31 sty 2013

Informacje

Na początek chciałam podziękować za wszystkie komentarze :* Jesteście kochani ♥
Niestety, dzisiaj rozdziału nie będzie. Ale może od początku.

To tak. W pasku na górze pojawiła się nowa strona (nie wiem jak to nazwać więc powiedzmy, że jest okej ^^) Jest to link do opowiadania, mojego autorstwa na konkurs, o którym wspominałam wcześniej.
Jakby ktoś chciał przeczytać to zapraszam ;3

A co do trzeciego rozdziału to nie mam pojęcia kiedy się pojawi. Muszą mi chęci wrócić. Niby mam wenę, mam mnóstwo pomysłów, ale... Nie chce mi się stukać w klawiaturę. Zostało mi niewiele do napisania (bo 1/4 rozdziału..) Mam nadzieję, że coś przez weekend zabazgram.

Um, to chyba wszystko co chciałam powiedzieć. Wybaczcie, nie umiem takich ogłoszeń pisać -.-
Jeszcze raz dzięki za komentarze i za to że w ogóle to czytacie ♥♥

Pozdrawiam.

8 sty 2013

Rozdział 2 [YAM]

Jak widzicie rozdział nawet szybko się pojawił. Niestety na trzeci musicie dłużej poczekać, gdyż zostało do napisania 1/4 rozdziału a teraz chcę się skupić na konkursie.. więc nie wiem kiedy go dokończę...

Ten rozdział dedykuję Kashii (postać pojawiająca się na końcu specjalnie dla Ciebie :* Tylko nie fangriluj za bardzo xD) Assalinowi (żebyś nie czuła się osamotniona <3) oraz z wielkimi podziękowaniami Inie (dwia ostatnie pseudoniny nie wiem jak się odmienia więc proszę mnie nie bić *robi maślane oczka*)

Przy okazji chciałam podziękować za komentarze. Kocham je wszytskie. Są one bardzo dla mnie ważne (WSZYSTKIE! *patrzy wymownie na Yuu*). Jesteście wspanieli <3

Nie przedłużając zapraszam do czytania ^^




            -Kaith! Kaith! -  usłyszałem w pewnej chwili czyjeś wołania. Mruknąłem coś niewyraźnie, odwracając się. - No wstawaj! Zaraz się spóźnisz! - mówił zniecierpliwiony głos i mój napastnik zaczął ściągać ze mnie kołdrę. Zrobiło mi się zimno, jednak nie zamierzałem zwlec się z łóżka, żeby okazać swój opór wkopałem się pod prześcieradło. Może nie było mi zbyt wygodnie i nie był to najlepszy pomysł, ale czułem się tak błogo, wreszcie miałem spokój, ciszę i nic nie zaprzątało mojej głowy. No może tylko złote oczy, przystojnego nieznajomego… Wróć, to nie jest normalne. Ale kto powiedział, że jestem normalny? Tak więc powróciłem do swojej błogiej ciszy, gdy nagle moje ciało pokryła zimna ciecz. Zdezorientowany podniosłem się do siadu, przez co zaplątałem się w prześcieradło. Zacząłem rozglądać się chaotycznie, co poskutkowało jeszcze większym unieruchomieniem ciała w pościeli, w wyniku czego miałem przyjemność bliskiego spotkania z podłogą. Moje nogi nadal były uwięzione w materiale, a na mnie spoczywała poduszka, którą przy okazji zrzuciłem. Do moich uszu doszedł głośny śmiech. Ja tu wstać nie mogę a ona śmiać się będzie… przemknęło mi przez myśl.
            -Jessica! Pomogłabyś mi, a nie boki zrywasz. - krzyknąłem na siostrę. Dziewczyna wybuchła jeszcze głośniejszym śmiechem, ale posłusznie podeszła i zaczęła mnie rozplątywać z przeklętego prześcieradła. - Możesz mi powiedzieć, co ty, przeklęta żmijo, robisz? - zapytałem surowym, ale opanowanym tonem, gdy stałem już naprzeciwko siostry. Dziewczyna sięgała mi do brody. Znacznie więcej cech genetycznych odziedziczyła po ojcu. Miała długie, falowane blond włosy oraz niebieskie oczy. Moja rodzina zawsze twierdziła, iż jesteśmy do siebie bardzo podobni. Ja natomiast nie widziałem tej podobizny. Ja miałem skośne oczy, jej natomiast nie wyglądały na azjatyckie. Ogólnie Jessica nie wyglądała na osobę z Japońskimi korzeniami. Więc gdzie ta podobizna? No tak… Rodzina wszędzie ją wypatrzy.
            -No mama cię wołała, ale ty nie wstałeś więc prosiła mnie abym cię obudziła. Wiesz, śpieszyła się, więc się zgodziłam… - wyjaśniła słodkim głosikiem.
            -Nie trzeba było na mnie wylewać zimnej wody! - warknąłem, trzęsąc się z zimna.
            -No, kiedy cię dobudzić się nie dało. - usprawiedliwiła się. – Zresztą, na twoim miejscu bym się pośpieszyła, za pół godziny masz pierwszą lekcję. - posłała mi słodki uśmiech
            -Co? - zdziwiłem się. - Nie mogłaś mnie obudzić wcześniej? - zapytałem z pretensjami. Dziewczyna nie przestając się uśmiechać, w ten irytujący sposób, wzruszyła bezradnie ramionami i opuściła mój pokój. Szybko wbiegłem do łazienki, aby załatwić najpotrzebniejsze sprawy, następnym punktem była garderoba. Tam troszkę więcej czasu spędziłem. Dzisiaj założyłem czarne rurki, czarny podkoszulek na szerokich ramiączkach oraz niebieską, rozpiętą koszulę, z krótkim rękawem. Na nadgarstkach widniały rzemyki, a na palcach pierścionki. Po szybkim przeczesaniu włosów, aby w miarę dobrze wyglądały, wybiegłem z pokoju kierując się w stronę kuchni.
            -Mirian, daj mi proszę, drugie śniadanie. - szybko rzuciłem i spojrzałem na zegarek. Miałem piętnaście minut do dzwonka, trochę mało czasu.
            -A coś ty taki spóźniony - zdziwiła się kobieta, pakując kanapki.
            -Ta wredna szuja za późno mnie obudziła. - pożaliłem się. Gosposia spojrzała na mnie przelotnie i się uśmiechnęła. Chyba ucieszył ją fakt, że tak długo spałem. Każdy w tym domu wiedział o mojej bezsenności, jak i o powodach, które ją wywołały. Muszę podziękować nieznajomemu za zrzucenie ze mnie klątwy. Uśmiechnąłem się do swoich myśli. Ten fakt nie umknął uwadze służącej, gdyż spojrzała na mnie podejrzliwie, a następnie z ulgą uśmiechnęła. Nawet nie skarciła mnie za nazwanie mojej siostry szują…
            -Dzięki Mirian. - rzekłem zabierając torbę z jedzeniem od gosposi. - Ja lecę. - ucałowałem kobietę w policzek i wybiegłem z kuchni.
            -Co? A śniadanie? - krzyknęła jeszcze służąca. Nic nie odpowiedziałem, gdyż chwilę później zamykałem za sobą drzwi.

            Do szkoły wbiegłem pięć minut przed dzwonkiem. Zdyszany oparłem się o ścianę i zgiąłem wpół. Obserwowałem przechodzących uczniów.
            -Kaith! - usłyszałem nagle pełen radości i uwielbienia okrzyk. Odwróciłem głowę w stronę uroczej blondynki.
            -Hej Caroline. - przywitałem się. - Chciałaś coś? - zapytałem słodkim głosikiem, przez co dziewczyna się zarumieniła, zaczęła śmiesznie wyginać palce oraz wbiła wzrok w ziemię.
            -No bo… - zaczęła się jąkać. Co było niecodziennym zjawiskiem, gdyż Caroline zawsze była pewna siebie, chodziła z głową wysoko uniesioną, a przy mnie nienaturalnie się peszyła. Uśmiechnąłem się zachęcająco. - Chciałam zapytać, czy nie pomógłbyś mi w matmie… Bo wiesz… - urwała i spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem. Wiedziałem, iż dziewczyna ma zagrożenie z tego przedmiotu, ale zdawałem sobie również sprawę, że nie tylko o matematykę chodzi…
            -Jeśli się zgodzę to co dostanę w zamian? - zapytałem. Dziewczyna jeszcze bardziej się speszyła, a ja miałem ochotę wybuchnąć głośnym śmiechem. Jednak dzielnie się powstrzymywałem.  - W sumie pomógłbym ci… - zawiesiłem znacząco głos, a dziewczyna spojrzała na mnie pełna nadziei. - Ale obecnie nie mam czasu. Wiesz próby zespołu zajmują sporo czasu. - wyjaśniłem, a Caroline spojrzała na mnie rozczarowana. Jednak w jej wzroku widziałem coś na kształt zaciekawienia. W końcu nie każdy mógł się zadawać z przyszłą gwiazdą rocka. Razem z kumplami mamy zespół, ja mam przyjemność bycia tekściarzem, jak i piosenkarzem. Przez ostatnie wydarzenia, powstały ballady, co nie podobało się naszemu gitarzyście prowadzącemu. Więc przez moje osobiste problemy poszukujemy muzyka, co z kolei zmniejsza ilość naszego czasu wolnego.
            -Jasne… - wyszeptała. - A może… Gdybyś miał czas wolny, to spotkalibyśmy się w kawiarni? - zapytała nieśmiało. - I oczywiście poćwiczyłbyś ze mną matmę? - dodała prędko, a ja zaśmiałem się.
            -Pewnie. Odezwę się. - odpowiedziałem, następnie odwróciłem się na pięcie i odszedłem od dziewczyny. Podszedłem pod salę, w której mieliśmy mieć pierwszą lekcję, gdzie zauważyłem siedzącego na ławce Josha. Usiadłem obok niego.
            -Hej Kaith. - wysapał zmęczony. Ogólnie przyjaciel wyglądał jakby co najmniej od kilku dni nie spał. Oczy miał przekrwione oraz podkrążone nadając nienaturalne fioletowe cienie, jego skóra natomiast była bardzo blada. Przypominał żywe zombie. Zaśmiałem się.
            -Wyglądasz strasznie - rzekłem rozbawiony.
            -Dzięki za komplement. - parsknął. - Po tobie natomiast w ogóle nie widać, że wczoraj piłeś. Wyglądasz jakbyś dopiero co z sesji zdjęciowej wrócił… Nic dziwnego, że leci na ciebie taka Caroline. - dostał słowotoku. Oho zaczyna się pomyślałem.
            -Co się znowu stało? - zapytałem zrezygnowany. Brunet spojrzał na mnie zmęczony, wzruszył ramionami i rzucił ciche ,,nic". Westchnąłem. - Ej, przecież widzę, że coś jest nie tak. Znowu coś z Celią? - zapytałem. Chłopak pokiwał smutno głową. Celia była jego dziewczyną, z którą ostatnio nie mógł się dogadać. - Mów. - zachęciłem go.
            -Ostatnio stwierdziła, że za mało czasu jej poświęcam, a jak zaprosiłem ją wczoraj na randkę to powiedziała, że musi z przyjaciółkami iść na miasto.  Bo Carly robiła sobie kolczyka w pępku i wszystkie koniecznie musiały ją wesprzeć. - przewrócił oczami i westchnął. Wiedziałem, że to nie koniec opowieści i, że zaraz poznam jej ciąg dalszy. - Jak wczoraj wróciłem do domu to wiesz, że siedziała u mnie na łóżku? Jeszcze czepiała się, że wyszedłem na piwo bez niej! Stwierdziła, że za późno wróciłem oraz nawet z pełnym przekonaniem powiedziała, że ją zdradzam! No i oczywiście zaczęła drzeć się na mnie, iż jestem piany. Kłóciliśmy się chyba z godzinę, a nie, to ona się darła. - warknął. Widziałem, że chłopak jest wściekły na swoją dziewczynę.
            -I co zrobiłeś? - zapytałem niepewnie.
            -Kazałem jej wynieść się z domu. - westchnął, a ja spojrzałem na niego zdziwiony. - Nie wiem czy to już nie jest koniec. Mam dosyć domyślania się, o co tej świętej krowie chodzi, co zrobiłem nie tak. Mam po dziurki w nosie ciągłych kłótni. Bo co? Bo, kurwa, zapomniałem o naszej rocznicy, miesięcznicy, o urodzinach jej kota? - westchnął ciężko.
            -Ej! Nie załamuj się! - klepnąłem go po plecach, przyjaciel spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami. - Nie będę ci pierdolił, że „tego kwiata jest pół świata", bo wiem, że ci zależy na Celii. Ale nie możesz przez jakąś pannę załamywać się! Jeszcze nie jedna cię rzuci. - rzekłem i po chwili dostałem kuksańca w bok.
            -Dzięki… Ty wiesz jak pocieszyć. - udał obruszonego, ale ja widziałem, iż w głębi duszy jego humor się poprawił. - Zamiast pocieszać mnie, gadasz, że takich rozterek czeka mnie jeszcze wiele. Naprawdę, na ciebie można liczyć. - dodał sarkastycznie.
            -Do usług. - skłoniłem się teatralnie i udałem poważnego. Po chwili obaj wybuchliśmy głośnym śmiechem.
            -Siema! - krzyknął Thomas i podszedł do nas razem z resztą chłopaków.
            -Wyglądacie jak siedem nieszczęść. - rzekłem i ponownie zaśmiałem się. Ogólnie dzisiaj miałem dobry humor. Czyżby, wywołało u mnie, aż taki skutek spotkanie z nieznajomym złotookim? Naprawdę powinienem mu podziękować. Przez własne myśli wybuchłem jeszcze głośniejszym śmiechem. Przyjaciele spojrzeli na mnie morderczym wzrokiem. - Ej, ej! - podniosłem ręce do góry. - Jeżeli mnie zabijecie, to wiele stracicie. - spojrzeli na mnie zdziwieni a ich miny mówiły „jesteś tego pewny?" - To gdzie zorganizujecie weekendową imprezę, jak już się mnie pozbędziecie? - wyjaśniłem, a ich twarze natychmiast się rozpromieniły.
            -Masz wolną chatę? - zapytał podekscytowany Alex.
            -Nie. - parsknąłem - Ojciec będzie nam polewał, a matka pomoże nam dobrze ubrać… - rzekłem, a chłopaki się zaśmiali. - Proszę was. Oczywiście, że będziemy sami. Teraz pomóżcie mi wszystko zorganizować.
            -Już się robi. - wypowiedział szybko Alex i mrugnął do mnie. Mam się bać? przemknęło mi przez myśl. - Caroline! - zawołał, gestem nakazując dziewczynie podejść. - Przy okazji pobawię się w swatkę. - wyszeptał. Chyba chciał, aby nikt go nie usłyszał, ale niestety nie udało mu się.
            -A chcesz w mordę? - zapytałem milusio, a on się słodko uśmiechnął.
            -O co chodzi? - przerwała nam dziewczyna.
            -Kaith urządza imprezę i bardzo mu zależy abyś przyszła. Mogłabyś pomóc nam w organizacji? No i zaprosiłabyś w jego imieniu koleżanki? - wtrącił szybko Dave. Chyba postanowił pomóc Alex'owi w zeswataniu mnie, szkoda tylko, że próbują ze złą płcią. Westchnąłem i pokręciłem lekko głową. Caroline się zarumieniła i spuściła głowę.
            -J…jasne - wyjąkała. Niestety niedane nam było dokończyć rozmowy, gdyż w tej chwili zadzwonił dzwonek na lekcję. Westchnęliśmy wszyscy równocześnie. Wiedzieliśmy, że pan Brown siedzi już w klasie z połową klasy, jak i każdy z nas zdawał sobie sprawę, że jeżeli teraz nie wejdziemy, to za kilka minut nauczyciel nie wpuści nas do sali.
            -Przydałoby się ruszyć i wejść do niej. - zaproponowałem.
            -Nie chce mi się. - wyjęczał Alex.
            -Chodźcie. - zarządził Josh wstając jako pierwszy. Wszyscy spojrzeli na niego zdziwieni. - Jeżeli znowu będziemy mieć nieobecność na fizyce, to czeka nas niesklasyfikowanie z tego wspaniałego przedmiotu… - powiedział, a wszyscy zgodnie pokiwali głowami. Za często odpuszczaliśmy sobie fizykę. Co z tego, że mam same piątki, jak grozi mi nieklasyfikowanie? Zgodnie, całą grupą weszliśmy do sali.
            -Dzień dobry, przepraszamy za… - zaczęliśmy chórem, gdy przerwał nam nauczyciel.
            -No oczywiście. Czy pan Newson, razem ze swoimi przyjaciółmi, zawsze musi przychodzić po dzwonku? - zadał pytanie retoryczne. Jak zawsze najbardziej oberwało się mi. Oto minusy bycia bogatym i znanym dzieckiem. - Zaraz wracam, a wy macie siedzieć i nie rozmawiać! Ma być cisza, jasne? - powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu. Cała klasa pokiwała zgodnie głowami. Podszedłem do swojej ławki, w której zauważyłem nieznajomego. No pięknie… Jeszcze jakiś nowy zajął moje miejsce. pomyślałem. Chyba mój dobry nastrój poszedł się…
            -Ykhym. - odkrząknąłem, aby zwrócić na siebie uwagę nieznajomego. Chłopak oderwał wzrok od okna i spojrzał na mnie swoimi… złotymi oczami. To nie możliwe! krzyknąłem w myślach. Chłopak, który zajął moje miejsce, był dokładnie tym samym, którego wczoraj widziałem. Dzisiaj miał na sobie czerwony t-shirt, czarne bojówki, do których przypięty był łańcuch, na nogach widniały glany, do tego czarna kurtka skórzana (nie jest mu w tej sali gorąco?), na nadgarstkach jak i na szyi miał rzemyki. Wyglądał olśniewająco, dużo lepiej niż wczoraj. Chociaż ostatnio było ciemno i słabo go widziałem.
            -Czego? - warknął mało przyjemnie i spojrzał na mnie lodowatym wzrokiem.
            -Jesteś nowy? - zapytałem beznamiętnie. Nie miałem zamiaru pokazać mu, jakie wrażenie na mnie zrobił. Chłopak prychnął w odpowiedzi. - Jestem Kaith. Kaith Newson.  - przedstawiłem się grzecznie.
            -Iii…? - chyba nie jest zbyt rozmowny.
            -I to, że zająłeś moje miejsce. Rozumiem, że nie wiedziałeś. Więc jak mógłbyś… - nowy prychnął troszkę głośniej patrząc na mnie z politowaniem.
            -Chcesz abym się przesiadł? - upewnił się rozbawiony.
            -Tak. - odpowiedziałem szybko. Mam nadzieję, że się pośpieszy, bo jak Brown wróci to chcę już zasiąść na miejscu.
            -Niby dlaczego? - spoważniał i uniósł jedną brew. - Bo jesteś ukochanym synkiem, bogatego tatuśka? Taki wielki pan z ciebie? To może jeszcze zapłacisz mi, za zmianę miejsca? - kpił ze mnie. A we mnie zaczęła rosnąć wściekłość.
            -Zamknij się. - warknąłem - Po prostu spierdalaj stąd i będzie po sprawie.
            -Taki odważny? - uniósł jedną brew wstając z miejsca Cholera jest wyższy, no i bardziej umięśniony. przemknęło mi przez myśl. Oczywiście nie miałem zamiaru odpuścić. -Ja tu widzę jeszcze jedno miejsce. - dodał, patrząc na mnie przenikliwie.
            -Ale ja siedzę sam. - podkreśliłem ostatnie słowo. Mierzyliśmy siebie nieprzyjemnym wzrokiem przez chwilę. Cała klasa siedziała, jak na szpilkach przyglądając się naszym poczynaniom. Gdyby nie nagłe wejście nauczyciela, mogłoby dojść do rękoczynów
           -Newson siadaj! - krzyknął na mnie pan Brown. - No już zajmuj miejsce przy nowym koledze. Właśnie Freron. przedstaw się  oraz opowiedz nam coś o sobie. - rzekł znużonym głosem. Nowy posłusznie wstał i zmierzył wszystkich wzrokiem.
            -Nazywam się Dorian Freron. - powiedział  po czym zamilkł.
            -Może coś jeszcze? - zachęcił go nauczyciel. Chłopak w odpowiedzi spojrzał na niego nieprzychylnym wzrokiem i wzruszył ramionami. - No dobrze. Siadaj. Zaczynamy lekcję.

            Przez czterdzieści pięć minut, ani słowem nie odezwałem się do Doriana. On też, nie sprawiał wrażenia, chętnego do rozpoczęcia rozmowy. Nawet lekcją nie był zainteresowany, nie robił notatek. Trochę mnie to zdziwiło, bo jest środek roku szkolnego, a on olewa naukę… Ciekawe czy ma zaległości? Przez całą lekcję myślałem o koledze z ławki. Zastanawiało mnie, dlaczego zmienił szkołę w trzeciej klasie… Oczywiście nie zamierzałem go o to pytać. Moją głowę zaprzątała jeszcze jedna myśl. Zastanawiałem się czy chłopak pamięta nasze spotkanie. Głupi jesteś. skarciłem sam siebie. Pewnie nawet nie pamięta, że wpadł na kogoś… Z moich rozmyślań wyrwał mnie dzwonek ogłaszający przerwę. Pan Brown, jak to miał w zwyczaju, jako pierwszy wybiegł z klasy zostawiając pomieszczenie uczniom. Moja klasa zaczęła szybko zbierać swoje rzeczy, aby jak najszybciej opuścić znienawidzone miejsce.
            -Ej! - krzyknął Alex zwracając na siebie uwagę uczniów. Aby być lepiej widocznym, chłopak wszedł na ławkę. - Żeby tradycji stało się zadość, wszyscy przychodzą w sobotę na imprezę do Kaitha! - wskazał mnie ruchem głowy. - Jego staruszków nie będzie, więc chata wolna plus służba na naszych usługach - mrugnął do mnie, a ja pokręciłem głową. Doskonale zdawałem sobie sprawę, iż moja służba jest na tyle odpowiedzialna, że nie spełnią wszystkich naszych zachcianek. - Oczywiście Dorian również musi się pojawić, dokładną lokalizację poda ci ktoś z klasy. Lub, jeżeli będziesz miał szczęście, sam Kaith. - cała klasa zaśmiała się z wyjątkiem nowego ucznia. Alex uciszył znajomych, wykonując dziwne ruchy ręką. - Niech każdy zaprosi swoich znajomych. Im więcej tym lepiej! Powitajmy w godny sposób nowego ucznia w naszej szkole! - krzyknął, a wszyscy zaczęli klaskać. Mój przyjaciel, znowu uciszył ich gestem ręki. - Obecność OBOWIĄZKOWA!! - podkreślił ostatni zdanie. - Koniec ogłoszeń. Życzę miłego dnia i byle do soboty! - zeskoczył z ławki, a po klasie dało się słyszeć wiwaty.
            -Jesteś niemożliwy. - powiedziałem, gdy chłopak do mnie podszedł. Alex w odpowiedzi uśmiechnął się i wzruszył ramionami.
            -Hej Dorian. Jestem Alex - próbował nawiązać, z nowym, kontakt. Dorian spojrzał na niego i podniósł lekko brwi. - Too… Co cię sprowadziło do naszej budy? - zaciekawił się.
            -Nie twoja sprawa. - warknął, następnie opuścił pomieszczenie.
            -A temu co jest? - zdziwił się przyjaciel.
            -Gdybym to ja wiedział. - odpowiedziałem i wzruszyłem ramionami. Po chwili doszła do nas reszta moich przyjaciół. Razem opuściliśmy salę, rozmawiając o sobotnim przyjęciu.

            Przerwa minęła szybko, o wiele za szybko. Przez to nie zdążyliśmy nawet omówić, co Mirian ma zrobić na przegryzkę. Jak zwykle, weszliśmy ostatni do sali biologicznej. Na szczęście nauczycielki jeszcze nie było. W mojej ławce znowu siedział ten przystojny dupek.
            -Zamierzasz ze mną siedzieć na każdej lekcji? - zapytałem, zajmując miejsce obok.
            -Jak tak ci to przeszkadza, to zawsze możesz się przesiąść. - rzekł znużonym głosem, a ja przewróciłem oczami. Obaj zamilkliśmy, tymczasem do sali weszła nauczycielka. Z doświadczenia wiedziałem, że na jej lekcji trzeba uważać. Tak więc musiałem wybić sobie z głowy przystojnego kolegę obok. Był to wyczyn bardzo trudny. Mimo, iż ja nawet na niego nie zerknąłem, to wyczuwałem na sobie jego wzrok. Było to bardzo irytujące.
            -Możesz przestać? - warknąłem w pewnej chwili.
            -Ale, co przestać? - zdziwił się. Jednak wciąż nie odwrócił ode mnie wzroku. Spojrzałem na niego, co okazało się dużym błędem. Znowu widziałem te hipnotyzujące tęczówki. W dodatku teraz znajdowały się tak blisko mnie… Przełknąłem ślinę i nabrałem dużej ilości powietrza do płuc.
            -Przestań się na mnie gapić. - warknąłem wreszcie.
            -A gapię się? - zapytał rozbawiony.
            -A nie? - odpowiedziałem pytaniem.
            -Sam będę decydować, jak i na kogo się patrzę. - powiedział głosem pełnym wyższości. - Wybacz, słonko, że dzisiaj padło na ciebie. - dodał cieplejszym głosem. - Zawsze możesz się przesiąść - powrócił do swojego normalnego tonu. - Wtedy będziesz musiał znosić mój wzrok na odległość. - na jego twarzy pojawił się kpiący uśmieszek. - Chyba, że muszę mieć specjalne pozwolenie, aby się na ciebie patrzeć? Może mam ci zapłacić za to? - uśmiechnął się wrednie i wpatrując we mnie uważniej. A ja? Byłem na niego wściekły. Miałem ochotę rzucić się na niego i porządnie przywalić. Jednak zdrowy rozsądek mnie przed tym powstrzymywał.
            -Jesteś irytujący. - powiedziałem troszkę za głośno, gdyż cała klasa, razem z nauczycielką spojrzała na mnie. W głębi duszy ucieszyłem się, że tylko to powiedziałem. Gdyż na język cisnęły mi się o wiele gorsze słowa.
            -Tak panie Newson? - zapytała nauczycielka. - W takim razie zobaczymy czy irytujący będzie projekt, jaki panowie będą musieli zrobić. Projekt niech będzie o chorobach genetycznych. Nie wiem jak panowie to zrobią, ale nie chcę abyście korzystali z internetu. Dokładnie to sprawdzę. - uśmiechnęła się wrednie. - Ma być gotowy na poniedziałek. - dodała tonem nieznoszącym sprzeciwu.

            Resztę dnia przemilczeliśmy, na każdej lekcji siedzieliśmy, niestety, razem. Na przerwach razem z przyjaciółmi rozmawialiśmy na temat imprezy. Gdy wychodziliśmy ze szkoły, poczułem wibracje w kieszeni. Wyjąłem telefon i przystawiłem aparat do ucha.
            -Kaith! Jesteś jeszcze w szkole? - usłyszałem głos Damona. Chłopak jest grekiem, przez co ma ciekawy akcent. Zresztą mój angielski też różni się od przeciętnego Amerykanina.
            -No, właśnie wychodziłem. - odpowiedziałem powoli. - A o co chodzi? - dodałem podejrzliwie.
            -Zawracaj swoje cztery litery! - krzyknął - Chyba znaleźliśmy gitarzystę prowadzącego. - powiedział i się rozłączył. Damon jest perkusistą, jak i liderem zespołu.
            -Eh… Lider karze mi zjawić się na próbie, tak więc was opuszczam. - rzuciłem chłopakom i odwróciłem się, aby wrócić do budynku. Próby zespołu odbywały się w klasie muzycznej, na pierwszym piętrze. Po chwili dotarłem na miejsce. Gdy wszedłem do pomieszczenia, zauważyłem lidera siedzącego za perkusją oraz Michaela, który żywo rozmawiał z Oscarem. Ten pierwszy jest gitarzystą, a Oscar basistą. Zastanawiało mnie, gdzie siedzi nowy nabytek.
            -No to, na kogo zwróciłeś uwagę? - zapytałem przekraczając próg. Damon uśmiechnął się.
            -Powinniście się znać. - oznajmił, a uśmiech nie schodził mu z twarzy. - Zaczął uczęszczać do twojej klasy. - chyba nie mówił o Dorianie? Proszę nie, proszę nie. powtarzałem w myślach. Niestety moje marzenia prysły, gdy ujrzałem postać stojącą w rogu sali. Chłopak patrzył przez okno z założonymi na piersi rękami. Wyglądał groźnie. Westchnąłem cichutko. - Dorian zagraj nam coś. - poprosił lider. Chłopak bez słowa sprzeciwu odwrócił się, wziął swoją czarną gitarę elektryczną i usiadł na jednej ławce. Zaczął grać. Nie znałem tego utworu. Chciałem usłyszeć chociaż jedno potknięcie. Niestety melodia była perfekcyjna. Jego długie, zgrabne palce sprawnie poruszały się po strunach. Dorian miał zamknięte oczy, widać było, że się wczuwał. Nie wyglądał, na tego dupka, z jakim muszę siedzieć na lekcjach. Jego włosy swobodnie opadały na twarz, rozchylił lekko swoje wargi. Wyglądał olśniewająco. Utwór nie był ani szybki, ani wolny. Na zmianę to przyśpieszał, to zwalniał. Z melodii trudno było zrozumieć uczucia, które doskonale było słychać, tak samo jak i z postawy Doriana. Utwór idealnie pasował do wyglądu oraz charakteru chłopaka, był niezwykle trudny. Patrzyłem na gitarzystę, wsłuchując się w utwór. Myślami odpłynąłem.
            Po chwili melodia ucichła, a ja z trudem oderwałem wzrok od Doriana i spojrzałem na Damona. Lider przypatrywał się mi uważnie, oczekując mojej reakcji. Michael razem z Oscarem zaczęli bić brawo. A ja? Nie wiedziałem, co powiedzieć. Utwór był zajebisty, Dorian ma talent i świetnie gra, ale nie chciałem go chwalić. Nie chciałem, aby myślał, iż mi zaimponował. W końcu nie przepadał za mną, z niewiadomych przyczyn… Nie miałem zamiaru zadawać się z ludźmi, którzy mnie nie lubili. Jednak wszystko wskazywało na to, iż w tym przypadku, muszę zrobić wyjątek.
            -Co to za utwór? - zapytałem z marszczonymi brwiami.
            -Sam go skomponowałem. - odpowiedział znużony. Nie mogłem uwierzyć, że ten dupek stworzył, taką genialną melodię. Nie odzywałem się przez chwilę, w głowie odtwarzałem melodię i tym razem słyszałem ją z wokalem. Wiedziałem już, o czym będzie ta piosenka. Miałem pewność, jaki tekst do niej napiszę i chciałem, aby to Dorian ją zagrał.
            -Sam napisałeś? - zdziwił się Oscar. - Jest zajebista! - krzyknął.
            -Chłopie szacun. - dodał Michael. Na twarzy Doriana pojawił się lekki uśmiech. Chłopak wzruszył ramionami i zaczął chować swój instrument do futerału.
            -Rozumiem, że przyjmujemy go do zespołu? - zapytał Damon. Oscar i Michael krzyknęli równocześnie, głośne „tak", ja natomiast powoli pokiwałem głową. - No to jutro o szesnastej próba. - poinformował nas lider. Skomentowaliśmy krótkim „mhm". Dorian miał zamiar opuścić pomieszczenie, gdy zatrzymałem go odzywając się.
            -Chciałbym napisać tekst do twojego utworu. - zacząłem. - Mogę? - chłopak odwrócił się i spojrzał na mnie. Uniósł lekko brwi, ukazując swoje zdziwienie. Po chwili na jego twarz wpełzł kpiący uśmieszek.
           -Ty się pytasz? - udał zdziwienie. Wiedziałem, iż udaje, gdyż zdradził go ten uśmieszek. Nie odpowiedziałem. Nie chciałem się z nim kłócić. - Rób, co chcesz. - odpowiedział w końcu, machnął ręką i opuścił pomieszczenie. Pokręciłem głową.
            -W sobotę organizuję imprezę, przyjdziecie? - zapytałem. Znajomi odpowiedzieli mi głośnym i równym „jasne". Chciałem z nimi jeszcze pogadać, gdy przypomniałem sobie o projekcie z biologii. Wybiegłem z sali rzucając szybkie „na razie."
            Gdy wybiegłem ze szkoły zauważyłem Doriana, który szedł powoli przez dziedziniec.
            -Dorian! - krzyknąłem. Chłopak stanął przy bramie, odwrócił się w moją stronę czekając, aż do niego dobiegnę.
            -Czego? - zapytał, gdy znalazłem się przy nim. Popatrzyłem na niego marszcząc brwi. Nie rozumiałem, dlaczego chłopak mnie nie lubi.
            -Mamy zrobić ten projekt z biologii, nie?. - przypomniałem. Dorian pokiwał powoli głową. - A ja nie chcę dostać pały, więc chcąc, nie chcąc musimy się spotkać. - wyjaśniłem. - Jutro po szkole przyjdziesz do mnie i to zrobimy. Pasuje? - zaproponowałem. Dorian pokiwał głową w zamyśleniu.
            -Nie zdążymy w ciągu jednego dnia. - powiedział spokojnie. Aż się zdziwiłem, że mnie nie wyśmiał. Zgodził się, tak spokojnie. Co więcej chciał się spotkać. Pewnie zależy mu na dobrej ocenie. Skarciłem sam siebie. Zmarszczyłem brwi, analizując każde słowo. Dorian patrzył na mnie cierpliwie i założył ręce na wysokości klatki piersiowej.
            -No to przyjdziesz do mnie także w sobotę. - zacząłem powoli. - A później zostaniesz na imprezie. - dodałem.
           -Mam przyjść? - zaśmiał się. Ma ładny śmiech pomyślałem. Trochę kpiący, ale dźwięczny. Spojrzałem na niego zdziwiony. - Chcesz, abym przebywał wśród tej dzieciarni? - zdziwił się.
            -Rób jak chcesz. - odrzekłem obojętnie. - Przynajmniej poznałbyś uczniów. I może siedziałbyś z kim innym. - dodałem szybko. Chłopak uniósł brew i chyba chciał coś dodać. Lecz przerwało mu czyjeś wołanie.
            -Dorian! - usłyszeliśmy i obaj odwróciliśmy się w stronę nadbiegającej osoby. Moim oczom ukazał się umięśniony murzyn, miał czarne, proste włosy, które sięgały mu pasa. Był ubrany w krótkie jeansowe spodenki oraz biały podkoszulek. Nie jest mu zimno? Przecież jest grudzień… zdziwiłem się. Sam nosiłem kurtkę zimową.
               -Coś jeszcze? - warknął w moją stronę Dorian. Chyba chciał zostać sam z chłopakiem.
            -Nie. - odpowiedziałem i ruszyłem przed siebie. Odszedłem kawałek, następnie schowałem się za drzewem przyglądając rozmowie złotookiego.
            -Co się stało Teo? - zapytał zmartwiony. Czyżby ten cały Teo był kimś ważnym dla Doriana?
           -Nie Teo, Teofil. - poprawił go nieznajomy. Dorian spojrzał na niego wzrokiem, który mówił „będę mówił do ciebie jak mi się podoba, a ty się pośpiesz." Ten cały Teofil pochylił się w stronę gitarzysty i zaczął mu coś szeptać. Dorian zmarszczył brwi niezadowolony. Gdy murzy zakończył swoją wypowiedź, odsunął się od niego i przypatrywał chłopakowi w napięciu. Dorian skinął mu głową, po czym wyminął czarnoskórego i odszedł. Teofil z nieodgadniętym wyrazem twarzy poszedł w innym kierunku.
            Bardzo zaciekawiło mnie to spotkanie Doriana z Teofilem. Ciemnoskóry wyglądał na osobę młodą, mógł być w naszym wieku, lub troszkę starszą. No i co najważniejsze był przystojny. Zastanawiałem sie, czy tych dwoje łączy coś szczególnego. Chociaż gdyby łączyło, to pożegnaliby się w inny sposób prawda? Co cię to obchodzi. Nie znasz Doriana! Nie jesteście przyjaciółmi. On cię nie lubi. mówił jakiś głosik wewnątrz mnie. Postanowiłem go posłuchać. Usiadłem przy biurku w swoim pokoju i zacząłem pisać tekst do utworu Doriana.