25 gru 2012

Rozdział 1 [YAM]

To tak... Planowałam dodać go o wiele później... Aczkolwiek postanowiłam zrobić Wam taki prezent Świąteczny. Chciałam jeszcze raz podziękować za komentarze <3 Ten rozdział dedykuję głównie Kashii i Yukimi. Yuu~chan Tobie w szczególności.. Ty wiesz jak wpłynąć na zmianę moich decyzji.
A i chciałam też podziękować Inie, która betuje moje dzieła. Dziękuję <3

Dobra nie zanudzam już dłużej.. Życzę miłej lektury ^^ i liczę na Wasze komentarze x3




            Leżałem na trawie, a słońce przyjemnie grzało. Czułem się zrelaksowany, wypoczęty. Położyłem rękę na miejsce obok. Chciałem się przytulić do niego. Lecz miejsce obok było puste… Podniosłem się do pozycji siedzącej i rozejrzałem się. Byłem sam na polanie. Czułem się samotny, drzewa wyglądały strasznie, jakby chciały mi pokazać, jak bardzo mną gardzą, śmieją ze mnie. Po moich plecach przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Szybko wstałem.
            -Sebastian? - wyszeptałem. Odpowiedziała mi głucha cisza. -Sebastian. - powtórzyłem głośniej. Znów nikt mi nie odpowiedział.

           Nagle zerwał się gwałtowny wiatr i niebo pociemniało. Wystraszony pobiegłem do domu. Z każdą chwilą robiło się co raz ciemniej, a ja miałem wrażenie, że stoję w miejscu.  

Z szybko bijącym sercem, wreszcie dopadłem klamki i wpadłem do środka. Zamknąłem drzwi, opierając się o nie. Gdy uspokoiłem swój oddech, podniosłem wzrok i rozejrzałem się po holu. Ściany były koloru jasnożółtego, a na nich widniały portrety mojej rodziny. W tym domu, właściwie to w willi, moja rodzina mieszkała od wielu pokoleń. Wydawało mi się, że wszystko jest normalne, że jestem bezpieczny… Jednak nie byłem spokojny… Dlaczego tu jest tak cicho? Pomyślałem. 
            Odkąd sięgam pamięcią w domu zawsze panował gwar. Mirian krzyczała na służbę, ojciec kłócił się z siostrą, albo z głośników leciała głośna muzyka. A w tym momencie ciszę w domu zakłócało jedynie tykanie zegara i mój niespokojny oddech.

           -Mamo? Tato? - cisza. -Mirian? - podniosłem głos. - Jest tu ktoś? - Co się dzieje? Dlaczego nikogo tu nie ma? Gdzie się wszyscy podziali? - Sebastian! - w końcu wykrzyczałem jego imię. Po raz kolejny odpowiedziała mi cisza. Zacząłem się niepokoić, zawsze ktoś odpowiadał na moje nawoływania. A tym kimś był Sebastian.
           -Sebastian! - powtórzyłem głośniej. Szybko pobiegłem w stronę jego pokoju. Podczas wbiegania po schodach, potknąłem się parę razy, ale nie zwróciłem na to uwagi, biegłem dalej.
Wbiegłem do pomieszczenia i przeżyłem szok. Pokój był… pusty. Gdzie są meble? Gdzie są twoje rzeczy? Pomyślałem.
            -Gdzie Ty jesteś? - wyszeptałem, a z mojego oka wypłynęła jedna łza. Szybko ją wytarłem i postanowiłem znaleźć jedyną osobę, na której mi zależało i która się o mnie troszczyła. Wbiegałem do każdego pomieszczenia, ale w żadnym nie znalazłem jego. Stanąłem przed drzwiami prowadzącymi do łazienki, gnębiły mnie złe przeczucia. Drżącą ręką złapałem klamkę oraz wziąłem kilka głębokich oddechów. Po chwili pchnąłem wrota i wszedłem do pomieszczenia. Łazienka była duża, na ścianach jak i podłodze znajdowały się białe kafelki.
            Jednak, nie zwróciłem uwagi na wygląd pomieszczenia. Mój wzrok skierowany był na wielką, białą wannę, w której siedział…
            -Seba… - zamilkłem. Zauważyłem, że mój lokaj siedział w wannie pełnej… krwi. Jego ciało było chude, kościste, cera blada jak u trupa.
           - Sebastian - powtórzyłem. Co raz bardziej się bałem. Nagle usłyszałem głośny śmiech. Popatrzyłem na lokaja, a on odwrócił głowę i popatrzył na mnie z uśmiechem. Jego twarz była cała we krwi, a jego piękne, niemal czarne oczy straciły swój blask, były puste. Sebastian popatrzył na mnie z wyrzutem, a może z radością? Sam nie wiem. Pierwszy raz bałem się właśnie jego. Zawsze to on był moją ostoją, a teraz drżałem przy nim i to nie z przyjemności.
          Sebastian wyciągnął ręce w moją stronę, były strasznie chude, całe we krwi. Nie przestał się śmiać. Chciałem się cofnąć, uciec od niego, ale nie mogłem. Coś blokowało moje ruchy. Lokaj pociągnął mnie w stronę wanny i wrzucił do niej. Wylądowałem głową we krwi, nie mogłem złapać oddechu, dusiłem się. Mimo krwi, która wypełniała moje uszy, słyszałem jego śmiech. Na całym ciele czułem nieprzyjemne ciarki.

            -Sebastian! - krzyknąłem i podniosłem do pozycji siedzącej. Rozejrzałem się chaotycznie po pokoju, próbowałem uspokoić swój szybki, płytki oddech. To tylko sen, głupi, straszny sen. powtarzałem sobie w myślach. Położyłem się z powrotem na czarnej, satynowej pościeli.

            Minął dokładnie miesiąc odkąd pożegnałem się z miłością mojego życia. Starałem się żyć normalnie, chciałem być szczęśliwy. Na nowo zacząłem spotykać się ze znajomymi, uczyłem się, aby mieć dobre oceny, za dnia śmiałem się i nie cierpiałem już sam. Była ze mną rodzina z przyjaciółmi. Dopiero w nocy nawiedzały mnie koszmary, każdy był inny, ale zawsze Sebastian umierał. Czasami trup się ze mnie śmiał. Parę razy prosił abym o nim zapomniał, a ostatnio uratował mi życie.

Najbardziej brakuje mi go w nocy.
            Przewróciłem się na drugi bok, nogi podciągnąłem do klatki oraz objąłem je. Zacisnąłem mocno powieki, zacząłem niebezpiecznie drżeć. Tak bardzo mi go brakowało.
Pozwoliłem łzom spłynąć po moich policzkach. Facet nie powinien płakać. Przekonywałem sam siebie, jednak nie potrafiłem się uspokoić. Tak bardzo chciałem znaleźć się w jego ramionach.  Sebastian nie był tylko lokajem, niańką, on był moim kochankiem. To z nim przeżyłem swój pierwszy pocałunek, pierwszy raz. Kochałem go i czułem się kochany.
Zacisnąłem dłonie w pięści, nie rozumiejąc, dlaczego to on musiał zachorować, dlaczego umarł.
            Kolejną noc przepłakałem. Sen nie był ratunkiem, ukojeniem, nie czułem się wypoczęty, miałem wrażenie, że umieram, od środka.

           -Kaith! - krzyk mojej mamy wyrwał mnie z otępienia. Podniosłem się do pozycji siedzącej i chaotycznie rozejrzałem wokół. Na dworze było już widno. Czyżbym zasnął? Wątpię, pewnie nie zauważyłem, kiedy się rozjaśniło. - Kaith! - powtórzyła moja rodzicielka.
          

           Nazywam się Kaith Newson. Tak ten Newson, mój ojciec jest właścicielem stacji telewizyjnej, odbieranej chyba w każdym mieście w Ameryce Północnej. Jestem pół Amerykaninem, pół Japończykiem. Mój tata jest wysokim mężczyzną o blond włosach. Ma szare oczy, duży nos, jest dobrze zbudowany. Wiecznie chodzi w garniturze (jak ja nienawidzę takiego stroju) i na wszystko patrzy wyniosłym oraz srogim wzrokiem. 

            Moja matka jest niską, ciepłą Azjatką. Ma długie, ciemne włosy, które zawsze spina w kok. Nie ubiera się jak jej rodzice, zawsze lubiła elegancki, zachodni styl ubioru. Według stereotypu powinna być  ,,opiekunką ogniska domowego". Jednak ona jest prawdziwą bizneswoman, zawsze zapracowana. Prowadzi własne Studio Mody i często musi wyjeżdżać na pokazy mody.
            Jestem (dzięki Bogu) w miarę wysokim osiemnastolatkiem o blond włosach, które sięgają mniej więcej mojej linii szczęki. Po matce odziedziczyłem skośne, czekoladowe oczy oraz delikatne rysy twarzy. W prawym uchu (w ramach młodzieńczego buntu) mam dwa srebrne kolczyki. Do tego noszę łańcuszek z wisiorkiem (który dostałem od Sebastiana na siedemnaste urodziny), a na palcach mam pierścionki, w tym rodzinny sygnet. Ojciec mi go dał, gdy byłem jeszcze dzieckiem, w ten sposób zostałem wybrany na przyszłego prezesa studia telewizyjnego.
            Szybko podniosłem się z łóżka, załatwiłem swoje sprawy w łazience, a następnie wszedłem do garderoby. Tak mam własną garderobę. Dziwne prawda? Osiemnastolatek, który posiada pomieszczenie pełne ubrań. No cóż, lubiłem dobrze wyglądać. Może nie tak jak moja matka, nie zwracałem uwagi na każdy, najmniejszy szczegół, jak siostra oraz nie biegałem po wyprzedażach jak one. Co nie zmienia faktu, że dbałem o swój wizerunek zewnętrzny, dzięki temu czułem się pewniej. Założyłem niebieską koszulę, oraz czarne rurki, na ręce włożyłem bransoletki i rzemyki. Moje ubrania zawsze były markowe, z najdroższych firm. Nie uważałem, że to, co markowe jest lepsze, po prostu według mnie miałem większy wybór. Dlatego dużą ilość funduszy przeznaczałem na ubrania. Niektórzy mogli mnie uważać za rozpieszczonego gówniarza, który nie zna wartości pieniądza, bo zawsze dostawał to, czego chciał, mógł kupić wszystko. Oczywiście po części to racja. Rodzice wydawali na mnie dużo pieniędzy, nigdy nie martwiłem się, że na coś mnie nie stać. Również mogłem robić co chciałem, nie karali mnie za późne kładzenie się spać. Było dobrze, dopóki im nie przeszkadzałem; w ogóle mało się z nimi widziałem, rzadko rozmawiałem. Wolałbym być biedny, byleby tylko zaznać prawdziwego życia rodzinnego. Gdzie mama szykuje obiad, pomaga w lekcjach, a ojciec gra z dziećmi w gry komputerowe, uprawia sport. Ja jednak byłem samotny, rodzice interesowali się tylko pracą.
            Przez siedemnaście lat interesował się mną tylko Sebastian, troszczył się i dbał o mnie.

Potrząsnąłem głową, aby odgonić wspomnienia, na chwilę zacisnąłem powieki, by nie pozwolić łzom spłynąć po policzkach. Wziąłem głęboki wdech i zająłem się układaniem fryzury. Po uczesaniu się, jak i założeniu czarnego swetra ze sztucznym uśmiechem opuściłem pokój. Gdy zszedłem do kuchni, do moich nozdrzy doszedł wspaniały zapach świeżych naleśników.
            -Mirian, co dziś na śniadanie? - zapytałem naszej gosposi. Zajmowała się ona gotowaniem, jak i kontrolowaniem pracy reszty służących. Była niska, o szczupłej, a wręcz chudej posturze, a swoje siwe włosy zawsze spinała w kok. Mirian traktowała mnie i moją siostrę, jak własne wnuki, a nam zastępowała babcię.
            -Hmm… Niech pomyślę. - udała zastanowienie. - Dzisiaj jest twoja ulubiona ryba w sosie czosnkowym i sałatka z rodzynkami. - skrzywiłem się na wspomnienie znienawidzonej potrawy. Kobieta zaśmiała się i pokręciła rozbawiona głową.
            -Nie zrobiłabyś mi tego. - rzekłem stanowczo. - Dziękuję za moje ulubione naleśniki. - uśmiechnąłem się uroczo i zasiadłem do stołu.
            -I po co w takim razie pytasz się? Zresztą rozmowę rozpoczyna się od ,,Dzień dobry". - pokręciła zdegustowana głową, a ja przewróciłem oczami. Gdy talerz z naleśnikami wylądował przede mną, chciałem sięgnąć po jedną porcję, ale Mirian uderzyła mnie łyżką po palcach.
            -Najpierw umyj ręce. - rozkazała.
            -Umyłem u siebie. - zaprotestowałem i już chciałem sięgnąć po naleśnik, gdy zatrzymał mnie wściekły wzrok Mirian.
            -To umyjesz jeszcze raz. -rzekła. Westchnąłem i posłusznie wstałem mamrocząc: ,,Dlaczego ty mi nie wierzysz?", podszedłem do zlewu i jak na grzecznego chłopca przystało wyczyściłem dłonie. Gdy wreszcie mogłem spożyć posiłek, Mirian znowu mnie zatrzymała. - Chyba nie zamierzasz jeść rękami. - rzekła oburzona, a ja popatrzyłem na nią wzrokiem mówiącym:  ,,dlaczego nie?". Kobieta ciężko westchnęła. - Do jedzenia używa się sztućców. - wyjaśniła i wsadziła mi do rąk widelec oraz nóż. Następnie rozłożyła serwetkę i położyła na moich kolanach. - Teraz przynajmniej spodni sobie nie pobrudzisz. - pokręciłem głową i wziąłem się za jedzenie. Oczywiście umiałem zachować się przyzwoicie, nawet odróżniałem, jakie potrawy je się, jakimi sztućcami. Jednak w domu nie lubiłem stosować się do wszystkich tych zasad i reguł. Lubiłem czuć się swobodnie i nie zwracałem uwagi, jaki widelec wybrałem, by spożyć na przykład rybę.
            -Mirian, zrób mi kawę. - do pomieszczenia wbiegła moja mama. - Kaith pośpiesz się, bo znowu spóźnisz się do szkoły. - Uśmiechnęła się do mnie. W takich chwilach wyglądała jak moi dziadkowie, których widziałem może trzy razy w życiu. Rodzice mojej mamy mieszkają w Tokio. Nadal mają pretensje do mojego ojca, iż zabrał im najstarszą córkę. No tak zapomniałem wspomnieć moja rodzicielka ma dwóch braci i jedną siostrę, lecz ona jest najstarsza. Rodzice poznali się właśnie w Kraju Kwitnącej Wiśni, gdy nastoletni ojciec udał się tam razem z dziadkiem w sprawach służbowych. Mama zawsze wmawiała mi, iż była to miłość od pierwszego wejrzenia, ale ja twierdziłem, że po prostu wpadli. I w ten ,,magiczny" sposób powstałem ja.
            Mama upiła parę łyków gorącego napoju, gdy odłożyła filiżankę od ust spojrzała na mnie, swoimi ciemnymi oczami. - Kochanie, w weekend razem z tatą wyjeżdżamy. Może zaprosisz sobie kogoś na ten czas? - kiwnąłem głową. Mówiąc to kobieta miała na myśli dwóch, trzech kumpli, a nie całą klasę, którą zaproszę na imprezę… Uśmiechnąłem się na myśl o przyjęciu, pokręciłem głową, aby odgonić myśli na temat przygotowań.

            Mama spojrzała na zegarek, po czym wstała, pocałowała mnie w policzek i rzucając krótkie ,,miłego dnia" wybiegła z domu. Tak było zawsze, nigdy nie miała dla mnie czasu. Chociaż nie. Wcześniej rozmowa zaczynała i kończyła się od ,,miłego dnia". Dopiero, gdy Seba umarł zaczęła mnie informować o planach… Z westchnieniem podniosłem się z krzesełka, wziąłem swoje rzeczy i wyszedłem z domu.

            Przed samochodem (nie lubiłem jeździć na co dzień limuzyną) czekał mój kierowca. Podczas podróży mówił, jak najęty o swoich przygodach miłosnych. Na szczęście droga szybko minęła.

            W szkole czas też, nawet sprawnie leciał, nauczyciele nie zwracali na mnie zbytniej uwagi, za co byłem im wdzięczny, gdyż mogłem spokojnie siedzieć i się obijać.
            -Kaith! - usłyszałem przy wyjściu ze szkoły.
            -Co jest? - zapytałem, gdy brunet imieniem Josh podszedł do mnie.
            -Idziesz na piwo? - wyszczerzył się, a jego oczy zabłysnęły z podekscytowaniem.
            -Jasne, czemu nie. - wzruszyłem ramionami. - Tylko powiem kierowcy, aby nie czekał na mnie. Bob, jedź do domu. Ja wychodzę na miasto z kumplami.
            -Jesteś pewien? - spojrzałem na niego spode łba. - Okej, okej. Jak chcesz. - podniósł ręce w obronnym geście i uśmiechnął się ukazując swoje krzywe zęby.  - Jesteś już dorosłym mężczyzną, sam decydujesz o swoim życiu. Tylko nie zapomnijcie o zabezpieczeniu. - mrugnął do mnie, a ja spojrzałem na niego zabójczym wzrokiem. Bob się zaśmiał i odjechał spod szkoły.
            -No to możemy ruszać. - rzekłem podchodząc do znajomych. Jak zwykle poszliśmy do naszego ulubionego pubu, tam spędziliśmy godzinę rozmawiając o niczym oraz wygłupiając się. No cóż… Procenty robią swoje.
            -Kaith! - w pewnej chwili zawył wcięty Alex. - Co u Ca… Caroliny? - wybełkotał. Caroline to dziewczyna, która ostatnio daje mi do zrozumienia, iż jest mną zainteresowana. Biedna, nie wie, że jestem gejem, przez co nie jestem i nie będę nią zainteresowany.
            -Nie wiem… Nie rozmawiałem z nią ostatnio. - wyznałem.
            -Ty weź się za nią. Niezła dupa z niej, no i leci na ciebie. - puścił do mnie oczko, a ja przewróciłem oczami.
            -W tym towarzystwie o damach wyrażamy się z szacunkiem. - warknął Thomas i podniósł się z miejsca. Po procentach chłopak stawał się tolerancyjny i nie lubił, gdy ktoś obrażał lub obgadywał innych przy nim. Najdziwniejsze jest to, iż na trzeźwo sam obrabiał dupę znajomym oraz wyrażał się o  ,,damach" w dość chamski sposób.

            -Tom, spokojnie. Miałem na myśli słodką niewiastę o długich, blond włosach. - szybko usprawiedliwił się Alex podnosząc ręce w obronnym geście. - A właśnie, co u Juli? - zmienił temat. Przez dłuższą chwilę słuchaliśmy opowieści o ukochanej Thomasa.

Jego historię , przerwało wejście Igora do miejsca publicznego.

            -Kurwa. - warknął Dave. - Patrzcie, ciotę wpuścili.

            -Ej! - krzyknął Alex. - Igor pomyliłeś drogi. Klub dla cip jest tam! – krzyknął, wyciągnął rękę, wymachując nią i wskazując jakiś nieokreślony punkt przez ścianę.

Igor uśmiechnął się pod nosem, przewrócił oczami i jak gdyby nigdy nic, poszedł dalej. Na pewno przyzwyczaił się do tych docinek. Tak samo jak ja, tylko ja nie potrafiłem pokazać swojego prawdziwego oblicza przyjaciołom. Jestem żałosny.

            -Naprawdę przeszkadza wam, z kim się spotyka? - zapytał Thomas.
            -No kurwa! To jest nienormalne! - wrzasnął Dave. - To jest wbrew, tej… No tej… biologii! - język mu się plątał. - To tak jakbym ci korek w dupę wsadził! Może sam jesteś pedałem?
            -Mam dziewczynę. - warknął Tom. Siedziałem cicho przysłuchując się rozmowie. Nie lubiłem jak tematy schodziły, na te tory. Banda głupich homofobów.  pomyślałem. - A nawet gdybym był, to co wam do tego? - dodał Thomas.
            -Nie zadaję się z ciotami. - rzekł stanowczo i pewnie Dave.
            -Ja pierdolę. - westchnąłem. - Właściwie, co on wam zrobił? - zrobiłem krótką pauzę, udając zastanowienie. - Powiem wam. - spojrzałem po wszystkich twarzach. - Nic! Tylko nie odpowiada wam to, iż woli chłopaków! - na tym zazwyczaj kończyły się rozmowy o homoseksualistach, jednak tym razem było inaczej.
            -Serio? - zdziwił się Josh. - W sumie… Nic nie mam do gejów. - rzekł po krótkim namyśle, a banda homofobów, spojrzała na niego zdziwiona. - Tylko, żeby byli z dala ode mnie!
            -A co, boisz się o swój tyłek? - zapytałem mrużąc oczy.
            -I to jak! - potwierdził gorliwie. - Mój tył jest bardzo dla mnie ważny.
            -Pf… Kto by chciał taki tyłek, jak twój. - zażartowałem.
            -A co? Jest z nim coś nie tak? - udał przerażenie.
            -Hm… W sumie, dupa, jak dupa. - zacząłem powoli. - Ale jakbym był gejem… - którym do cholery jestem! pomyślałem.  Dlaczego wciąż muszę brnąć w te kłamstwa? - To twój zadek omijałbym szerokim łukiem. - puściłem mu oczko.

            -Phi… Po prostu zazdrościsz mi dupy. - zaśmialiśmy się i zaczęliśmy ,,obgadywać" tyłek Josh'a.

            Denerwowało mnie zachowanie chłopaków. Jeżeli dowiedzą się o mojej orientacji, to odwrócą się ode mnie? Będą mnie ignorować? Te myśli ciągle krążyły mi po głowie. Zdawałem sobie sprawę, że ta banda homofobów nie ma pojęcia o gejach. Dla nich gej, był ciotą, która sama nie umie sobie poradzić i jedyne co robi to daje dupy… Oczywiście panowie nie mają podstaw aby tak myśleć. Jedynym gejem, z jakim się zadają, to ja. Ale oni nie zdają sobie z tego sprawy, myślą, że jedynym gejem w ich otoczeniu, jest Igor.
Nie znają Igora za dobrze. Zanim klasa dowiedziała się o jego orientacji, chłopak był nawet lubiany, dziewczyny do niego wzdychały, a on odgrywał rolę tajemniczego, niedostępnego młodzieńca. Gdy wyszła sprawa z jego chłopakiem, który ośmieszył go na oczach całej szkoły, zmienił się diametralnie stosunek do Igora. Nikt nie miał okazji, aby go naprawdę poznać, bo jak zaprzyjaźnić się z kimś przez miesiąc? To jest a-wykonalne!
Czasami, gdy mówili o gejach miałem wrażenie, iż tylko żartują… Przynajmniej taką miałem nadzieję.

            -Dobra, ja lecę. - rzuciłem, podnosząc się.
            -Już? - zdziwił się Alex
            -Kaith, weź przestań. Siadaj. - próbował mnie pociągnąć z powrotem na miejsce Josh.
            -Nie. - zaprzeczyłem. - Muszę jeszcze się pouczyć. - nie była to dokładnie prawda. Chciałem jeszcze odwiedzić cmentarz.
            Po wyjściu z pomieszczenia chłodne powietrze uderzyło mnie w policzki. Objąłem się rękami, aby choć trochę było mi cieplej. Ale zimno… pomyślałem. Czemu nie założyłem kurtki? Cholera! Jest grudzień, a ja w samej bluzie. Oj Kaith, aż tak bardzo chcesz mieć zapalenie płuc? Zapytałem sam siebie. Po chwili pojawiła się myśl, że gdyby Sebastian żył to, nie pozwoliłby mi wyjść tak lekko odziany z domu… Sebastian…
            Po chwili doszedłem do cmentarza i ruszyłem w stronę grobu Seby. Świadomość bycia takim idiotą przemęczała mnie. Tak bardzo chciałem powiedzieć przyjaciołom o swojej orientacji, lecz nie potrafiłem, bałem się ich reakcji. Bałem się odrzucenia. Zależało mi na ich przyjaźni, tak samo jak im na mnie. Taką przynajmniej miałem nadzieję.
            Westchnąłem i zacząłem myśleć nad ostatnimi wydarzeniami. Ty byś mi pomógł poradzić sobie z problemami.
            Stałem tak chwilę, a może trochę dłużej? Mogłem spędzić tam kilka minut, albo kilka godzin. Straciłem rachubę czasu. Kiedy mróz zaczął mi doskwierać, ruszyłem w kierunku wyjścia.
            Gdy nadszedł zmrok, szedłem przez park, rozmyślając o swoich znajomych. Po chwili zauważyłem pewną postać stojącą pod latarnia. Wiem jak to brzmi, ale postać nie wyglądała na osobę do towarzystwa, wręcz przeciwnie. Zaintrygowała mnie. Byłem nią zainteresowany jak i wystraszony. Stanąłem w miarę w bezpiecznej odległości i obserwowałem.
            Osoba ta była ubrana na czarno, miała tego koloru bojówki oraz drogą, skórzaną kurtkę. Do spodni miała przyczepione łańcuchy, nosiła glany. Niestety nie wiedziałem jego twarzy (podejrzewałem, iż to mężczyzna), ponieważ miał założony kaptur. Zaintrygował mnie do tego stopnia, iż nie mogłem odwrócić od niego wzroku. Miałem wrażenie, że postać poruszyła się. Może spojrzał na mnie? Nie wiedziałem, żałowałem, że ma założony, ten głupi kaptur. Tak bardzo chciałem zauważyć jego twarz.
            Nagle zauważyłem, iż tajemnicza osoba zaczęła iść w moją stronę. Chciałem się ruszyć, ale nie mogłem. Stałem prosto, gdy mnie mijał, nie potrafiłem zmusić się do powrotu do domu. A może nie chciałem? Musiałem wyglądać, jak ostatnia sierota, która stoi ma środku chodnika, lecz w tamtym momencie, moje myśli krążyły wokół tajemniczej osoby.
            W pewnej chwili poczułem ból w barku, zachwiałem się, by złapać równowagę, odwróciłem się. W tym momencie spojrzałem w złoto-miodowe oczy. Dopiero po chwili zorientowałem się, iż musieliśmy się zderzyć, a przy okazji musiał mu spaść kaptur z głowy.
            Miał czarne, dłuższe od moich, włosy z czerwonymi pasemkami. W lewym uchy, jak i w prawej brwi widniały kolczyki. Chłopak wydawał się być mojego wieku.
            Nie potrafiłem odwrócić wzroku od jego boskich oczu, były hipnotyzujące. Patrzyliśmy sobie w oczy, nie wiem przez ile, dla mnie czas stanął w miejscu. Po chwili chłopak odwrócił się i ruszył przed siebie, postanowiłem wziąć z niego przykład i ruszyć do domu.

24 gru 2012

メリークリスマス!

Chciałam życzyć Wam wspaniałych, pogodnych rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia. Spełnienia wszystkich marzeń. Osobom, które piszą życzę dużo weny, aby ich opowiadania były co raz lepsze i mnóstwo różnych pomysłów ^^ Aby te Święta, jak i przyszły rok były pełne yaoi ;3
Jako, że nie umiem składać życzeń tak więc zakończę je w tym miejscu. Merry Christmas everyone and Happy New Year! A i prezentów masa xD


Korzystając z okazji chciałam podziękować za komentarze. Nie spodziewałam się, aż tylu ^^
Dzięki takim komentarzom chce mi się pisać. Arigatou Gozaimasu *ukłon*
Jeszcze raz dziękuję za miłe słowa (aż się boję, że zmaszczę coś i Was zawiodę..)

Pierwszy rozdział pojawi się, jak już wspomniałam w styczniu, no chyba, że bardzo będziecie chcieli go ujrzeć, to może wstawię go wcześniej.
O rozdziałach informuję przez gg lub przez meila ^^

Pozdrawiam i życzę jeszcze raz Wesołych Świąt ;3

21 gru 2012

Jedna Łza

Jest to one-shot, jak i prolog do ,,You are mine". Mam nadzieję, że spodoba się Wam. Bardzo chcę poznać Wasze opinie więc zapraszam do komentowania ^^
PS Nie umiem pisać takich ,,ogłoszeń" T.T



 
Patrzyłem na czubki swoich butów, gdy poczułem coś mokrego na policzku. I nie, to nie były łzy. Podniosłem głowę i spojrzałem w niebo. Było szare, ponure. Na dodatek zaczęło padać. Pogoda odzwierciedlała dokładnie to co czułem: smutek, żal… Czułem się jakbym rozpadł się na milion kawałków, które do siebie nie pasują. Westchnąłem.

Dziś są Zaduszki, drugi listopada, jedyny dzień w roku, który moja rodzina spędza go razem. Nie licząc bankietów oraz innych biznesowych spotkań, na których udaje szczęśliwą, kochającą się rodzinę. Jednak Zaduszki są szczególnym dniem, gdy razem idziemy do kościoła, na cmentarz. Razem odwiedzamy groby rodziny, której nigdy nie znałem. Zawsze zastanawiałem się, po co to robimy? Skoro przez tyle lat ojciec kłócił się z bratem, to dlaczego teraz zapala znicz na jego grobie? Dlaczego odwiedzamy grób dziadków, których nigdy nie widziałem? Moja rodzina nigdy nie interesowała się nimi, nigdy ich nie wspominała, tylko ten jeden raz w roku.

Moja rodzina składa się ze mnie, z siostry i rodziców. Nie obchodziła mnie siostra, która zawsze potrzebowała pieniędzy na ubrania, kosmetyki; która wymykała się z domu nocami, aby pójść na imprezę. Zabawne, jest ode mnie młodsza o dwa lata, a ciągle się mądrzy. Rodzice nigdy się mną, naprawdę nie interesowali. Matka wyjechała zaraz po moich narodzinach, wróciła po roku. Nie chcieli się mną opiekować, dali mnie Tobie na wychowanie. Ojciec zawsze siedział w swoim gabinecie i zajmował się firmą. Dla niego liczyła się tylko moja edukacja. Chciał, abym przejął firmę, chociaż nie interesowałem się tym. Wiem, że ważna była dla niego tradycja. Chciał, abym ją kontynuował i został prezesem stacji telewizyjnej. Nie chciałem tego. To nie dla mnie. Zawsze chciałem pracować w wytwórni muzycznej. Kochałem muzykę. Wiem, że według Ciebie powinienem iść na studia muzyczne i spełniać marzenia. Ja się jednak bałem, nie umiałem powiedzieć ojcu, że nie chcę przejąć rodzinnego interesu.

Najważniejszym członkiem rodziny dla mnie jesteś Ty. Chociaż już Cię nie ma wśród żywych. Wiedziałem, że Tobie mogę zaufać, w przeciwieństwie do rodziny. Ojciec nigdy Cię nie akceptował, traktował jak kolejnego pracownika. Matka mówiła, że jesteś dla niej jak własne dziecko, ale nigdy tego nie okazywała.

Przeniosłem wzrok na Twój grób. Zrobiło mi się smutno, nikt z mojej rodziny do Ciebie nie przyszedł tego dnia. Lecz ja o Tobie nie zapomnę.

Zabawne, nigdy nie sądziłem, że będę za Tobą tak bardzo tęsknił. Że zabraknie mi tego Twojego ,,Paniczu", które wychodziło za każdym razem z Twoich ust. Tyle razy mówiłem Ci, że chcę usłyszeć jak zwracasz się do mnie po imieniu, a nie to okropne ,,Paniczu". Różnica wieku była mała, ale nigdy nie usłyszałem go z Twoich ust. Żałuję. Teraz już nie słyszę tego znienawidzonego ,,Paniczu".

Odwróciłem wzrok i zobaczyłem miejsce, gdzie spoczywa Twoja rodzicielka. Twoją wolą było zajęcie grobu obok. Dlaczego? Twoja matka Cię biła, była alkoholiczką. Nie zajmowała się Tobą. Wiem, że w Twoje piąte urodziny powiesiła się na Twoich oczach. Nigdy nie traktowała Cię dobrze, nie była Twoją prawdziwą matką. Ona tylko Cię urodziła.

Prawdziwa matka powinna kochać, rozmawiać z dziećmi, spędzać z nimi czas, a ona tego nigdy nie robiła. Ale czy moja mama poświęca mi czas? Czy ze mną rozmawia? Nie. Jednak wiem, że ona mnie kocha, że się troszczy. Gdyby tak nie było, nie powierzyłaby mnie Tobie, prawda? Jednak uszczęśliwiając siebie i mnie, zabrała Ci dzieciństwo.

Westchnąłem. Dokładnie rok temu staliśmy w tym miejscu. Pamiętasz? Wtedy dowiedziałem się prawdy o Twojej matce. Nie rozumiałem dlaczego przyszliśmy tutaj, skoro takie cierpienie Ci zadała. Widziałem je w Twoich oczach, gdy słuchałem tej historii. Wiem, ile dla Ciebie ona znaczyła, wiem, że nie gniewasz się na nią nawet teraz. Gdy już Cię ze mną nie ma. Wiem, że przez nią nie żyjesz. Przekazała Ci w genach jakąś chorobę, która uaktywniła się kilka miesięcy temu.

Spojrzałem na Twój grób, a oczy mi się zaszkliły. Dlaczego Cię ze mną nie ma? Twoje miejsce jest przy mnie, a nie pod ziemią. Do dziś pamiętam Twoje obietnice, że nigdy nie będę sam.

Uśmiechnąłem się smutno. W końcu chcę spełnić Twoją ostatnią prośbę. Obiecałem Ci, że będę szczęśliwy, że ułożę sobie życie na nowo. Ale czy potrafię bez Ciebie? Gdy składałem tę obietnicę, myślałem, że wszystko będzie dobrze, że wyzdrowiejesz i  razem wrócimy do domu.   Z dnia na dzień z Twoim stanem zdrowia było co raz gorzej, aż w końcu nadszedł dzień Twojej śmierci.

Spuściłem wzrok. Nie umiałem patrzeć na Twój grób. Nie umiałem uwierzyć, że Ciebie już nie ma wśród żywych,  że nigdy Cię już nie przytulę.

Poczułem czyjąś rękę na ramieniu, odwróciłem się.  Zobaczyłem moją siostrę, nie spodziewałem się jej w tym miejscu. Dziewczyna mocno mnie przytuliła, a ja lekko ją objąłem drżącymi rękami.

Od czasu Twojej śmierci rodzina mnie bardzo wspiera. Wiem, że mogę na nią liczyć. Mama stara się, aby na mojej twarzy zawsze gościł uśmiech, siostra zaczęła więcej czasu ze mną spędzać, nawet ojciec przestał ciągle przesiadywać w swoim gabinecie. Teraz wiem, że moja rodzina wcale nie jest taka zła. Wiem, że mogę na nią liczyć, zaufać. Ojciec nigdy nie zaakceptuje moich dziwactw, ale wiem, że się stara. Wiem, że mimo tych wszystkich kłótni kocha mnie i moją siostrę, nie pozwoli, abyśmy byli nieszczęśliwi.

Już wiem, że Zaduszki to nie jest dzień na pokaz, że naprawdę wszyscy to przeżywamy. Nawet ja. W końcu każdy za kimś tęskni. Ojciec za bratem, z którym nigdy się nie pogodził, ja za Tobą.

Dlaczego zrozumiałem to dopiero teraz? W chwili gdy Ciebie już nie ma. Dlaczego musiało Ciebie zabraknąć, abym zaczął doceniać swoją rodzinę? Abym nauczył się jej ufać?

Nie wiem. Ale jest ona dla mnie bardzo ważna. Jest podporą. Oprócz niej i przyjaciół nie mam nikogo. Muszę zacząć doceniać to, co mam, bo rozstania bolą. A ja nie chcę czuć bólu. Już nie.

Delikatnie odepchnąłem siostrę, odwróciłem się, wyjąłem dwa znicze. Zapaliłem je i położyłem na grobie Twoim oraz Twojej matki.

Popatrzyłem na Twój grób ostatni raz.

-Żegnaj - szepnąłem, a z mojego oka poleciała łza. Jedna łza. Uśmiechnąłem się smutno. Muszę zakończyć pewien rozdział w swoim życiu. Dzień Zaduszek nie jest końcem, a początkiem.

Objąłem moją siostrę i razem ruszyliśmy do rodziców. Od jutra zaczynam nowe życie, dla Ciebie. Nie chcę Cię zawieźć i nigdy nie zawiodę.

Z tą myślą wsiadłem do limuzyny razem z resztą rodziny.

20 gru 2012

Postacie

Kaith jest osiemnastoletnim gejem, który bardzo przeżywa strate swojej miłości. Jednak co się stanie, gdy na jego drodze stanie przystojny nieznajomy? Jak przyjmie do wiadomości, iż wszystko w co wierzył jest kłamstwem? Czy jego przyjaciel przestanie być homofobem? Czy pomoże mu gdy Kaith będzie go potrzebować? A może murzyn wyjaśni kilka istotnych spraw? Wszystkiego się dowiedziecie czytając ,,You are mine"

17 gru 2012

Witam

Przydało by się przywitać. Tak więc jestem Ai~chan i będę zamieszczała tutaj swoje opowiadanie, na razie jedno. Później zobaczymy ^^ Jak widziecie opis już jest. Postacie mam nadzieję, iż pojawią się za tydzień. Mój ala prolog w bliżej nieokreślonym czasie. Mam nadzieję, że wam się spodoba ^^