13 lut 2013

Rozdział 3 [YAM]

Umm, z okazji dzisiejszego święta, którego ja nie obchodzę, dodaję trzeci rozdział.
A przy okazji chciałam życzyć, aby dzisiejszy dzień był spędzony ze swoją drugą połówką <3 Tak wiem, nie każdy ją posiada, na przykład ja... No ale mam nadzieję, że chociaż rozdział rozweseli ten dzień zakochanych ; P

Um, Co do rozdziału, to przepraszam, że musieliście tak długo czekać, na niego, ale mam nadzieję, iż 13 stron w wordzie, jakoś Wam to wynagrodzi. xD
Standardowo chciałam podziękować za komentarze. To one napędzają mnie do pisania <33 Mówiłam, że je kocham? Tak samo jak i Was za nie? ;3 Jeszcze raz Arigatou! *kłania się*.

Następny rozdział powinien pojawić się 1 marca, jednak ze mną nigdy nic nie wiadomo.. Więc może ulec to zmianie. Jednak dzięki zespołowi ADAMS (zwłaszcza piosence Dizzy Love) mam wielką ochotę na pisanie, więc mam nadzieję, że zdążę xD

Dobra już nie przedłużam, zapraszam do czytania no i komentowania ^^





            Następnego dnia w szkole zjawiłem się jeszcze bardziej spóźniony. Do klasy wbiegłem parę minut po dzwonku. Dzisiejszym powodem, znowu było zaspanie. Siostra wyszła godzinę wcześniej do szkoły, mama spieszyła się do pracy, taty w domu nie było, więc nikt mnie nie obudził. Piętnaście minut przed dzwonkiem na lekcję w moim pokoju zawitała zdziwiona Mirian. Tak więc do klasy wbiegłem dziesięć minut po dzwonku. Chyba będę musiał nastawiać budzik… przemknęło mi przez myśl. No i wcześniej kłaść się spać. Wczoraj, właściwie to dzisiaj zasnąłem przed czwartą rano. Nie moja wina, że chciałem skończyć tekst piosenki, a musiał być perfekcyjny. Opowiada ona  o nieodwzajemnionym uczuciu. Ukazuje ból, cierpienie, nienawiść, ale także miłość… Tekst jest w języku japońskim, przez co zespół nie zrozumie, o czym będę śpiewał. Pracowałem nad nią do pierwszej w nocy, następnie przez godzinę starałem się ogarnąć lekcję. Chciałem odrobić prace domowe, pouczyć się… Efekt nie był zachwycający, ale lepiej wiedzieć cokolwiek niż nic. O trzeciej zacząłem się szykować do snu. Na domiar złego, gdy już leżałem, to nie mogłem zasnąć.
            Cicho zamknąłem za sobą drzwi.
-Dzień dobry - rzuciłem do nauczycielki, gdy jej wzrok spotkał się z moim. W duchu cieszyłem się, iż pierwszą lekcją jest historia, gdyż nauczycielka ma do mnie słabość. Właściwie to do mojego ojca, ale nieważne.
- Przepraszam za spóźnienie.
-Kaith? - kobieta zdziwiła się moim nagłym pojawieniem w sali. - Co było powodem twojego spóźnienia?
-Przepraszam za ten haniebny czyn - próbowałem ją udobruchać. - Ale zaspałem - wyjaśniłem.
-W zasadzie to powinnam Cię do sali nie wpuścić… - westchnęła ciężko, a ja spojrzałem na zegarek. Cholera, gdybym, wszedł do sali trzy minuty wcześniej, nie byłoby tej szopki. - No dobrze już. Siadaj - powiedziała po chwili.
Czyli jednak mój urok osobisty wygrał! Ukłoniłem się kobiecie (jak mama mnie uczyła) i ruszyłem w stronę swojego miejsca. Po chwili spostrzegłem, iż ławka jest pusta. Czyżby mój sąsiad postanowił się przesiąść? Zająłem swoje miejsce, a następnie dyskretnie rozejrzałem się po sali. W klasie obecni byli wszyscy uczniowie, za wyjątkiem Doriana. Dlaczego go nie ma? Drugiego dnia szkoły na wagary poszedł? Może coś mu się stało? Nie żeby mnie to jakoś specjalnie interesowało, martwiłem się tylko o dobro zespołu oraz projekt z biologii. Co on sobie myślał opuszczając dzisiaj szkołę? Oczywiście mi to nie przeszkadzało. Miałem całą ławkę dla siebie, która nagle zaczęła sprawiać wrażenie pustej. Przynajmniej nie musiałem znosić tego irytującego spojrzenia. Tak, wreszcie mogłem skupić się na lekcji.
-Kaith! - z rozmyślań wyrwał mnie czyjś głos. - Odpowiesz mi wreszcie na pytanie? - zapytała nauczycielka, a ja zmarszczyłem brwi. Zadała mi jakieś pytanie? - Dobrze się czujesz? - zmartwiła się, a ja pokiwałem zamyślony głową. Kobieta westchnęła i zadała jakieś pytanie Alexowi. Ja natomiast znowu się wyłączyłem, nie myślałem o niczym konkretnym. Nie wiedziałem, dlaczego nie mogłem się skupić. Wokół mnie panowała pustka.
            Tym razem z otępienia wyrwał mnie dzwonek. Szybko spakowałem rzeczy, by następnie opuścić pomieszczenie. Usiadłem pod salą od matematyki. Jak ja nienawidziłem tego przedmiotu. Po chwili doszli do mnie przyjaciele. Znowu zaczęli planować sobotnie przyjęcie. Uśmiechnąłem się gorzko.
            Gdy Alex zawołał Caroline i jej koleżanki, zauważyłem Doriana stojącego przy przeciwległej ścianie. Dlaczego nie mógł zjawić się na pierwszej lekcji skoro na drugą zdążył? Może zaspał? Albo specjalnie odpuścił sobie historię i na przykład ćpał? Lub robił ciekawsze rzeczy z Teofilem? Nie wiem dlaczego, ale właśnie ta ostatnia myśl wzbudziła we mnie złość. Zacisnąłem dłonie.
            -Kaith, wszystko w porządku? - zapytała zaniepokojona Caroline.
            -Tak, pewnie - uśmiechnąłem się sztucznie. Poczułem na sobie czyjś wzrok. Wiedziałem, iż to Dorian, więc spojrzałem na niego. W tym momencie z mojej twarzy zszedł uśmiech.
            Chłopak patrzył na mnie z nieodgadniętym wyrazem twarzy. Wyglądał, jakby przed chwilą, ktoś porządnie go zlał. Pod lewym okiem Doriana widniał siniak, warga była rozcięta, sączyła się z niej krew. Jego włosy były w jeszcze większym nieładzie niż wczoraj. Jednak najgorsze z tego wszystkiego były ślady krwi na kurtce. Przełknąłem ślinę.
            -A temu, co się stało? - zapytał Dave przerywając wywód Calii, na temat zdrowej żywności.
            -Takiego groźnego udaje, a ktoś mu dołożył i to solidnie. - wtrącił Alex, po chwili gwiżdżąc przeciągle. Ja natomiast wpatrywałem się w złotookiego jednocześnie przysłuchując rozmowie znajomych.
            -Najwyraźniej wcale nie jest taki twardy - dodał Thomas, uśmiechając się kpiąco.
            -Według mnie, to jest obrzydliwe - wtrąciła się do rozmowy Calia. - Ciekawe, co chciał przez takie zachowanie zyskać… Szacunek, przyjaźń, nietykalność? - prychnęła. - Jak dla mnie powinien udać się do pielęgniarki. - dodała wzruszając ramionami.
Pozostali zgodnie pokiwali głowami i powrócili do swojej wcześniejszej rozmowy. Nie słuchałem ich za bardzo, moje myśli były zajęte osobą Doriana. Przyglądałem się mu. Chłopak sprawiał wrażenie zdenerwowanego. Ciągle o czymś myślał.
            -Jak dla mnie, bójki są dowodem słabości. - usłyszałem głos Caroliny nad uchem. Miałem wrażenie, iż Dorian prychnął w odpowiedzi, ale nie mógł jej usłyszeć. Caroline mówiła cicho, a i on był za daleko. Postanowiłem porozmawiać z nim na następnej lekcji. Jak na zawołanie zadzwonił dzwonek, ogłaszający zakończenie przerwy.
            Do klasy wszedłem jako jeden z pierwszych uczniów, natomiast Dorian ostatni.
            -Hej - przywitałem się, gdy zajął swoje miejsce. Chłopak wzruszył ramionami wyglądając za okno. Ciągle był zdenerwowany. Brwi miał zmarszczone i co chwila na mnie zerkał. Jakby sprawdzał, czy nadal siedzę obok niego… W tym czasie nauczycielka zaczęła coś tłumaczyć.
- Kto ci tak dowalił? - zapytałem z czystej ciekawości.
            -Nikt - warknął szybko. Miałem wrażenie, iż nie był zachwycony moim zainteresowaniem.
            -Czemu nie było cię na pierwszej lekcji? - zadałem kolejne niewygodne pytanie.
            -A co? Tęskniłeś za mną? - zapytał z kpiną w głosie. - A może zakochałeś się we  mnie, że tak wypytujesz - udawał poważnego, a ja prychnąłem w odpowiedzi. - Jesteś tak zdesperowany, iż wchodzisz swoimi buciorami w moje życie prywatne? - nie wiedziałem, czemu użył słowa „zdesperowany”, aczkolwiek miałem wrażenie, że nie przez przypadek. Wydawało mi się, iż o czymś wie.
            -Nie pochlebiaj sobie. Martwię się jedynie o zespół. Gitarzysta z podbitym okiem, nie jest dobrą wizytówką.
            Wypowiedziałem na jednym wydechu. Zacząłem się zastanawiać, dlaczego zrobił na mnie takie wrażenie, podczas pierwszego spotkania? No dobra, z wyglądu jest całkiem, całkiem. Może nawet troszkę bardziej? Okej, okej jest przystojny i to bardzo. Ale z charakteru? Skończony dupek, kretyn. Jak Teofil może się z nim zadawać? Ciekawe, kim są dla siebie? Nie żeby mnie to jakoś szczególnie interesowało… Bo w ogóle mnie to nie obchodzi.
            -Reputacja zespołu na tym nie ucierpi - z rozmyślań wyrwał mnie głos Doriana.
            -Skoro tak mówisz - wzruszyłem ramionami. - Przy okazji, ufajdaczyłeś sobie kurtkę. Wygląda na krew, ale skoro twierdzisz, iż się nie biłeś, to ja nie wiem skąd się ona wzięła… - rzekłem głosem wypranym z emocji. Chłopak uśmiechnął się ironicznie. - Czyja to krew?
            -Nie przejmuj się - odpowiedział z uśmiechem. - Nie moja. Nie bój się, właścicielowi nie jest już ona potrzebna - chciałem wyciągnąć z niego więcej informacji, ale mój rozmówca został wywołany do tablicy. Nawet nie wiedziałam, które zadanie klasa robiła, a chłopak wykonał je perfekcyjnie. Nie wiem, jak można mieć taką podzielną uwagę… Gdy chłopak powrócił na swoje miejsce, chciałem dokładnie wypytać go o to co się stało. Jednak Dorian najnormalniej w świecie mnie olał, pytania, jakie mu zadawałem. Ciągle gapił się w okno i od czasu do czasu zerkał na mnie. Miałem wrażenie, iż mnie sprawdza.
            Starałem się nie poświęcać uwagi koledze z ławki. Uporczywie wpatrywałem się w tablice. W myślach wyzywałem złotookiego od debili, kretynów, chamów. Do końca lekcji udawaliśmy, iż się nie znamy. Gdy zadzwonił dzwonek jako pierwszy wybiegłem z sali kierując do szatni. Przyszedł czas na w-f. Szybko się przebrałem i usiadłem na ławce. Byłem tak pogrążony w myślach, że nie zauważyłem, gdy uczniowie zaczęli pojawiać się w pomieszczeniu. Nadal zastanawiałem się, czemu Dorian jest ubabrany krwią. Jeszcze mówił to z takim spokojem, znużeniem. Jakby bójka i morderstwo (bo jak inaczej wyjaśnić jego ostatnie słowa?) były dla niego normalną rzeczą, codziennością. Po cholerę myślisz o nim jak o zabójcy? Skarciłem sam siebie. Gadał tak, aby cię wkurzyć. Pewnie ma jakiś konflikt z gangiem, czy Bóg wie czym. No i oberwał…
            -Wohoo.. Ziemia do Kaitha - z rozmyślań wyrwał mnie głos Josha. Chłopak machał mi ręką przed oczyma. - Co się stało, że tak wyleciałeś z klasy?
            -A co miało się stać? - powiedziałem głosem wypranym z emocji. Chłopak spojrzał na mnie ze zmarszczonymi brwiami. Chyba nie bardzo mi wierzył. Po chwili doszła do nas reszta przyjaciół. Brunet przywołał na swoją twarz zwyczajowy uśmiech. Zaczęli rozmawiać o dziewczynach, a ja spojrzałem w okno. Dopiero teraz spostrzegłem, iż przy szybie stał Dorian. Złotooki wpatrywał się w jakiś punkt ze zmarszczonymi brwiami. Był zdenerwowany. Usta ścisnął w cienką linię, a dłońmi mocno ściskał bluzkę, którą miał ubrać. Stał w samych spodniach, przez co mogłem zobaczyć jego klatkę piersiową. Chłopak był dobrze zbudowany, a jego skórę pokrywały drobne włosy. Nie był jakoś specjalnie napakowany, ale widoczne były mięśnie. Moją uwagę przykuło dziwne znamię na jego obojczyku. Miałem wrażenie, iż gdzieś wcześniej widziałem je… W pewnej chwili Dorian gwałtownie się odwrócił i opuścił pomieszczenie, w między czasie zakładając koszulkę. Zmarszczyłem brwi. Czemu tak nagle wybiegł? Zdziwiony podszedłem do okna. Nie zauważyłem niczego, co mogłoby się wydawać podejrzane… Po chwili moją uwagę przykuła pewna osoba. Nie wyglądała na jakąś szczególnie niebezpieczną. Wyróżniała się z tłumu poprzez długi, czarny płaszcz i założony na głowę kaptur. Czyżby to ona była powodem dziwnego zachowania gitarzysty? Chciałem pobiec za Dorianem, ale w tamtym momencie zadzwonił dzwonek ogłaszając rozpoczęcie lekcji.
            Opuściliśmy szatnię, po czym stanęliśmy przed salą gimnastyczną. Nauczyciel, właściwie to „trener”, przyszedł do sali kilkanaście minut później. Gdy weszliśmy do pomieszczenia, zauważyłem, iż Doriana dalej  nie ma. Prychnąłem pod nosem, bo znowu pomyślałem, że uciekł. Cholera! Czemu ja ciągle o nim myślę!? Miałem dosyć tego, iż chłopak ciągle siedzi w moich myślach. Gdyby nie osoby przebywające na sali razem ze mną, podbiegłbym do ściany i zaczął w nią walić głową. Może to by mnie otrzeźwiło oraz wybiło mi z głowy Doriana. Jeszcze raz pomyślę o nim, a sobie coś zrobię! Czemu muszę zaprzątać głowę tym dupkiem? No i znowu!
            -Stańcie na białej linii - rzekł trener głosem nieznoszącym sprzeciwu. Nauczyciel nie zdążył dodać nic więcej, gdy drzwi do sali sie otworzyły. Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę i ujrzeli Doriana, który pewnym krokiem szedł w naszą stronę.
- Na pierwsze zajęcia się spóźniasz? - rzucił z pretensjami nauczyciel.
            -Przepraszam. - odpowiedział cicho - Ale miałem pewne, ważne spotkanie. - spojrzał nauczycielowi prosto w oczy. Miałem wrażenie, że jego wzrok był przesiąkniętym jakimś niemym wyzwaniem. Nauczyciel zmarszczył brwi po czym kazał stanąć chłopakowi w szeregu. Następnie mężczyzna sprawdził obecność. Zastanawiałem się, czemu Dorian rzucał takie dziwne spojrzenia naszemu trenerowi. Przecież to jego pierwsza lekcja! A on patrzył na niego, jakby bardzo dobrze go znał. Chociaż o mnie też mało wie, a nie lubi…
            -Panie Newson - usłyszałem głos nauczyciela. Trener nigdy za mną nie przepadał, z niewiadomych przyczyn i musiałem się z tym pogodzić. - Ile razy mam powtarzać, że biżuterię zostawiamy w szatni - specjalnie podkreślił słowo „biżuteria”, aby mnie zdenerwować. W odpowiedzi wzruszyłem ramionami. Już miałem wychodzić, gdy zauważyłem, że na palcach Doriana również znajdują się pierścienie.
            -Dlaczego jemu pan nie karze zdjąć „błyskotek”? - zapytałem trochę wrednie. Dorian spojrzał na mnie wściekle. Co miałem poradzić na to, iż nienawidziłem rozstawać się z moimi skarbami?
            -Oboje, marsz mi do szatni! - zarządził nauczyciel. Dorian spojrzał na niego najpierw zdziwiony, a potem wściekły. - Ruszać się - w milczeniu odwróciłem się na pięcie i wyszedłem z sali. Gdy byłem już we wskazanym pomieszczeniu, usłyszałem głośne zamknięcie drzwi. Wiedziałem, że to Dorian, więc się nawet nie odwróciłem. Nagle zostałem popchnięty w stronę ściany. Napastnik odwrócił mnie w swoją stronę. Byłem przerażony, jednak uczucie to zostało zmienione na zdziwienie, gdy ujrzałem Doriana. Chłopak przycisnął mnie do ściany, nachylając nade mną. Jego twarz znajdowała się bardzo blisko mojej, oczy były czerwone jak krew. Patrzyliśmy sobie w „zwierciadła dusz”. Do moich nozdrzy doszedł jego zapach, a pachniał obłędnie. Czułem się jakbym był pod wpływem jakiegoś narkotyku
            -I co? Zadowolony jesteś? - wysyczał wściekły. Jego słowa przywróciły mi trzeźwość umysłu.
            -Nawet nie wiesz, jak bardzo - odrzekłem zadziornie. Dorian zmrużył oczy i zwilżył wargi językiem. Mimo okoliczności, ten gest wydawał mi się bardzo podniecający. Kurwa, o czym ty myślisz? skarciłem sam siebie. Chłopak przybliżył swoją twarz do mojej o kilka centymetrów. Czułem jego oddech na swoim policzku, wzmocnił uścisk na mojej koszulce No pięknie. Albo mnie zgwałci, albo pobije. O czym ja do cholery myślę? Jakie zgwałci? Najwyżej rzuci się na mnie z pięściami. Ale nie pozostanę bierny! Przecież Sebastian uczył mnie samoobrony. Seba… Mój oddech przyśpieszył. Tłumaczyłem to sobie wspomnieniem o ukochanym. Dorian zluźnił uścisk i spojrzał na mnie z dziwnym wyrazem twarzy. Nie mogłem nic z niej odczytać. Jego oczy na powrót przyjęły złotą barwę, odsunął się ode mnie.
            -Zapomnij o tym - rzucił cicho - To nie tak miało wyglądać. Po prostu wybacz, poniosło mnie. - Rzekł, a w jego głosie słyszałem skruchę? Dorian zdjął swoją biżuterię i schował do plecaka. Spojrzał uważnie na jeden pierścień, po czym schował go do kieszeni spodni. Chyba myślał, iż tego nie zauważę. Następnie opuścił pomieszczenie.
            Stałem przy ścianie nie rozumiejąc jego zachowania. Dlaczego się zdenerwował? Czemu się tak zachował? Co chciał mi zrobić? On mnie przeprosił? Kazał zapomnieć? Jakby to było łatwe. Czemu wziął ze sobą pierścień? Myślał, że tego nie zauważę? Ma dla niego aż taką wartość? Jednak najbardziej ciekawiło mnie, o co chodzi z tymi oczami. Dlaczego zmieniły swoją barwę ze złotej na czerwoną i odwrotnie? Nie znałem odpowiedzi na te pytania. Będę musiał pogodzić się z tym, iż nigdy ich nie poznam. Westchnąłem cichutko. W końcu to Dorian… Potrząsnąłem głową, zdjąłem swoje skarby i opuściłem szatnie.
           
            Tego dnia nie rozmawialiśmy o tym, co miało miejsce wcześniej. Nie rozmawialiśmy ze sobą więcej, niż było to potrzebne. Na angielskim pracowaliśmy w parach i o dziwo nie kłóciliśmy się. Muszę przyznać, iż jako partner jest nawet znośny, jeżeli oczywiście nie rzuca kąśliwych uwag. Może projekt z biologii nie będzie wielką klęską?
            Gdy zabrzmiał dzwonek ogłaszający koniec zajęć na dziś, z Dorianem wstaliśmy równocześnie (cóż za synchronizacja) i opuściliśmy pomieszczenie. Razem szliśmy przez korytarz w stronę sali muzycznej. Oczywiście, żaden z nas się nie odezwał.
            Koledzy zaniepokoili się, gdy zobaczyli, w jakim stanie przyszedł Dorian. Lecz złotooki ich wyśmiał. Zauważyłem, że siniak pod okiem jest prawie niewidoczny, a po rance na wardze nie ma śladu. Jakim cudem rany zagoiły się tak szybko? Damon wymusił na nim obietnicę, iż nigdy więcej nie przyjdzie na próbę w takim stanie. Po nadmiernym przejmowaniu się Dorianem (oczywiście ja milczałem), Damon zarządził koniec przerwy. Próba przebiegła w miarę przyjaznej atmosferze. Z gitarzystą prowadzącym rozmawiałem wyłącznie o muzyce, lider przekazał mu nuty. Oczywiście nowy nie byłby sobą, gdyby nie zaproponował kilka ulepszeń. Niestety musiałem przyznać, iż jego uwagi były trafne. Przegraliśmy kilka utworów.
            -Ettoo… Napisałem tekst do tej piosenki - wyznałem w pewnej chwili. Wyciągnąłem swój zeszyt z tekstami, otworzyłem na odpowiedniej stronie i podałem liderowi.
            -Zaśpiewaj to. - rzekł Damon głosem nieznoszącym sprzeciwu. No tak tekst był zapisany hiraganą, nawet przeczytać tego nie umiał. Kiwnąłem głową spoglądając niepewnie na Doriana. W końcu potrzebowałem melodii. Chłopak uśmiechnął się w dziwny sposób.
            -No, zobaczymy co wymyśliłeś. - rzekł wyzywająco. Zmarszczyłem brwi. Przez cały dzień złotooki był zdenerwowany, ciągle nad czymś myślał, no i jeszcze to dziwne zachowanie w szatni… Natomiast, gdy miałem zaśpiewać swój tekst, on zaczął się szczerzyć. Mogło to oznaczać tylko jedno… On chciał mnie pogrążyć, ośmieszyć przed kolegami. Jaki debil, kretyn, cham, baka! Ale ja się nie dam. Nie dam mu tej satysfakcji.
            Dorian chwycił za gitarę i zasiadł na ławce. Zająłem miejsce naprzeciwko niego. Kiwnąłem mu głową, tym samym dając znać, iż może grać. Chłopak delikatnie szarpnął za struny, po chwili po pomieszczeniu rozniosła się melodia. Jednak tym razem utwór był wzbogacony o mój wokal. Dawałem z siebie wszystko, starałem się wchodzić odpowiednio w dźwięki. Chciałem wypaść jak najlepiej, aby udowodnić temu idiocie, że coś potrafię. W połowie piosenki podniosłem wzrok na gitarzystę. Moje oczy napotkały złote tęczówki intensywnie wpatrujące się we mnie. Resztę piosenki patrzyliśmy sobie w zwierciadła duszy. Jego wzrok był łagodny, pierwszy raz widziałem u niego takie spojrzenie. Wpatrując mu się w oczy, czułem się bezpiecznie, nie liczyło się nic oprócz nas i muzyki. W jego złotych tęczówkach zacząłem zauważać czerwone iskierki. Miałem wrażenie, że te dwie barwy tańczyły ze sobą. Jak on to robił, że barwa jego tęczówek się zmieniała? Od czego to zależy? A może mi się wydawało pod wpływem światła? Muszę przyznać, iż kolor czerwony dodawał Dorianowi drapieżności.
Nawet nie zauważyłem, gdy skończyliśmy grać utwór. Przestałem śpiewać, a chwilę później Dorian grać. Jednak nie zmieniliśmy swoich pozycji, wciąż wpatrywaliśmy się w swoje oczy.
Z tego dziwnego stanu wyrwały mnie czyjeś oklaski.
            -Jesteście najlepsi! - krzyknął Oscar. Uśmiechnąłem się w odpowiedzi, a Dorian wzruszył ramionami.
            -Aż tak bardzo drażni cię moje zachowanie? - zapytał rozbawiony złotooki. Zmarszczyłem brwi. O co mu tym razem chodziło? Muszę w końcu zapamiętać, iż Doriana nie sposób zrozumieć. Popatrzyłem na niego oczekując wyjaśnień. - No skoro napisałeś taką piosenkę…
            -Znasz japoński? - zdziwiłem się.
            -Aż takie wrażenie na tobie zrobiłem? - zapytał rozbawiony, a mnie zaczął wkurwiać. Wielki pan myśli, że pozjadał wszystkie rozumy świata.
            -Nie pochlebiaj sobie - rzekłem, starając się zachować spokojny ton głosu. - Piosenka była o kimś innym - skłamałem. W sumie sam nie wiedziałem, o kim pisałem. Nie wiedziałem skąd te uczucia. Jednak w mojej wyobraźni pojawiła się postać Sebastiana. Przez tego dupka nie miałem czasu, aby iść na cmentarz. Debil zaprzątał moje myśli.
            -Czyżby? O kim? - zapytał. Wpatrywał się we mnie morderczym wzrokiem. Spojrzałem na niego zdziwiony. Czym go zdenerwowałem? Przecież nie powiedziałem nic złego. - Może o osobie, która zawsze się o ciebie troszczyła? Która poświęciłaby dla ciebie życie? Która… Która… - zamilkł. Chyba zorientował się, że troszeczkę przesadził. Jednak w ciągu jego przemowy miałem wrażenie, że wie, o kim mówił, znał Sebastiana. Ale to nie możliwe, prawda? Zresztą to jest moje życie, moja osobista sprawa, z kim będę je wiązał.
            -Która, co? No wyduś to z siebie - podniosłem głos wściekły.
            -Zamknij się! - wrzasnął. Resztę zespołu zatkało, patrzyli na nas oniemiali. W mojej głowie panowała pustka. Nie wiedziałem, co myśleć o nagłym wybuchu złości Doriana. Gitarzysta zamknął oczy, biorąc kilka, głębokich oddechów na uspokojenie - Tekst jest ciekawy - zaczął, a ja spojrzałem na niego zdziwiony. - Do refrenu dodałbym chórki. Może po angielsku albo francusku? Myślałeś o tym? - zapytał uprzejmym tonem. A ja stałem zdziwiony jego postawą, niezdolny do udzielenia odpowiedzi. Co to za wahania nastroju? Doriana chyba nigdy nie zrozumiem. Pokręciłem przeczącą głową. - To pomyśl. Ogólnie poćwicz jeszcze, bo w niektórych momentach fałszowałeś - stwierdził spokojnie.
            -Tą piosenkę śpiewałem po raz pierwszy.
            -Wiem - odpowiedział. - I jak na pierwszy raz było bardzo dobrze. - dodał. Chwila, on mnie pochwalił… Patrzyłem na niego zdziwiony. Dorian jest dla mnie miły i mnie chwali? Dobra, kto go podmienił? - A teraz chodź, bo nie chcę dostać pały przez ciebie z biologii - powiedział już normalnym tonem i wyszedł z sali. Jednak nikt go nie podmienił, to ten sam dupek. Uśmiechnąłem się mile połechtany.
           -Dacie radę sami z dodaniem basu, perkusji, drugiej gitary? - zapytałem. Oniemieli koledzy pokiwali głowami. Zacząłem chować swoje rzeczy, nie przestając się uśmiechać. - Ja spadam. Do poniedziałku! - krzyknąłem i opuściłem pomieszczenie.
            Gdy wychodziłem z budynku, ktoś szarpnął mnie za ramię.
            -Kaith, patrz! - usłyszałem głos Alexa. Spojrzałem w danym kierunku. Spostrzegłem Doriana rozmawiającego z… - Murzyn! Jeszcze gada z tym całym Dorianem. Jak myślicie, co to znaczy?
            -Pewnie ma niezły ubaw wysługując się ciemnoskórym - zaśmiał się Dave. - Bo wiecie co murzyn ma białego? - zapytał, a my pokręciliśmy głowami. - Właściciela - dokończył i spojrzał sugestywnie na Doriana.
            -Murzynów powinno się pozabijać - warknął Thomas. - Chodzą ci tacy brudni, czarni. Kurwa w nocy ich nie widzisz!
            -W nocy? - zaśmiał się Dave. - Na przejściu dla pieszych nie zobaczysz. Bo stanie ci pomiędzy białymi kreskami i co? I będzie, kurwa śpiewał „pojawiam się i znikam” - zanucił. Wszyscy się zaśmiali. Tak… Moi przyjaciele są homofobami, jak i rasistami.
            -Tom przesadzasz… - wtrącił Josh. Zaskoczył mnie tym wyznaniem. - To nie jego wina gdzie się urodził i jaki ma kolor skóry…
            -Bronisz tych ciemniaków? - zdziwili się. Westchnąłem cicho. Jednak przyjaciele nie skomentowali więcej ciemnoskórego, na nowo zaczęli się wygłupiać.
            -Ja idę. Muszę z Dorianem zrobić ten projekt - westchnąłem cichutko i pożegnałem się ze znajomymi. Czas poznać Teofila. -Cześć - przywitałem się, gdy podszedłem do nich. - Em, Dorian, powinniśmy się już zbierać - rzekłem. Złotooki spojrzał na mnie przelotnie.
            -Poczekaj. Dokończ, Teo - powiedział szybko wyraźnie zdenerwowany. Ciemnoskóry w odpowiedzi przewrócił oczami.
            -W poniedziałek odbędzie się zebranie - rzekł wzruszając ramionami. - Będą tam wszyscy. Oczywiście, jest to super tajne. Ale nasi ludzie nie mają problemów ze zdobyciem informacji – „nasi ludzie”? Dobra, o co chodzi? Do jakiej organizacji oni należą? Do jakiejś mafii czy co?
            -Skoro będą tam wszyscy, to mnie też nie może zabraknąć - powiedział Dorian z chytrym uśmieszkiem.
            -Chcesz iść tam sam? - zaniepokoił się murzyn. - Oni mogą cię zabić! - krzyknął zmartwiony. O co chodzi? Na jakie zebranie Dorian chce iść? Dlaczego ktoś chciałby go zabić? Nie żebym się martwił o niego, po prostu z natury jestem ciekawskim stworzeniem.
            -O co chodzi? - zapytałem zdziwiony. Mężczyźni spojrzeli na mnie, jakby dopiero teraz sobie przypomnieli o mojej obecności.
            -Kaith, to nie twoja sprawa - rzekł znużonym głosem Dorian.
            -Chwila - wtrącił Teofil. - Ty jesteś Kaith? - upewnił się zdziwiony, a ja skinąłem głową. - Ten Kaith? - spojrzał na Doriana. Złotooki w odpowiedzi wzruszył ramionami z dziwnym uśmieszkiem na twarzy. - Ty chyba nie chcesz… - zaczął zdziwiony. - Wiesz, że on by się na to nie zgodził!
            -Teo, wiem o tym. Póki co, nie biorę tego pod uwagę, ale obawiam się, że będziemy musieli wyruszyć - powiedział, jakby ze smutkiem, żalem, niepewnością w głosie. Przez chwilę miałem wrażenie, iż zerknął na mnie. Teofil przygryzł wargę, ale po chwili uśmiechnął się.
            -Jestem Teofil - wypowiedział radosnym tonem głosu. Wyciągnął rękę. Po chwili uczyniłem ten sam gest. Uścisnęliśmy sobie dłonie. Chciałem się przedstawić, ale chłopak mnie uprzedził. - Nie przejmuj się. Tego gościa - wskazał głową Doriana. - Nigdy nie zrozumiesz. Jest chamski, wredny, wkurwiający, niemiły, opryskliwy, czepiający się wszystkiego. Dosłownie, skarci Cię, że dzisiaj masz złą fryzurę! Czasami masz go dosyć. Tak zmienia swój nastrój. Nigdy nie wiesz czy lepiej się odezwać czy nie. A jaki wymagający jest! - wymieniał cechy charakteru Doriana. Patrzyłem zdziwiony na rozmówcę. Zdziwiło mnie podejście Teofila, wydawał się miły, radosny. Nie to, co Dorian. Doskonale poznałem złotookiego z tych cech, o których mówił murzyn. Nie rozumiałem, dlaczego chłopak się z nim kolegował.
            -Teo - syknął ostrzegawczo Dorian.
            -Ale w gruncie rzeczy jest miły. Naprawdę, możesz na niego liczyć w każdej sytuacji. Pomoże ci, no może bez specjalnego entuzjazmu. Bo u niego naprawdę mało rzeczy wywołuje pozytywny nastrój. Ale jest przyjacielski… na ogół  - dokończył swoją wypowiedź uśmiechnięty.
            -Teo! - krzyknął zły. - Jeżeli skończyłeś gadać te bzdury, to powiedz mi gdzie się to zebranie ma odbyć.
            -Ty chyba nie chcesz tam iść? - upewnił się, a Dorian spojrzał na niego ze zmarszczonymi brwiami. - Nie możesz! - wykrzyknął.
            -Jak to nie mogę? - prychnął w odpowiedzi. - To ja tu wydaję rozkazy. Nie mam zamiaru, aby ktokolwiek z was tak bardzo ryzykował. Obiecałem, iż będę o was dbał, i że postaram się nie dopuścić do wyprawy - powiedział zdenerwowanym, ale wyniosłym tonem. - I zamierzam dotrzymać danego słowa.
            -Obiecałeś też dbać o pewną osobę, pamiętasz? - warknął wściekły. Czy mi się wydawało, czy panowie zerknęli na mnie ukradkiem? - I na tej obietnicy JEMU - podkreślił słowo. - Zależało najbardziej!
            -Dotrzymam ją - westchnął. - Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z moim planem. - zaczął, ale przerwał mu ciemnoskóry.
            -A jeżeli coś się nie uda? - powiedział z wyrzutem. - Nie chcę tracić kolejnego przywódcę - rzekł ze smutkiem oraz  żalem w głosie. - Zresztą twój poprzednik nie chciałby, abyś nas opuszczał. Wiesz przecież, dlaczego umarł.
            -Tak i wiem przez kogo - wysyczał wściekle.
            -Nie mów tak - przerwał mu błyskawicznie Teofil. - Wiesz, że to nie jego wina - przybliżył się do Doriana. - Posłuchaj. Nie możesz iść sam. Oboje wiemy, iż niektórzy Cię nie tolerują, tak jak i mnie - zaczął tłumaczyć spokojnie. - Weźmiesz kilku ludzi. Dosłownie trzech, czterech, w tym mnie. I razem pójdziemy.
            -Zastanowię się - powiedział Dorian znużonym głosem. - Teraz lepiej idź i powiedz naszym ludziom żeby się szykowali.
            -Jasne - uśmiechnął się. - Mam nadzieję, że wiesz co robisz - dodał szeptem. - Na razie młody - powiedział, gdy przechodził koło mnie i poczochrał moje włosy.
            -Pa - odpowiedziałem niepewnie. Z rozmowy Doriana i Teofila nie zrozumiałem nic. Nie wiedziałem, o co im chodzi, ale miałem wielką ochotę poznać te sekrety. Jasna cholera! Czemu jestem taki ciekawski… Będę musiał wypytać Doriana. Chociaż i tak pewnie nie będzie chciał mi odpowiedzieć. W milczeniu ruszyliśmy w stronę domu.

           -No wreszcie jesteś. Obiad ci wystygnie - do naszych uszu doszedł głos Mirian. Uśmiechnąłem się pod nosem, Dorianowi pewnie też wepchnie posiłek. Po zdjęciu obuwia oraz odzieży wierzchniej, nakazałem chłopakowi udać się za mną. Kuchnię wypełniał zapach pieczonego kurczaka.
            -Cześć Mirian - przywitałem się z kobietą. Gosposia odwróciła się.
            -Eh… Co tak późno dzisiaj? - powiedziała z wyrzutem. - O przyprowadziłeś kolegę? Jak miło. Umyjcie ręce, zaraz dostaniecie jedzenie - dodała.
            -Właściwie, to nie jesteśmy głodni… - zauważyłem. - Musimy zacząć projekt z biologii, a on nam dużo czasu zajmie.
            -Kaith - ofuknęła mnie kobieta. - Jak na przykładnego gospodarza przystało, poczęstujesz chłopaka obiadem. Jeżeli późno skończycie to Bob podwiezie go do domu.
            -Ale Bob zawozi rodziców - wtrąciłem.
            -To może spać u nas. Nie widzę problemu, mamy przecież pokój gościnny - rzekła kobieta z pełnym przekonaniem. Z góry byłem na straconej pozycji.
            -Nie, ja sam wrócę - wtrącił Dorian. - Nie chcę robić kłopotów, za obiad też podziękuję - dodał. Może jednak uda mi się z nią wygrać?
            -To żaden kłopot chłopcze - uśmiechnęła się Mirian. – Zadecydowałam, zostajesz na noc. A teraz myć ręce.
            A jednak nie. Jej się nie da przegadać. W ciszy wykonaliśmy polecenie i zasiedliśmy do stołu. Przed nami wylądowały talerze z teriyaki z kurczaka i z ryżem. Mirian podała każdemu parę pałeczek. - Może wolisz sztućce, chłopcze? - zapytała po chwili.
            -Mogą być pałeczki - odpowiedział spokojnie. Po cichym „smacznego” w spokoju zjedliśmy obiad.
            -Salon jest wolny? - zapytałem gosposię, gdy zjedliśmy posiłek.
            -Twoi rodzice mają jakieś ważne spotkanie. Dlatego też dzisiaj japońskie jedzenie. Twoja mama założyła nawet kimono - odpowiedziała. Oj to musiało być ważne spotkanie. Moja rodzicielka zakładała ten tradycyjny strój tylko wtedy, gdy było to koniecznością.
            -A biblioteka? - zapytałem z nadzieją. Kobieta znowu westchnęła i pokręciła głową.
            -Twoja siostra uczy się z koleżanką - wyjaśniła, a ja prychnąłem. Ta, na pewno się uczy. Akurat dzisiaj, gdy ja potrzebuję tego pomieszczenia.
            -Na pewno się uczą… - powiedziałem pod nosem z pretensjami. Jak ja tej żmii nie lubię. - Choć, musimy wybrać książki.
            Razem z moim nowym „kolegą” ruszyliśmy w stronę biblioteki. Gdy weszliśmy do pomieszczenia, usłyszeliśmy głośne śmiechy. No tak dziewczęta się „uczą”. Pokręciłem z niesmakiem głową i poprowadziłem Doriana w stronę odpowiednich regałów. W ciszy wybraliśmy odpowiednie książki. Chłopak nie sprzeciwiał się moim wyborom a i sam nie leniuchował, przeglądając zbiory mojego ojca. Zebraliśmy z siedem ksiąg, gdy zauważyłem, iż jednej nie ma. Zmarszczyłem brwi i zacząłem przeglądać regały. Dorian podniósł brwi i spojrzał na mnie zdziwiony, gdy przekopywałem każdy zakątek. Po kilku minutach stwierdziłem, że mojej zguby nie ma. Z westchnieniem podążyłem do komputera, by sprawdzić, gdzie znajdę ów przedmiot. Znowu będę narażony na spotkanie z moją „kochaną siostrzyczką”. Gdy wyłoniłem się zza regałów, dziewczyny chichotały i obgadywały „cudnego Marka i jego głupią dziewczynę”. Aż mi niedobrze na samą myśl. Zamiast pracować to one obrabiają swoim „przyjaciołom” dupę. No a potem się matka dziwi, czemu Jessica ma takie „wspaniałe” oceny. Uhh.. Jest taką irytującą osobą. Nagle zatrzymałem się w połowie kroku i zerknąłem na pannę Newson. Przecież dziewczyna robi dokładnie tak samo, jak ja z kumplami. Jasnym jest, że gdyby na miejscu Doriana był Josh, Thomas czy Alex, naukę zaczęlibyśmy od kilku piw. Jakim ja jestem hipokrytą! Naprawdę jestem aż tak podobny do tej żmii?
            Patrzyłem na nią z szeroko otwartymi oczami. Dziewczyna, gdy wyczuła na sobie spojrzenie, odwróciła wzrok w moją stronę.
            -A ty co? Ducha zobaczyłeś? - zażartowała. W odpowiedzi prychnąłem i dopiero teraz zobaczyłem, co dziewczyna trzymała w dłoniach.
            -Po co ci ta książka? - zapytałem, wskazując na ów przedmiot. Jessica niewinnie zatrzepotała rzęsami, wzruszając ramionami.
            -Wiesz idealnie nadaje się na podkładkę… - zaczęła z niewinnym uśmieszkiem. - Chyba nie jest ci potrzebna prawda?
            -Jess… - wysyczałem. - Przecież i tak nic nie robicie tylko się śmiejecie. Oddaj mi ją i najlepiej opuść bibliotekę. Bo ja, w przeciwieństwie do ciebie, zamierzam się uczyć.
            -A my co innego robimy? - zapytała jadowicie, podchodząc do mnie. - Słuchaj, zrobimy tak. Dam ci tą głupią książkę, zostawisz nas same i pozwolisz nam się uczyć. A ja jutro nie będę przeszkadzała podczas twojej imprezy, nie nakabluję rodzicom. A nawet opuszczę dom, powiedzmy do dwudziestej czwartej - masz chatę wolną. W zamian będziesz musiał spełnić moją jedną zachciankę. Jeszcze nie wiem, co to będzie…
            -Słucham?  - zapytałem z niedowierzaniem. No jak ta szuja będzie mną dyrygować? - Ty mnie… szantażujesz? - prychnąłem. - Po pierwsze, książkę zabieram. Po drugie wypierdalacie z biblioteki. Po trzecie nie powiesz rodzicom o imprezie i ja przemilczę wiadomości o twoich wypadach. I na koniec nie obchodzi mnie, co jutro będziesz robić, jak dla mnie możesz się pieprzyć na plaży. O ile nie będziesz mi przeszkadzała, ja będę miał w dupie to, co robisz.
            Dziewczyna mocno ścisnęła powieki i dłonie. Wzięła dwa oddechy i spojrzała na mnie zabójczym wzrokiem. Chyba troszeczkę ją wkurwiłem swoją przemową. Jessica kątem oka spojrzała na milczącego Doriana, który przyglądał się z zaciekawieniem naszej rozmowie.
            -No tak - prychnęła. Zbliżyła się do mnie i wyszeptała na ucho, tak bym tylko ja ją usłyszał. - W bibliotece jeszcze się nie seksiłeś.
            Moją twarz oblała czerwień. Chwyciłem dziewczynę za ramiona i odepchnąłem od siebie. Gdzieś w dali usłyszałem ciche parsknięcie Doriana, który jak zwykle słyszał to, czego nie powinien. Jednak całą swoją uwagę skupiłem na siostrze.
            -Nie masz prawa tak mówić - wysyczałem. Jak na komendę zaczęliśmy się kłócić. Niby nic nowego, w końcu zawsze się kłóciliśmy, ale nie chciałem, aby tego wszystkiego był świadkiem Dorian… Po kilku minutach zażartej „dyskusji”, postanowiliśmy pójść na kompromis. Mianowicie, ja dostanę książkę i spełnię jej jedną zachciankę, a ona ma bibliotekę dla siebie, nie będzie mi przeszkadzała jutro no i nigdy więcej nie poruszy tematów łóżkowych. W końcu te tematy nadal są dla mnie dość… bolesne.

            Wieczór spędziłem dość miło z Dorianem, na pracy nad projektem. Nie wyzywaliśmy się i tymczasowo zawiesiliśmy broń. Dość ciekawe prowadziliśmy dyskusje i śmiało mogłem powiedzieć, że złotooki wcale nie jest milczkiem. Rzeczywiście był raczej osobą skrytą, po dłuższej obserwacji mogłem spokojnie stwierdzić, że skrywa przed światem jakiś sekret. No i do tego był świetnym partnerem… W sensie, że do projektu. Bo czasami wpadał na naprawdę dobre pomysły… Czas tak szybko leciał, że nie zauważyłem, kiedy nastał wieczór. Dodatkowo pracę skończyliśmy w nadzwyczaj szybkim tempie. Nawet nie spostrzegłem, gdy skończyliśmy i zaczęliśmy prowadzić spokojną, niezobowiązującą rozmowę na temat muzyki.
            -Kaith, Jessica! - rozległ się w pewnej chwili głos mojego ojca. - Razem z mamą wyjeżdżamy.
            -Dobrze! - odkrzyknęliśmy równocześnie z różnych części domu. Naprawdę zadziwiające jest to, jak dźwięki potrafią się rozchodzić w tej posiadłości…
            -Nie sprawiajcie za dużo kłopotów Mirian - dodała mama. - No i nie roznieście domu - zaśmiała się, po czym usłyszałem trzask drzwi. Razem z Dorianem powróciliśmy do rozmowy, lecz znów nam ktoś przeszkodził. Tym kimś okazała się moja gosposia, która przyniosła nam posiłek. Po krótkim poinformowaniu nas, o przygotowanym pokoju gościnnym dla złotookiego, opuściła mój pokój. Razem z chłopakiem zajęliśmy się spożywaniem posiłku. Nastała cisza, podczas której zacząłem rozmyślać o dzisiejszych, dziwnych  wydarzeniach.
            -Um. Długo się znacie z Teofilem? - zapytałem z ciekawości.
            -Od jakiegoś czasu - odpowiedział marszcząc brwi. Na moją twarz wpłynął delikatny uśmiech. Chłopak wreszcie odpowiedział na jakieś moje pytanie, a to już było pewnym sukcesem.
            -Wspominaliście o jakiejś grupie - zacząłem niepewnie nie wiedząc jakiej reakcji mogę się spodziewać… Dorian spojrzał na mnie spod byka.
            -O co ci chodzi? - warknął. - To jakieś przesłuchanie czy jak?
            -Nie, oczywiście, że nie - zaprzeczyłem prędko. - Po prostu, ciekawy jestem…
            -Posłuchaj mnie Newson - rzekł siląc się na spokojny ton głosu. - Popołudnie i wieczór były miłe. Więc proszę nie psuj atmosfery przez swoją wkurwiającą ciekawość!
            Skinąłem głową. Cóż skoro nie chciał mówić, to trudno. Nastała dokuczliwa cisza, która chyba przeszkadzała nam obu. Dorian również to zauważył, więc zaczął coś na neutralny temat. Rozmawialiśmy do późna, w sumie o niczym. Oczywiście nie bylibyśmy sobą gdyby nie padło kilka-set docinek. Ale mogę powiedzieć, że nasze relacje choć trochę się poprawiły. Chociaż nadal go nie lubię…

            Obudziłem się około trzeciej w nocy zlany potem. Miałem nadzieję, że koszmary odeszły w zapomnienie, ale jednak byłem w błędzie. Nowinką było to, iż tym razem oprócz Sebastiana, był też Dorian. I oni się… całowali, a potem nastały ciemności, które ich pochłonęły. Natomiast ja nie mogłem nic zrobić. Potrząsnąłem głową, by odgonić te myśli od siebie. Kompletnie nic, nie rozumiałem z tego snu, ale czułem, że coś się wydarzy, coś złego. Westchnąłem cicho i udałem się do łazienki. Przechodząc obok pokoju gościnnego, zatrzymałem się. Spojrzałem zdziwiony na uchylone drzwi, lekko je pchnąłem. Moją uwagę zwróciło łóżko, nietknięte. Jakby mój gość w ogóle z niego nie korzystał. Zmarszczyłem brwi, a w moje ciało uderzył podmuch zimnego wiatru. Przeniosłem wzrok na… otwarte na oścież okno. W pokoju było bardzo zimno, ale kto co lubi. Podejrzewałem, że gościa spotkam w toalecie. Ruszyłem w stronę tego pomieszczenia i zapukałem. Odpowiedziała mi cisza, nacisnąłem na klamkę i drzwi ustąpiły. Łazienka była pusta… Zmarszczyłem brwi, nie mając pojęcia, gdzie przebywa mój gość. Po chwili wzruszyłem ramionami dochodząc do wniosku, że to nie moja sprawa…

            Do południa mało rozmawiałem z Dorianem. Najczęściej mówiliśmy o projekcie i wnosiliśmy poprawki. Zauważyłem, że złotookiemu pogorszył się humor, nie wiem czym było to spowodowane. Zresztą nie moja sprawa… Z chłopakiem było, jak z kobietą w ciąży, nigdy nie wiesz jak się zachowa. Teofil miał stu procentową rację.
            Po obiedzie rozdzwonił się dzwonek do drzwi, ogłaszając przybycie gości. Z westchnieniem wstałem z okupowanej kanapy w salonie i ruszyłem otworzyć drzwi. Zostawiłem Doriana samego w salonie, mając nadzieję, iż nic nie zwędzi.
            -Kaith! - usłyszałem głośny pisk i chwilę później mój gość rzucił się na mnie. - Jak ja się za tobą stęskniłam! - uśmiechnąłem się rozbawiony i objąłem przyjaciółkę w pasie.
            -Dagmara, zaraz się przewrócę - zachichotałem. Dziewczyna uśmiechnęła się figlarnie i pocałowała mnie w policzek. Następnie odkleiła ode mnie i zaczęła zdejmować swoje glany. Ogólnie dziewczyna preferowała stroje typu gothic. Nie zdziwiły mnie więc jej czarne zakolanówki, falbaniasta spódnica oraz czarno-fioletowy gorset. Czarne, lekko falowane włosy sięgały jej do pasa, a fioletowe soczewki dodawały charakteru. Gdyby nie moja orientacja, już dawno bym się w niej zakochał. Jednak w obecnej sytuacji jesteśmy bardzo dobrymi przyjaciółmi.
            -Cześć - przywitał się cicho Igor. Tak, ten sam Igor, którego kilka dni wcześniej wyśmiewali chłopaki. Jest on bratem Dagi, raczej milczącym, jednak nigdy nieuciekający od problemów. Potrafił stawić im czoła, tak jak ostatnio w pubie. Rodzeństwo było dość charakterystyczne z wyglądu, jednak z charakteru różnili się niczym woda i ogień. Aczkolwiek, gdy się ich lepiej pozna, można zauważyć podobieństwa. Nigdy nie widziałem, aby się kłócili, zawsze stawali w swojej obronie. Chociaż zazwyczaj Daga chroniła Igora, bo to z niego ludzie się śmiali, a ją… podziwiali. Z dziewczyną znam się od kilku dobrych lat, a Igora poznałem kilka miesięcy temu. Oboje pochodzą z Polski, jednak przez rozwód rodziców zostali rozdzieleni.
            -Jak ja się za tobą stęskniłam! - zawołała ponownie obejmując mnie.
            -Nie trzeba było wyjeżdżać na to zadupie – parsknąłem, za co dostałem kuksańca w bok.
            -Polska wcale nie jest zadupiem! - wypięła dumnie pierś. Przewróciłem oczami, za co dziewczyna chciała mnie uderzyć w głowę, jednak ja w porę się schyliłem. Tym razem w trójkę parsknęliśmy śmiechem. Swoich gości zaprowadziłem do salonu, gdzie przedstawiłem im Doriana. Dagmarze, na jego widok, oczy zabłysnęły. Zdegustowany pokręciłem głową i ruszyłem w stronę kuchni, w celu przyniesienia napoju.
            -Skąd go znasz? - usłyszałem ciekawskie pytanie Dagi. Dziewczyna uważnie śledziła moje ruchy.
            -Gdybyś nie siedziała na wsi - zmrużyła groźnie oczy. - To byś wiedziała, że jest on nowym uczniem naszej klasy.
            -Szybko ci poszło… Tak od razu wziąć go do siebie… - mrugnęła.
            -Ehh… To nie tak - zacząłem. - Nadepnęliśmy babie od biologii na odcisk i musimy zrobić projekt. Dobrze wiesz, co czuję i do kogo… - westchnąłem. Dagmara spojrzała na mnie ze współczuciem i przytuliła w milczeniu. Jako jedyna wiedziała o mojej orientacji, wiedziała o Sebastianie. Zawsze mnie wspierała, nigdy nie wyśmiała i to ona była moim oparciem po jego śmierci. Oczywiście miałem rodzinę, której do dzisiaj jestem wdzięczny za zachowanie. Jednak ona mnie najlepiej rozumiała. Trwaliśmy tak przez chwilę w ciszy. Dziewczyna odsunęła się ode mnie i uśmiechnęła, następnie skierowała kroki do wyjścia.
            -Chcę, abyś był szczęśliwy - zaczęła przy drzwiach. - A do niego - kiwnęła w stronę salonu, mając na myśli Doriana. - Pasujesz - zakończyła uśmiechając się. Moją twarz oblał czerwony rumieniec, wykwitł grymas złości. JA nigdy nie będę pasował do tego dupka! Może i był milszy, co nie zmienia faktu, że go nie lubię. Samoistnie moja ręka powędrowała poszukując jakiegoś przedmiotu, którym mógłbym w nią rzucić. Dagmara zaśmiała się i szybko opuściła pomieszczenie, pozostawiając mnie samego z natłokiem myśli. Nie lubiłem Doriana, co nie zmieniało faktu, iż był przystojny. Jednak jego zachowanie mówiło samo za siebie, był debilem. Czasami może miłym, ale no właśnie, nigdy nie wiesz na co masz się szykować. To jest niemożliwe abym pasował do takiego gbura. Potrząsnąłem głową, nalałem soku do czterech szklanek i ruszyłem do salonu. Swoich gości zastałem rozmawiających, rodzeństwo dość szybko polubiło się z Dorianem. Miałem wrażenie, że chłopak w ich towarzystwie zachowywał się inaczej. Był spięty, ale nie dawał po sobie tego poznać, starał się być miły, jednak coś mi się nie podobało w jego zachowaniu. Najgorsze było to, iż tylko w stosunku do mnie był wredny…
            Mijały kolejne godziny, podczas których szykowaliśmy dom na imprezę. Przy tym dużo rozmawialiśmy i śmialiśmy się, nawet złotooki troszeczkę się rozluźnił. Około szesnastej zaczęli przybywać pierwsi goście. Czas mijał szybko, przyjaciele, znajomi, znajomi znajomych i cała reszta śmiała się okupując barek z alkoholem. Niektórzy tańczyli. Uśmiechnąłem się lekko popijając tyskie. Impreza zaczęła się rozkręcać, zresztą moje domówki były powszechnie lubiane i uważane za najlepsze.
            -Zatańczymy? - usłyszałem pewne wątpliwości pytanie. Spojrzałem na zarumienioną Caroline i westchnąłem w duchu. Posłałem jej mały uśmiech, rozglądając po sali, by znaleźć koło ratunkowe. Moje spojrzenie padło na przyglądającemu się mnie Doriana.
            -Z chęcią… - zacząłem. - Ale muszę porozmawiać z Dorianem - Caroline spojrzała na mnie zawiedziona - Wiesz musimy porozmawiać o… muzyce. Ale obiecuję, że później zatańczymy.
            Dziewczyna ożywiła się troszeczkę, a ja jęknąłem w duchu. Nie miałem zamiaru spełnić tej obietnicy. Szybkim krokiem ruszyłem w stronę Doriana.
            -I jak, nadal sądzisz, że ta dzieciarnia nie nadaje się na twoje towarzystwo? - prychnął patrząc mi w oczy. Mogłem bezkarnie zatopić się w tych złotych tęczówkach.
            -Oczywiście, że nadal tak uważam, w końcu impreza zorganizowana przez ciebie… - zmrużył oczy. - Czego mógłbym się innego spodziewać?
            -Och, czyżby? - udałem zdziwienie. - W takim razie wiesz gdzie są drzwi… - uśmiechnąłem się słodko. Kątem oka zauważyłem Dagę, która na nas patrzyła zaciekawiona. W jej oczach dostrzegłem dziwny, niebezpieczny blask. Dokładnie taki sam, jak ten, gdy widziała mnie i Sebastiana razem…
            -Żebyście mogli zniszczyć nie tyle sam dom, co również całe miasto? - uśmiechnął się kpiąco. - Wybacz, ale wolę to zobaczyć na żywo niż dowiadywać się o tym z mediów.
            Pokręciłem głową lekko roześmiany i bez słowa ruszyłem do kuchni. W pomieszczeniu tym znalazłem Josha. Chłopak siedział przy stola z głową opartą na dłoniach.
            -Co jest?
            -Nic… - westchnął. - Tylko Calia żyć mi nie daje.  - Poklepałem chłopaka po plecach, by pokazać mu, iż go wspieram.
            -Piwa? - zapytałem, a Josh gorliwie pokiwał głową. Podałem mu Stronga, sam zaś  otworzyłem swoje Tyskie. Przyjaciel opróżnił butelkę w kilka łyków.
            -Ej, macie… - wpadł do kuchni Alex. - Butelka! Chodźcie zagramy! - krzyknął wyrywając ów przedmiot z rąk Josha, po czym wybiegł z pokoju. Spojrzałem na Josha w tym samym momencie, co on na mnie i razem parsknęliśmy śmiechem. Po chwili roześmiani ruszyliśmy za Alexem.

            Gra w butelkę odbywała się w radosnej atmosferze. Jako, że nikt nie lubił zadawać pytań, graliśmy tylko na zadania. A trzeba przyznać, że pomysły przychodziły nam do głowy bardzo dziwne. Na przykład Alex musiał wypić wodę z… toalety, co o dziwo uczynił. Josh miał „obmacać” Dagmarę, co z chęcią by uczynił, gdyby nie powstrzymał go morderczy wzrok Calii. Chłopak musiał pozbyć się górnej części odzieży. Oczywiście graliśmy na rozbieranego, przez co niektórzy, na przykład Thomas, siedzieli już w samej bieliźnie. Po pewnym czasie butelka powróciła do Alexa i chłopak zakręcił nią. Niestety, tym razem padło na Caroline. Przełknąłem z trudem ślinę, domyślając się, iż to wyzwanie będzie miało ze mną jakiś związek. Oczywiście nie pomyliłem się.
            -No to zobaczymy, jak nasz kochany gospodarz całuje - mruknął cicho. - Caroline, masz go pocałować w same usta, siadając mu okrakiem na kolanach.
            Jęknąłem w duszy. Naprawdę nie miałem zamiaru się całować … a zwłaszcza z dziewczyną. Było to dla mnie odpychające wręcz obrzydliwe! Dziewczyna z czerwoną twarzą podeszła do mnie, a ja modliłem się w duchu by nie uciec. Za jakie grzechy mam tak cierpieć! Gdy Caroline umieszczała się wygodnie na moich udach, rozejrzałem się po zebranych gościach. Alex uśmiechał się zadowolony ze swojego pomysłu, Josh patrzył na mnie ze zmarszczonymi brwiami, a Daga współczującym wyrazem twarzy. Jednak mój wzrok zatrzymał się na Dorianie. Chłopak wyglądał, na zaciekawionego i rozbawionego całą tą sytuacją. Jakby dokładnie wiedział, przez co muszę przechodzić. Starając się nie wydać z siebie żadnego odgłosu, objąłem Caroline delikatnie w pasie. Dziewczyna zarzuciła mi ręce na szyję i zbliżyła twarz do mojej. Jej wargi spoczęły na moich. Nie oddałem pocałunku, cierpliwie czekałem, aż skończy. Jej wargi niespiesznie pocierały o moje, przyprawiając mnie o mdłości. Po chwili odsunęła się ode mnie zawstydzona i jakby lekko smutna. Powróciła na swoje miejsce. Uśmiechnąłem się lekko, gratulując sobie w duchu. Gra toczyła się dalej, a ja nadal czułem jej wargi na swoich. Nie podobało mi się to. Nie zwracałem uwagi na otoczenie do czasu, aż szyjka butelki wskazała mnie, a osobą kręcącą była… Dagmara. Jęknąłem. Wiedziałem, że po przyjaciółce mogę się wszystkiego spodziewać, a jej oczy mówiły same za siebie. Ten błysk w oczach był przerażający. Wyglądała drapieżnie, jak dzikie zwierzę wypuszczone z klatki… Oj, zapowiada się ciężkie zadanie…