zbliżyła się do mnie i wyszeptała na ucho, tak bym tylko ja ją usłyszał. - W bibliotece jeszcze się nie seksiłeś."
Niniejszym oświadczam, że to będzie mój ulubiony fragment. Aż do następnego rozdziału, przypuszczam ;P
No i przede wszystkim ze zniecierpliwieniem czekam na zadanie, jakie dostanie Kaith. Coś czuję, czegoś się domyślam ^.^
Pozostaje mi życzyć weny i pozdrowić Cię serdecznie
Cieszę się, że ten fragment Ci się podobał. Co do opisów, czasami lubię je pisać. Nie jestem fanką jakiś długaśnych, ale czasami i mi się zdarzą xD
UsuńDziękuję za komentarz :*
Bardzo długo i ciekawy rozdział ^^ Dopiero wpadłam na tego bloga, ale jestem mile zaskoczona! Szybko nadrobiłam poprzednie rozdziały i teraz spokojnie mogę się rozkoszować twoim opowiadaniem, a trzeba przyznać że to sam miód <3 Uwielbiam twoje dialogi, łatwość z jaką przychodzą i fakt realizmu są tu kluczowe! Naprawdę jestem pod ogromnym wrażeniem.
OdpowiedzUsuńZapraszam też na swojego bloga: www.disenchanted-prince.blogspot.com
Dziękuję <3 To miłe, jak ktoś mówi, że YAM to sam miód ♥ Aż mam chęć, do pisania kolejnego rozdziału ^^ Cieszę się, że dialogi nie są wymuszone. Jeszcze raz dziękuję :*
UsuńOj polubiłam Doriana! Pasuje do Keitha, ładnie by razem wyglądali. Chętnie zobaczę naszego pana Gbura w czulszej roli i zakochanego :) nie mogę się doczekać na następny roździał. ;)
OdpowiedzUsuńHaha. Pana Gbura.. Nie no, Dorian jest.. specyficzny.. Oj zobaczysz go w wielu wersjach ;3
UsuńPrawda? Też uważam, że by pasowali do siebie, ale przyznam się szczerze, że pisząc ten rozdział spostrzegłam, że nie umiem pisać ich rozmów jak się NIE kłócą.. No cóż trzeba będzie popracować...
Dziękuję za komentarz ♥
Przeczytałem juz wczoraj ten rozdział, ale o 3 w nocy nie chciało mi sie pisać komentarza i wyłączalem juz komputer.
OdpowiedzUsuńBardzo mi sie podoba to jak piszesz, bo jest na prawdę ciekawie i zachęca do tego by czytać dalej ^_^ Szkoda mi Kaith'a i przez co musiał przejść. Mam nadzieje, że jak wezmę sie zaraz za kolejny rozdział to Dagmara sie na niego tak nie uweźmie.
Strasznie, ale to strasznie podoba mi sie twoje opko xD i w końcu doczekalas sie mojego komentarza ;3
Postaram sie komentować częściej ;)
~Shock~
No tak to ja chyba pobiłam rekord, "prezent na walentynki" a ja czytam ten rozdział tuż przed świętami wielkanocnymi, przepraszam, że minęło tak dużo czasu zanim zabrałam się za czytanie ale ostatnio się wiele zmieniło, rozdział oczywiście jak zwykle bardzo ciekawy i niezwykle długi, jesteś jedną z nielicznych osób, która pisze tak długie opowiadania, więc uważam, że niezwykle rozpieszczasz swoich "fanów" . Bardzo szkoda mi Kaith'a biedak musiał przed tyle przejść, ehh, przykre. No ale już zabieram się za kolejny rozdział, ile mam do nadrobienia ~! :3
OdpowiedzUsuńKocham Dagę. Doprawdy. Bo czasem sama się tak zachowuję. I tak jak Keith. Myśląc, że ktoś mi podmienił ludzi. Ale tak to jest jak się ma zakręconych przyjaciół :) Co do imprezy. Doświadczenie jakim było całowanie dziewczyny chyba tylko jeszcze bardziej utwierdziło Keitha, że jest homo. (jeżeli pomylę imię, wybacz mam do tego niebywałe zdolności). Co do Josha i jego dziewczyny. Coś czuję, że ten związek się zakończy. Na rzecz Dagi :P
OdpowiedzUsuń22 year-old Executive Secretary Bernadene Fishpoole, hailing from Port Hawkesbury enjoys watching movies like "Dudesons Movie, The" and Leather crafting. Took a trip to Primeval Beech Forests of the Carpathians and drives a Ferrari 275 GTB Long ose Alloy. strona
OdpowiedzUsuń